28.

2.4K 147 55
                                    

Dinah* 

Nigdy...ale to prze nigdy nie złamałam tylu przepisów co w tym tragicznym dla mnie dniu. Na początku kiedy dostałam ten telefon od Mani spodziewałam sobie że jest już tak bardzo zdesperowana że w najbardziej okrutny sposób próbuje ściągnąć mnie do siebie. Jednak kiedy Ally wydarła się przez telefon że to nie bajka i Lauren leci do szpitala w stanie krytycznym wywołało u mnie taki skok adrenaliny że zapierdalałam jak na wyścigach. Zdążyłam powiadomić Caluma i Camilę o tym co się stało bo było to nie lada zaskoczenie. Za pierwszym razem kiedy próbowała się zabić nie było to aż tak potężne jak to. Bałam się tego co usłyszę jednak odstawiłam wszystkie urazy na bok. Moja przyjaciółka obecnie jest zdana na łaskę Boga w którego wierzy nasz Allysus. 

Kiedy dojeżdżam to ruszam od razu do szpitalnej recepcji. Koleś recepcjonista patrzy na mnie jak na potencjalny obiekt do ulżenia sobie. Nie radzę mu mnie wkurwiać. 

-W czym Pani pomóc?

-Trafiła tutaj Lauren Jauregui...chcę wiedzieć  w jakiej sali leży.

-Możemy takie dane udzielić tylko rodzinie,jest Pani kimś z rodziny?-Ta.

-Jestem jej siostrą.-Mierzy mnie wzrokiem...ty pieprzony kretynie.-Matka dupy dała innemu okej? Ja się nie wpierdalam w to jak wygląda Pana rodzeństwo o ile je Pan ma więc proszę mi powiedzieć gdzie leży moja siostra pókim dobra dla Pana i tego dwuznacznego wzroku.

Podał mi dane w bardzo ekspersowym tempie. Kiedy poleciałam wręcz pod salę ujrzałam najpierw wychodzącego z niej zapłakanego Caluma. Oczywiście od razu wzięłam go w swoje ramiona. Jakby ktoś go zaciął na jednej płycie...obwiniał się o to że zostawił nas przez napływ emocji i teraz ma tego konsekwencje. Powiedziałam mu że to nie jego wina i że powinien odpocząć. Na pocieszenie go powiedziałam mu o recepcjoniście i tym co mi zrobił. Niech się powkurwia i zajmie się personelem. Dał mi buzi w czoło i sam na zawołanie ruszył tam podczas gdy ja na jednym wdechu weszłam do sali gdzie leżała Lauren. 

Miałam ochotę wyć kiedy zobaczyłam te ustrojstwa które są podłączone do niej. Normani siedziała przy niej i wycierała twarz mokrymi chusteczkami. Sama zabrałam jej kartotekę przypiętą do łóżka i poczytałam co nieco. Zdążyli w ostatnim momencie. 

-Tęskniłam za tobą.-Odkładam teczkę na jej miejsce i zerkam na niewyspaną dziewczynę która ma nadzieje w oczach. 

-Nie pora teraz na ckliwe momenty i wyznania Normani,powiecie mi jak to się stało do jasnej cholery że ona tu leży teraz i nie wiadomo co dalej?

-Myślisz że my wiemy? Byłyśmy przed wczoraj na imprezie i wszystko było normalnie,a wczoraj rano taki es...gdyby nie to że Ally była nie daleko to nie wiem...-Mhm rozumiem. 

-Przyjechałam tutaj na parę dni,możesz wrócić do domu zostanę z nią chwilę bo potem jeszcze wpadnie tu Camila.-Podniosła się tak szybko że aż mnie to zaskoczyło. 

-Ona nie ma prawa wejść do tej sali! Od momentu tego jak to rozegrała Lauren nie była taka sama i o to są efekty! To przez Camilę Lauren teraz tu leży!-Pchnęłam ją na ścianę bo nie dałam rady. 

-Targają tobą emocje Normani,w tej chwili wypierdalasz do domu i odpoczywasz. Uważaj żeby lepiej nie powiedzieć za dużo bo konsekwencje słów wypadają potem w czynach.-Lecą jej łzy z oczu ale posłuchała mnie i wyszła. 

Ja usiadłam przy Jauregui i nagle sama oddałam się rozpaczy. Dlaczego to zrobiłaś ty cholerna kretynko co? Nie rozumiem dlaczego?! Zdajesz sobie sprawę że możesz się nie obudzić? Jeżeli za słaby masz organizm przez te zaniedbanie to nie wiadomo co z tego wyniknie! 


