Część 11

80 6 3
                                    

(Plan z poorawianiem opowiadania nie wyszedł, może za kilka lat)

    — Chciałbym abyś odwalił się od Doknesa — powiedział Diler, poważnie się we mnie wpatrując. W jego spojrzeniu widziałem taką wielką nienawiść, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno leżał bym ty martwy.

    Złapałem swoją gorącą filiżankę w dłonie i począłem wpatrywać się w jej zawartość. Bałem się spróbować tego brązowawego płynu. Nie wiadomo przecież, czy czegoś tam nie dodał.

    — Mogę to zrobić — odpowiedziałem spokojnie. Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. — Tylko na początku się, na nim zemszcze — uśmiechnąłem się lekko, kierując wzrok na wysokiego bruneta w czarnych nerdach.

    Tak. Dokładnie. Doknes musiał zapłacić za to, co zrobił Mojemu Miltiemu. Może nie koniecznie musiał umierać. Ale za to pragnąłem patrzeć jak cierpi katusze.

    Warga chłopaka drygnęła lekko, a jego palce zacisnęły się na filiżance. Nie podobał mu się mój pomysł. I w sumie mu się nie dziwiłem. W końcu wiadome było, iż darzył chłopaka specialnym uczuciem. W końcu kazał mi się od niego odwalić.

    — Jeśli to zrobisz, zabije cię — spokój z jakim wymówił te słowa, sprawił, że się wzdrygnąłem. —  Nie pozwolę ci go skrzywdzić.

    — W takim razie, nie spełnie twojej proźby — oznajmiłem, po czym gwałtownie wstałem. — Nie wiem, dlaczego tak bardzo go lubisz, on zabił ludzi! Jest mordercą! — walnąłem w stół pięścią, gdy przed oczami pojawiła mi się zakrwawiona sylwetka Multiego na masce samochody.

    — Zrobił to dla ciebie — ton jego głosu zmienił się na owiele ostrzejszy. — I wiele innych rzeczy też, by TOBIE było lepiej — też wstał z krzesła. — Jesteś idiotą, że tego nie zauważyłeś!

    Przegryzłem wargę. Od razu przed oczami stanęły mi sceny, w których ten wspaniały brunet się o mnie troszczył. Racja... Zawsze mi pomogał. A teraz ja chciałem zabić, go za jedno morderstwo, mojego crusha.

    — To nie usprawiedliwia jego zabójstwa — powiedziałem szybko, po czym odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę wyjścia. Na szczęście udało mi się zapamiętać drogę, dlatego bez problemu udało mi się trafić do wielkich, dębowych drzwi rezydencji.

    — Tylko go tkniesz! — usłyszałem za sobą ostatni raz głos bruneta, ale go zignorowałem. Pchnąłem tylko drzwi i wyszedłem na świeże powietrze.

    Od razu uderzyła we mnie fala miłego ciapła. Było lato, moja ulubiona pora roku. Od razu poczułem, jak na moją twarz wpływa szeroki uśmiech.

    Jednak nie miałem zamiaru zostawać na tym ganku ani chwili dłużej. Ruszyłem więc przed siebie, by jak najdalej odejść od rezydencji. Już chciałem sięgnąć po telefon, gdy przypomniało mi się, że nie mam pojęcia gdzie jest. Gdy się ubierałem, nie natknąłem się na niego.

    Cholera. I co ja teraz zrobię? Przecież nawet nie wiem, którędy do domu!

    Spojrzałem ostatni raz na rezydencje. Przecież nie poproszę tego gbura o to, by dał mi zadzwonić, lub pokazał drogę. Może po prostu ktoś mnie weźmie na stopa?


***

    — Diler cię porwał? — zapytał zdziwiony Kamerzysta, który prowadził właśnie samochód. Jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia. Widać było też, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. — Coś zmyślasz. Może i on jest takich pokręcony, ale to jego zachowanie na filmach, mówi samo za siebie.

    Ja tylko przewróciłem oczami. Dlaczego musiałem natrafić akurat na tych patoyoutuberów? Niestety, nikt inny nie okazał serca i nie zatrzymał się, by podwieść samotnego, nieletniego chłopca, który chodzi po jakimś lesie.

    — Kto to w ogóle jest? — zapytał Marek, który od początku jazdy siedział jakoś cicho. Aż dziwne, bo na filmach mówił najwięcej.

    — Minecrafta nagrywa — odpowiedział mu Kamrzysta. — Strasznie mały kanał, nic dziwnego, że nie obił ci się o uszy.

    — Ile subów?

    — A myślisz, że pamiętam takie rzeczy? — zmarszczył brwi. — Dobra, młody, przypomnij, gdzie mieszkasz? — zapytał, patrząc na mnie w lusterku.

    Szybko podałem mu moje miejsce zamieszkania wraz z miastem. Nie miałem pojęcia, gdzie mnie ten idiota, Diler wywiózł, więc wolałem być dokładny.

    — Właściwie to, co wy tu robicie? — zapytałem nagle.

    — Szukamy fajnego miejsca na odcinek — odpowiedział mi tym razem Kruszwil. — Kamrzysta coś sobie ubzdurał — westchnął.

    — Ej! Nic sobie nie... — nagle zamilkł spoglądając w lusterko. — Mamy towarzystwo — powiedział, a ja zdziwiony spojrzałem w tylną szybe.

******

To opowiadanie to taki cringe, ale pisze je dla mojej koleżanki, którą pozdrawiam xD

Miłość Czuuxa  [Yaoi]Where stories live. Discover now