wywiad ze stoicyzmem

95 9 0
                                    

wookami –  trzyletni bywalec Wattpadowy, przyszły student nauk przyrodniczych, histeryczny intelektualista, autor m.in. takich pozycji, jak „Leonard", „Miałem duszę", „Ja albo mój środkowy", „Gdybym kiedyś odszedł stąd nie obrażaj się na śmierć", „Histeria", „Anangaranda", „Piąte już zrobiłeś", „W malinowym chruśniaku", „Pieskie życie" oraz wielu, wielu innych.

Co sądzisz o fanfikach?

O, ostatnio akurat się nad tym zastanawiałem, w wyniku czego doszedłem do wniosku, że pisanie fanfików to z natury przedsięwzięcie, które służy czytaniu ze zrozumieniem. Zachęca nas do tego, by zamiast poddawać się standardowej interpretacji dzieła, wczytać się w możliwości między wersami (tu pewnie najczęstszym aspektem jest doszukiwanie się niekanonicznych relacji), mniej lub bardziej świadomie opracować charakterystykę postaci (choćby poprzez nasze wyobrażenia tego, jaka postać właściwie jest, by dzięki temu wywnioskować, jak może się zachować w stworzonej przez nas sytuacji), rozpoznać zignorowane czy słabo rozegrane wątki i napisać je po swojemu. I tym podobne. Może czuć moją opinię pewnym patosem i nie każdy by się zgodził, że autorzy ff angażują się w właśnie takie rzeczy, ale przynajmniej jest taka artystyczna możliwość. Ja osobiście staram się wyciągnąć z pisania ff coś więcej, idąc właśnie w podobnym kierunku. Podsumowując, obok typowych korzyści wyrażania się poprzez pisanie, które są rozmaite i można by o nich długo rozprawiać, przy pisaniu ff ma miejsce interakcja z czyimś słowem, co jest potencjalnie wysokim poziomem komunikacji. Wziąć odrobinę podstawowego materiału i zbudować wkoło niego dużo więcej. Właściwie nie różni się to bardzo od pracy licencjackiej.

Z tego względu ff oferuje nam coś dobrego. Poziom prac czy zachowanie społeczeństwa skoncentrowanego wokół ff to już kwestia względna.

Skąd u Ciebie taka różnorodność prac?

To zależy. Próbowałem na przykład pisania dla różnorodnych fandomów, żeby, gdy już coś oglądałem, czytałem czy chłonąłem w innej formie, nie być biernym odbiorcą treści, tylko wykazać się minimum analitycznych tendencji. A fandomów nazbierało się trochę z tego prostego powodu, że jestem ciekawski. Każde dzieło to obietnica rozmowy, zachęty do czegoś, o czym nigdy przedtem nie myślałem, albo informacja, której dotąd nie posiadałem. Formy literackie, których mogę się złapać, to czasem dzieło przypadku, jak to, że w gimnazjum pisałem wiersze, bo mój umysł nie sprzyjał opowiadaniom. Innym razem mogę wybrać daną formę literacką w nadziei na wyzwanie i zawiązanie nowych neuronów, nowych umiejętności. Czasem mogę wyciągać rękę w stronę innej grupy odbiorców, jak w przypadku przejścia na pamiętniki po refleksyjnej fikcji z okazjonalnymi czynnikami autobiograficznymi czy alegorycznymi.

A skoro już przy fandomach jesteśmy, który wspominasz najlepiej?

Myślę, że to na zawsze pozostanie fandom "Haikyuu". Sama seria obudziła we mnie masę pozytywnych uczuć i myśli, co przełożyło się na presję pisania i pojawienie się na wattpadzie. Niedawny drugi seans fabuły absolutnie mnie rozbroił. W dodatku wspomniane początki na wattpadzie pozwoliły mi na sformowanie wielu cudnych znajomości, przez co jestem mocno uwarunkowany, by "Haikyuu" i towarzyszący zasób ludzki budziły u mnie przyjemne skojarzenia.

Jakim cudem udało Ci się napisać aż osiemdziesiąt prac?

Wypada pewnie zaznaczyć, że większość z nich nie jest specjalnie długa, więc to o tyle mniej piśmiennictwa. Przez długi czas pisałem co dzień, co niejednokrotnie zamieniało się w nową pracę lub przynajmniej nowy rozdział. Pozwalałem sobie na eksperymentowanie i podejmowanie ryzyka poprzez dzielenie się pomysłami, których nie byłem zupełnie pewien. Pozwoliło mi to więc na kumulację większej liczby motywów i wykorzystanie większego zakresu mojej wyobraźni. Choć tuż przed tymczasowym zawieszeniem mojego konta kilka prac wróciło do grona prac roboczych.

PISARZ: wakacje 2019Where stories live. Discover now