MIKOŁAJ POW. Właśnie minął rok... Rok od kiedy straciłem miłość mojego życia... Rok temu pozwoliłem aby ten sukinsyn, Borys ją zastrzelił... Do teraz pamiętam jak to się dokładnie stało, jakby to było wczoraj...
Wbiliśmy z Karoliną do tego baru... Pijany Borys robił niezły rozpierdol... Jak głupi usłuchałem Karoli i pozwoliłem jej działać samej... Podeszła do niego z kajdankami w ręku. Jak dziś pamiętam tę rozmowę...:
-Borys... Co ty odpierdalasz człowieku!?
-Smutno mi było...- mruknął w odpowiedzi.
-I dlatego zalewasz pałę na umór?!- spytała retorycznie.
-Skoro ty mnie nie chcesz, musiałem sobie jakoś radzić...
-To nie jest powód do tego, żeby rozwalać lokal- była ostra i stanowcza, ale spokojna, jak zawsze... -Dlaczego to robisz?!
-Tak wyszło...
-Yhm. To ja ci teraz powiem co wyjdzie. Ty wyjdziesz stąd, ze mną za rączkę, tylko że rączki będziesz miał zakute w kajdanki...- zachowywała spokój -Zawiozę cię na izbę... Wytrzeźwiejesz... Prześpisz się... Zapłacisz rano rachuneczek i się zastanowisz co się wydarzyło- streściła mu cały plan -A teraz dawaj te łapy!- rozkazała chłodno. Ja cały czas, tak jak prosiła, trzymałem się z tyłu.
-Nie, nie, poczekaj...- wyciągnął rękę.
-Nie poczekaj, Borys...- nie chciała się zgodzić.
-Poczekaj!- stał przy swoim -Musisz mi coś obiecać!
-Nie muszę ci nic obiecywać Borys!
-Musisz!- nalegał piańsko.
-Nie, nie muszę!
-Tylko jedną rzecz mi musisz obiecać...- powtarzał jak zdarta płyta.
-Słucham...- westchnęła ciężko, rzucając mi zmęczone spojrzenie, ale mówiące że ma wszystko pod kontrolą.
-Obiecaj mi że... Że się ze mną jeszcze umówisz...- wygęgał się wreszcie.
-Nie no, ja nie wierzę!- jęknąłem, krzyżując ręce na klatce. I to był chyba mój błąd... TEN zapalnik kolejnych wydarzeń, które posypały się jak domek z kart...
-Borys nie umówię się z tobą!- trwała przy swoim.
-Obiecaj mi to...!- błagał.
-Nie, nie umówię się z tobą!
-Musisz!
-Nic nie muszę! I tego nie zrobię bo nie chcę!
-Obiecaj mi to!
-Daj mi te łapy!
-Obiecaj!- mówiąc to chciał ją sięgnąć. Położył jedną dłoń na jej boku, a drugą na policzku.
-Borys zostaw mnie!
-Błagam cię Karolinka!
-Ale zostaw mnie!- wtedy już nie mogłem wytrzymać i wkroczyłem. Stanowczo go od niej odsunąłem.
-Mikołaj Błagam cię! Proszę cię, ja już to kończę!- odwróciła się do mnie stanowczo, z zawziętością w oczach.
-Ja już to kończę!- powtórzyła.
-Po prostu szkoda mi...
-Spokojnie...- dodała i wróciła spojrzeniem do Borysa -Dawaj te łapy!
-Serio..?! Wolisz jego, tak?!
-Borys...
-Tak?! Wolisz takiego ku*wa dzieciaka ode mnie?!
-Skończ już tą gadkę, słyszysz?!
-Przecież między nami coś jest!
-Między nami nic nie ma i między nami nic nie było i się zamknij bo zaraz przestanę cię traktować jak kolegę!- powoli kończyła jej się do niego cierpliwość...
-Proszę cię, nie mów tak...
-Borys dawaj mi te łapy, bo cie naprawdę potraktuję jak bandziora!- podniosła na niego głos, po czym dodała -Wyciągaj łapy do przodu!- rozkazała i zaczęła mu skuwać jedną rękę. Wtedy właśnie od się wyrwał i złapał za leżący na stole nóż... Oczywiście wyciągnęliśmy bronie i krzykiem próbowaliśmy go namówić do odłożenia go... Żadne gadanie nie pomogło, a nagle rzuciły się na niego te młodziki... Dołączyłem do nich, aby im pomóc, szarpaliśmy się z nim, a Karolina po prostu stała z tyłu i to wszystko obserwowała...
W którymś momencie popełniłem TEN błąd... Szarpnąłem nim do tyłu, nie wiedząc że ma w ręku broń... Ledwo to zrobiłem pociągnął za spust i rozległ się huk... Spojrzałem przerażony na stojącą dobre 5 kroków od nas Karolinę... Na twarzy mojej księżniczki odmalował się szok, jak w transie dotknęła miejsca pod obojczykiem opuszczając broń i... upadła... Bez życia... A wokół niej powoli pojawiała się kałuża krwi... Zamarliśmy wszyscy na parę sekund... Potem się otrząsnąłem i wrzeszcząc na Borysa go skułem, a gdy to zrobiłem, przyskoczyłem do Karoliny... Nie miała pulsu na obwodzie... Od razu rozpocząłem RKO i wezwałem ratowników przez Jacka. Łzy cisnęły mi się do oczu... Minuty ciągnęły się jak godziny, gdy wreszcie przyjechali... Wtedy już płakałem, nie mogłem jej stracić... Ale ona nie wracała... Ku mojej rozpaczy lekarz stwierdził zgon na miejscu... Strzał był śmiertelny... Wykrwawiła się na moich oczach... Najgorsze co mogłem przeżyć w całym moim życiu... Nie kryłem się z moją rozpaczą, gdy ją tuliłem w moich ramionach, ignorując metaliczny zapach krwi, od którego lepiliśmy się oboje... Nic się już nie liczyło bo straciłem ją...
-Szefie, może weźmie szef wolne?! Damy sobie tu z Miśkiem radę...- wyrwała mnie z zamyślenia Czarna. Spojrzałem na nią. Szatynka stała nade mną z troskliwą miną.
-Nie Czarna... Dam radę, spokojnie...- uśmiechnąłem się do niej słabo.
-Mikołaj... Daj sobie chwilę na odczucie bólu... Wiem że za nią tęsknisz...- gdy to powiedziała westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłońmi.
-Właśnie! To chociaż zrób sobie parę godzin wolnego...- cisnęła. Wiedziałem że nie odpuści, więc niechętnie się zgodziłem.
-Ok... Za 5 godzin wracam!- powiedziałem, wstając z krzesła.
-To jest ci potrzebne! Naprawdę!- przytuliła mnie szybko, ale mocno.
-Pilnuj interesu Czarna! Nie wywińcie nic z Miśkiem!- przykazałem jej poważnie.
-Aj aj kapitanie!- rozbawiona zasalutowała w odpowiedzi.
-Niedługo wracam!- przypomniałem jej z uśmiechem. Czarna wróciła do lokalu, a ja wsiadłem do samochodu i pojechałem na komendę. Nie zajęło mi to specjalnie długo...

CZYTASZ
Miniaturki PiP
Short StoryTu będę zamieszczać krótkie opowiadania o bohaterach z serialu "Policjantki i Policjanci"