V

899 46 7
                                    


W oczy rzuciła mi się grupa nastolatków. Siedzieli wokół ogniska i coś sobie opowiadali. Po chwili jeden z nich zaczął krzyczeć " Jestem Slenderman!!!". Mój znajomy nie musi mieć twarzy bym mogła odczytać jego emocje. Jest wukorzyny i to bardzo... Ale, chwila. Czy on właśnie idzie w stronę domu?

- Hej! Co jest? - zapytałam zmartwiona.
- Nie mam zamiaru się z nimi użerać. Daj mi spokój.

Mimo bycia duchem mogę przeczytać myśli, jest smutny i chce aby oni zginęli i przestali go nachodzić.

Zostawiłam go. Przeszłam na drugą stronę w masce i opasce na oczach. Klaskanie, śmiechy które porzerodziły się w krzyki i piski.
Zaczęłam wypruwać im flaki, wciskać palce w oczy które po chwili dyndały. Z jelit niektórych robiłam balony a z innych ozdoby na drzewach.

Na koniec a może i nie oderwałam im głowy, które tak samo jak ciała - a raczej ich resztki - nabiłam na drzewa.  Kiedy oni tak bezwładnie wisieli, ja zabrałam im serca, które w sądziłam do skrzynki która pojawiła się za pomocą mojej mocy. Przed powrotem do domu napisałam na namiotach. "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Nie tylko Slenderman ma oczy w tym lesie. Dust".

Z uśmiechem ruszyłam do domu. Kiedy tylko weszłam do środka wszystkie oczy powędrowały ku mnie. Co się dziwić, cała we krwi ze szkynią w ręku. Zignorowałam ich. Poszłam do pokoju by się przebrać i umyć. Po wszystkim zabrałam moje trofea i zapukałam do drzwi Slendera. Po uslyszeniu "proszę", weszłam.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam.
- Ujdzie...
- Mam coś dla ciebie - położyłam skrzynie ma biurku. - Oto twoje trofea.
- Czy to... Serca tych dzieciaków?
- Owszem. Już nie będą Ci przeszkadzać.

Jego reakcja mnie zdziwiła. Jedną ze swoich macek objął mnie w talii i podniósł na wysokość swojej "twarzy". Po chwili usiadł na krzesło i posadził mnie na swoich kolanach. Owinęłam ręce wokół jego szyi i czekałam co zrobi.

I jak zwykle w takich momentach ktoś przeszkadza, tak było i tu. Do gabinetu wparowali Desserina oraz Laughing Jack i Candy Pop. Gdy nas zauważyli poczuli, że mam zamiar ich zajebać.
- Mogę im zrobić krzywdę? - zapytałam jak najbardziej poważnie.
- Jeszcze nie teraz - Slendy przejechał swoją ręką po moich plecach.

Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Po piętnastu minutach drzwi na nowo się otworzyły. Jako pierwsza wyszła Dess. Rzuciłam się na nią z zamiarem udanej walki i pokazaniu jak bardzo zjebała mi piękny moment. Od razu skapła się o co chodzi i zaczęła mi uciekać.
- Desserina.... Gdzie jesteś - zaczęłam szukać jej po salonie. - Jeżeli nie wyjdziesz zacznę nazywać Cię "desser" i nie skończy się to dobrze - uśmiechnęłam się jak psychopata.
- Okej, okej! Nie bij - wyłoniła się zza kanapy.
- Wisisz mi przysługę. Odezwę się kiedy będziesz potrzebna.

Mogłam usłyszeć jak wzdycha.

A Slenderman LoveWhere stories live. Discover now