Camila*

Udało mi się spierdolić i znaleźć się w szpitalu dopiero na wieczór. Kiedy Dinah powiadomiła mnie o tym co się stało to miałam wrażenie że jakaś część mnie właśnie umarła. Nie dopuszczałam do siebie tego nawet. Kiedy dotarłam do szpitala to recepcjonista zasłabł na mój widok więc wykorzystała okazję i na jego komputerku sprawdziłam sobie salę w której leży moja Lo. Szybko tam pobiegłam i kiedy ujrzałam Lauren w tym łóżku...pękłam do tego stopnia że DJ złapała mnie w swoje ramiona. Moja Lauren chciała ponownie odebrać sobie życie. Ja po prostu w to nie wierzę. To nie jest prawda. 

-Co ona tu robi?!-Odsuwam się od DJ kiedy słyszę wkurwiony ton głosu Mani. 

-Przyjechałam zobaczyć Lauren.

-Po chuj?! Przecież miało cię nie być w jej życiu to na chuj nagle wracasz po takim czasie co?!-Nie rozumiem o co jej chodzi. 

-Bo kocham ją tak samo jak wy i mam takie same prawa jak wy Normanie,przestań robić jakieś żałosne scenki i uspokój się bo to szpital nie klub.

-Straciłaś do niej prawa po tym jak to przez ciebie tutaj wylądowała!-Ruszyła na mnie jednak ku memu zaskoczeniu DJ stanęła przede mną i popchnęła Normani tak że ta poleciała na ziemię jak długa. 

-CO TY ODPIERDALASZ DINAH?!-Podnosi się i zerka wściekła.

-Nie masz prawa podnosić ręki na żadną z nas tym bardziej na Camilę która to pragnę ci przypomnieć pierwsza padła ofiarą waszej intrygi i ona rozegrała to z klasą. Wypierdalamy stąd i zostawiamy je same...spróbuj tylko coś odwalić a serio ci zajebie Normani bo tracę do ciebie cierpliwość.-O cholera.  

Wyjebała ją z sali i sama wyszła. Wtedy mogła spokojnie zostać sama z Lo. Wyglądasz tak spokojnie kochanie. 

-Naprawdę pomimo tego że leżysz tu chodź nie powinnaś to nie wyglądasz źle Lo wiesz? Mówi się że do osób w śpiączce powinno się mówić i zachowywać naturalnie. Zastanawiam się dlaczego tak bardzo chciałaś to zrobić? Wiesz doskonale że to nie ja namówiłam cię do tego co się stało prawda? To nie była moja wina że to zrobiłaś!-Znowu te łzy.-Wszystko da się zrobić inaczej wystarczy chcieć. Jednak nie mam zamiaru zostawiać ci tej rany na psychice. Wybaczę ci wszystko...dosłownie wszystko jeżeli tylko się obudzisz Lauren...o nic więcej cię nie poproszę tylko o to byś się obudziła. Kocham cię tak bardzo mocno nie wybaczę sobie tego jeżeli nie wstaniesz...i wtedy nie wybaczę też tobie!-Opieram się o jej łóżko ponieważ odczuwam niemoc...jest mi słabo wręcz. 

Po prostu nachylam się i składam delikatny pocałunek najpierw na jej czole a potem na ustach. Tak bardzo chcę żeby dała radę i się obudziła. O tym marzę. Wychodzę z sali i nie widzę nigdzie Kordei. Za to DJ mówi mi że odprowadzi mnie do samochodu. Wsiadamy do niego szybko póki jeszcze te hieny nie wyczaiły że mam samochód na tyłach. 

-Nie miałam pojęcia że masz tak napiętą relację z Mani...moja wizyta wcale nie pomogła.-Macha ręką jakby to nic nie znaczyło.

-Moja relacja z Mani dalej nie istnieje i jeszcze długo nie będzie miało miejsca coś takiego pomiędzy nami,co zamierzasz?-Eh.

-Powiedziałam że dopóki Lauren się nie obudzi ja się nie ruszę z tego miasta,jeżeli to nastąpi to chciałabym żebyś mnie poinformowała zostawię coś dla niej i odejdę.-Strasznie boli mnie serce. 

-Sama wiesz że jak Lauren wstanie to zrobi Mani piekło za coś takiego. To nie jest twoja wina że ona tam leży...nie podoba mi się ich działanie pod wpływem emocji ale albo to zrozumie albo serio jej pomogę.-Uśmiecham się do niej.

-Wiem że to nie moja wina. Nie miałam pojęcia że Lauren jest taka krucha jednak nic na to nie poradzę...to ona nie dała rady z tym co się stało.

-Dokładnie Mila.

-Odwieźć cię?

-Mam tutaj swoje auto...i jeszcze nie widziałam się z skrzatem więc zostanę a ty wracaj. Kocham cię Mila.

-Ja ciebie też kocham DJ.

Wyszła i wróciła do szpitala. Mój kierowca ruszył od razu przed siebie a ja pozwoliłam swoim łzom dać upust. Ona nie jest jednak taka silna jak się wydawała. 

Miłego Czytanka^^

"Zgadnij Kto To" // Camren [ Zakończone ]Where stories live. Discover now