sense of security

1.4K 135 47
                                    

Miłość to poczucie bezpieczeństwa.

Tego dnia ulice były wyjątkowo puste. Felix mógł przysiąc, że na palcach jednej ręki mógł policzyć wszystkie osoby, które spotkał. Nie wiedział, dlaczego nikt nie postanowił wyjść dzisiaj z domu, jednak z drugiej strony nie bardzo się tym przejmował. Dla niego było to na plus. Wyszedł tylko do pobliskiego sklepu, po parę rzeczy potrzebnych do przygotowania obiadu, więc brak ludzi jak najbardziej mu odpowiadał.

Szedł właśnie wąskim chodnikiem, mijając kolorowe szyldy sklepów, barów czy restauracji. Był już w stanie zauważyć mały sklepik miłej, starszej pani, do którego chodził przynajmniej parę razy w tygodniu. Kobiecina była już przyzwyczajona do widoku młodzieńca, więc za każdym razem, gdy pojawiał się w drzwiach, witała go serdecznym uśmiechem i jagodowym cukierkiem. Felix dziękował cichutko, wyjmując z kieszeni pogniecioną listę zakupów.

Teraz miało być tak samo. Rudzielec przeszedł jeszcze paręnaście metrów, otwierając drzwi. Powitał go dźwięk dzwonka i miły uśmiech kobiety, stojącej za ladą.

- Dzień dobry, pani Choi.

- Dzień dobry, Felix - staruszka odpowiedziała, wyciągając w stronę podchodzącego Lixa naczynie ze słodyczami. Dłoń chłopaka od razu powędrowała w tamtą stronę, a spomiędzy warg już wydobywały się pierwsze sylaby podziękowania. Ukłonił się, zabierając koszyk i znikając między paroma regałami.

***

- Do widzenia, miłego dnia!

Zanim Felix wyszedł ze sklepu, zostawił w nim jeszcze jeden piękny uśmiech, po czym skierował się w stronę drzwi.

Kiedy tylko wyszedł na zewnątrz, do jego uszu dotarł śpiew ptaków, który aktualnie był jedyną rzeczą, przerywającą tę długą ciszę. Ruszył w kierunku mieszkania, podśpiewując sobie pod nosem usłyszaną gdzieś melodię.

Kiedy jego telefon zawibrował, wyjął go z kieszeni, sprawdzając, jak się okazało, wiadomość od Chana.
Starszy był już przyzwyczajony do częstych wizyt młodszego w sklepie, więc nie musiał nawet pytać, gdzie Lix się teraz znajduje, bowiem zazwyczaj wychodził o tej samej godzinie.

"Zostań przy sklepie. Jestem niedaleko, wrócimy razem, okej?"

Felix szybko odpisał, oczywiście się zgadzając, po czym cofnął się parę kroków, opierając o ścianę budynku. Zaczął przeglądać coś w swoim telefonie, co chwilę podnosząc znad niego wzrok, upewniając się, że Chana jeszcze nie ma.

- Hej, pedale! - usłyszał krzyk ze swojej lewej, więc jego głowa automatycznie skierowała się w tamtą stronę. Szybko jednak odwrócił wzrok, zauważając dwóch mężczyzn, zdecydowanie zbudowanych lepiej niż on. - Co jest, boisz się?

Głośne śmiechy zagłuszyły śpiew ptaków, który i tak zdawał się ucichnąć po pierwszym krzyku. Felix starał się ich ignorować. Chciał po prostu udawać, że w jego pobliżu wcale nie znajduje się dwójka homofobicznych, postawnych mężczyzn, a on wcale nie trzęsie się ze strachu na myśl o tym, co mogą mu zrobić.

***

Chan wesołym krokiem szedł przed siebie, pogwizdując pod nosem melodię jakiejś piosenki. Był dzisiaj aż zbyt radosny, jednak to przecież nie było nic złego. Na jego ustach spoczywał szeroki uśmiech, kiedy powoli dochodził do sklepu starszej pani. Wystarczyło jeszcze skręcić i przejść parę metrów, co zresztą już po chwili zrobił. Będąc przed drzwiami zatrzymał się, zaczynając rozglądać się za swoim chłopakiem, jednak jego nigdzie nie było. Miał na niego czekać, gdzie w takim razie teraz był?
Lekko zaniepokojony wszedł do sklepu, witając się z właścicielką.

𝚆𝚑𝚊𝚝 𝚒𝚜 𝚕𝚘𝚟𝚎? | ᶜʰᵃⁿˡⁱˣWhere stories live. Discover now