7- Gangsta

358 39 34
                                    

Pchnąłem drzwi prowadzące do starego lombardu. Dzwonek nad drzwiami wydał z siebie wysoki, wręcz piskliwy dźwięk, przez co skrzywiłem się, czując się bardziej wyczerpany psychicznie aniżeli fizycznie.

Pięć kilometrów to stosunkowo krótki dystans, ale nie kiedy podróżuje z tobą nadmiernie aktywny siedemnastolatek. Przy nim czułem się staro. Energia rozpierała Luke'a przez całą naszą przeprawę przez las, jak i drogę tak suchą, iż z daleka przypominała pustynię. Jeśli nie gadał jak najęty, opowiadając mi o nieistotnych detalach swojej osoby, bardziej z potrzeby zajęcia czymś myśli niż chęci nawiązania rozmowy, to opychał się kalorycznymi batonikami, ukradzionymi ze stacji. Ja ostatnio nie miałem wilczego apetytu, w odróżnieniu od Luke'a, który nic ewidentnie nie posiadał deficytu energetycznego. Dlatego oddałem mu również własną porcję prowiantu, tłumacząc, że niedługo i tak kupię czy w jakikolwiek inny sposób załatwię coś lepszego, nie mniej bardziej pożywnego niż śmieciowe żarcie ze stacji.

Skóra na odkrytym karku paliła mnie i swędziała, tak wielką ochotę odczuwałem, aby odwrócić się i tylko zerknąć przez ramię czy Luke przypadkiem nie uciekł. Uparłem się, że sam załatwię swoje sprawy, podczas gdy chłopak będzie stać na czatach i w razie niebezpieczeństwa wejdzie do środka. To był nasz tajny znak, ale nie jestem pewien czy kiedykolwiek go wykorzystamy... W końcu istnieje ogromny procent szansy, że Luke już dawno zwiał i właśnie kierował się w stronę najbliższego posterunku policji, aby nakablować na mnie i z uśmiechem na ustach zamknąć mnie za kratkami.

Przełknąłem ciężko ślinę, drapiąc się niepewnie po spoconym i poparzonym od słońca karku, po czym powolnym krokiem, niczym skazaniec wchodzący na szafot, zbliżyłem się do lady. Za kasą siedział staruszek, ewidentnie zmęczony swoją pracą. Jego siwe, powiedziałbym nawet gołębie włosy, były rozczochrane, a ten artystyczny nieład na jego głowie sprawiał, że przypomniał mi się mój własny dziadek. Zdusiłem w sobie jakiekolwiek emocje czy empatię. Włożyłem ręce do kieszeni bluzy, siląc się na neutralny wyraz twarzy.

- Dzień dobry - wydusiłem z siebie w końcu. Orzechowe oczy starca uniosły się znad krzyżówki, którą właśnie wypełniał i otaksowały mnie od góry do dołu. Mężczyzna zmarszczył czoło i odłożył ołówek wraz z krzyżówką na ladę kasy.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

- Mam do sprzedania telefon - nie tłumaczyłem się. Tylko winni się tłumaczą. Zamiast tego mówiłem ściśle i na temat.

Położyłem urządzenie tuż obok pomarszczonej i spracowanej dłoni staruszka. Jego drżące palce uważnie zbadały komórkę. Mężczyzna krótką chwilę obracał ją w ręku, aby na sam koniec potrzymać ją płasko na rozłożonej dłoni, jakby conajmniej ją ważył. Zmarszczyłem brwi, przypatrując się jego poczynaniom.

- Ile za to dostanę? - nie spuszczałem z niego wzroku, niczym zahipnotyzowany jego ruchami, które nie miały nic wspólnego z ustaleniem ceny.

Jeśli mnie oszuka to przysięgam, że starowina straci tę rękę.

- Hm... - mężczyzna poprawił okulary, które opadały mu na długi, lekko spiczasty nos. Spojrzenie jego ciemnych oczu znów prześlizgnęło się z komórki wprost na mnie - Myślę, że pięćset to dobra cena.

- Tylko pięćset? - nie zamierzał wyjść z lombardu z podkulonym ogonem. Potrzebowałem pieniędzy, jak nigdy wcześniej - Niech pan spojrzy! Telefon jest w nienaruszonym stanie. A poza tym to dobry, nowy model.

- Ale nie najnowszy. To jest szóstka, a siódemka ostatnio wyszła na rynek - to mówiąc sprzedawca podsunął mi pod nos komórkę, pukając w bliżej niezidentyfikowane miejsce na ekranie telefonu - A tutaj ma pan rysę.

¡wanted! (muke)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz