1. - I'm A Wanted Man

808 57 55
                                    


Płuca paliły mnie żywym ogniem. Biegłem przed siebie, wykorzystując całą energię skumulowaną w zaniedbanym ciele, nie mniej siłę w długich nogach. Byleby uciec. Byleby mieć szansę na przeżycie, nawet jeśli ta szansa ma być moim ostatnim podarunkiem od parszywego losu.

Oddychałem ciężko przez otwarte usta do których niefortunnie wpadały ciążące mi na języku krople deszczu. Chłodna, letnia mżawka lała się z nieba strumieniami, przy okazji spływając po moich policzkach i zmywając z nich pot, krew i łzy.

Cóż, tego ostatniego tak naprawdę na nich nie było, a przynajmniej nie w tej konkretnej scenerii. Chciałem tylko dodać dramatyzmu całej tej sytuacji. Ba, owa sytuacja była aż nad wyraz dramatyczna. Praktycznie niczym wyjęta z old - schoolowego filmu akcji... Wolałbym, żeby taka nie była, ale na to nic już nie mogę poradzić.

Do rzeczy.

Jestem zbiegiem. Jestem bandziorem. Jestem cholernym zbirem.

Świat patrzył na mnie poprzez pryzmat moich wad. Byłem postrzegany jako zła osoba, a potępienie mi się należało, ale ja też miałem serce, dwa płuca i mózg. Innymi słowy, byłem człowiekiem. Kolejnym, szarym członkiem populacji homo sapiens. Moralność to kwestia względna. Stereotypowe patrzenie na świat w niczym nam nie pomoże. Zmieniając perspektywę dodam, iż nie interesowały mnie epitety, którymi ludzie bez uprzedniego, a wręcz powiedziałbym niezbędnego, zapoznania się z moją historią, obrzucali mnie z każdej możliwej strony.

W tej chwili miałem dość naszej ludzkości. Aczkolwiek nadal w pewien sposób za nią tęskniłem. Odczuwałem przenikliwą tęsknotę za tym kontaktem ze światem zewnętrznym, które więzienie w Texasie mi zabrało.

Nie fatygowałem się rozmyślaniem nad konsewencjami moich czynów. Rozgrzeszenia i tak już nie dostanę, ani od księdza ani od przeciętnych zjadaczy chleba. Interesował mnie fakt, że właśnie uciekłem z więzienia. Byłem na wolności.

Modląc się w duchu, aby nogi tym razem mnie nie zawiodły, chwyciłem za ostry drut oddzielający mnie od reszty świata, od cywilizacji, po czym zacząłem się wspinać. Całe szczęście zabezpieczenie nie było pod napięciem. Sprawdziłem to już wcześniej, podczas jednego ze spacerów, kiedy to w słoneczny dzień dostałem ataku paniki i rzuciłem się na ten sam płot.

Krew ciekła mi po rozoranych palcach, tworząc na nich nierówny rządek nowych ran oraz otwierając te stare, kiedy przerzuciłem nogę przez prowizoryczny płot, czując, że jeszcze chwila, a zostanę złapany na gorącym uczynku. Co prawda wcześniej popsułem trzy albo cztery kamery na tyłach więzienia, ale strażnicy na pewno za chwilę zorientują się co jest grane.

Mój rutynowy strój, zazwyczaj składający się z pomarańczowego, jaskrawego, a co najgorsze obrzydliwego kombinezonu, został pod pryczą w mojej celi. To co miałem na sobie w chwili upragnionej ucieczki niegdyś należało do jednego z klawiszy. Chyba idzie się domyślić, jaki los go spotkał, skoro teraz to ja miałem na sobie jego ubranie?

Może przesadzam? Nie, nie zabiłem go. W zamian uderzyłem go w głowę. Całkiem mocno. Był nieprzytomny, ale żył.

Chyba.

Nie odwracając się za siebie puściłem się biegiem w stronę pierwszego, lepszego samochodu, który wyglądał na najbardziej cywilizowany i zwyczajny. Potrzebowałem czegoś mało rozpoznawalnego. Czegoś, co pracownicy więzienia nie będą w stanie znaleźć lub będzie im na tym zależało tak mało, że zapomną o zgubie.

Z całej siły kopnąłem w drzwi od strony kierowcy, kiedy te nie ustąpiły pod naporem moich dłoni. Klamka ani drgnęła. Deszcz przesiąknął całkowicie przez moje cienkie ubranie. Bez wahania zrzuciłem z siebie doszczętnie przemoczony podkoszulek, ukradziony od więziennego klawisza, wyrzucając go w krzaki rosnące przy płocie więzienia, po czym raz jeszcze kopnąłem w drzwi malutkiego, osobowego samochodu.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz