VI

938 49 25
                                    

Jest pierwsza w nocy a ja nie mogę spać. Nic nowego, jednak teraz jest to inaczej niż na wierzy. Tutaj mam potrzebę pogadania z kimś lub zajęcia się czymś. I tak mówiąc o tym wpadł mi do głowy pomysł aby iść do salonu.

Zanim zasiadłam na kanapie, zachaczyłam o kuchnię skąd wzięłam ciastka i napój.
Mój spokój nie porwał długo, ponieważ usłyszałam jak ktoś schodzi. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Slendermana, ale... Dresowe spodnie i brak koszulki oraz dobrze widoczne ciałko. Ludzie, ładnie się wyrzeźbił.

Nie mogłam oderwać od niego oczu. Oczywiście to zauważył.
- Mam coś na sobie, że tak na mnie patrzysz?
-  Nie, a może.... Ładnie wyrzeźbiony brzuch napewno - poruszyłam znacząco brwiami.

Ten jak gdyby nigdy nic dosiadł się do mnie i posadził na swoich kolanach. Patrzyłam teraz na jego "twarz". Prawą dłonią przyjechałam po jego poliku na co on się wtulił. Następnie owinęłam ręce wokół jego szyi. On zrobił ostatni krok czyli wpił się w moje usta. Ludzie, jak on dobrze całuję.

Poczułam jak jego ręce błądzą po moich placach i nogach. I coś tak czułam, że jedna z rąk powędruje dalej niż moje plecy.
- Wstrzymaj konie - zaśmiałam się a on się obraził i wtulił w moją pierś. - Mamy widownię - szepnęłam do niego, nieodrywając oczu od Proxy.
- Nich się uczą - powiedział i przyczepił się do mojej szyi na co jęknęłam.

Cwaniak, wiedział co zrobić żebym zwróciła na niego uwagę. Menda.
Zamknęłam na chwilę oczy, jednak gdy je otworzyłam nie byliśmy już w salonie.
- Co ty kombinujesz? - zapytałam go.
- Jak to co? Przekonuje Cię do siebie czy to źle?
- Nie.... - pacnęłam go w czoło i wtuliłam w jego tors. - Nie taki Slender straszny jak go malują.

Do czwartej nad ranem siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Zaczęłam się do niego przekonywać. Co jak co, ale to że się całowaliśmy nic nie zmieniło. Dalej go tak jakby nie lubię.

Po piątej mieliśmy iść spać, skończyło się jednak na tym, że nie spaliśmy wogóle.
Po siódmej poszliśmy robić śniadanie dla reszty domowników.
Gofry, sernik, jajecznica i chleb. Czas zleciał nam do dziewiątej. Potem zeszła reszta i zasiadła do stołu. Ku mojemu zdziwieniu Slender po prostu runął na kanapę jak kłoda. Co mogłam zrobić, zrobiłam to samo. Poczułam jak kładzie jedną rękę na moje plecy. Zmęczenie wzięło górę.

Usłyszałam zegar. Otworzyłam oczy i zobaczyłam...
- JEZU!! - spadłam z kanapy a raczej Slendera na którym leżałam.
- Co się stało?! - zerwał się do siadu i "spojrzał" na mnie.
- Poczekaj... - pędem ruszyłam do łazienki po małe lusterko. - Trzymaj - zaczął się przeglądać.
- Zabije, no normalnie zabije...

Zaczął marudzić częściowo do mnie, częściowo do siebie. Wściekły wstał z kanapy i teleportował się prawdopodobnie do swojego pokoju.
A co się stało? Stało się to, że Slender miał bardzo piękny makijaż typu : wielkie, czerwone usta ; piękne oczka z rzęsami i krzaczaste brwi.

Może teraz wydaje się to śmieszne, jednak jeżeli widzisz takie coś od razu jak wstajesz i to dosłownie trzy centymetry przed twarzą to nie jest fajnie.
Otrzepałam się i spojrzałam na zegar. 19:30, długo spaliśmy. Rozciągnęłam się i ruszyłam do pokoju Dess. Po usłyszeniu "proszę", weszłam.

Zobaczyłam ją siedzącą przy komputerze i piszącą coś. Zaniemówiłam jak dojrzałam wystające nogi L.J'a oraz C.P'a.  Chciało mi się śmiać ale powstrzymałam się.
Siadłam na łóżku i spojrzałam co Dess piszę. Okazało się to być kolejnym ff o creepypastach. Co jak co ale w internecie nie znajdziecie informacji jakie macie mieszkając z nimi.

Kiedy skończyła to wreszcie się do mnie odezwała.
- O co chodzi? - zapytała.
- Czy mogę wiedzieć kto pomalował Slendera? - skrzyżowałam ręce.
- Owszem. To byliśmy ja, Jeff, L.J, Sally, Ben oraz Masky - odparła z uśmiechem.
- Okej... A jeżeli można widzieć. Co robią chłopacy po twoim łóżkiem?
- Śpią... Postanowili trzy godziny temu do mnie wpaść ale po czasie poczuli się senni więc obrali sobie podłoge jako "legowisko".

Zaśmiałyśmy się. Do godziny 23:00 rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się ze wszystkiego. Wspominałyśmy różwnież czasy kiedy jeszcze żyłam.
Gdy miałyśmy iść do kuchni, usłyszałyśmy hałas z pokoju Slendera. Pobiegłyśmy na górę. Zobaczyłyśmy jak Operator walczy z kimś swoich rozmiarów tyle, że jegomość jest w kapeluszu, płaszczu i glanach.

Dess chciała już krzyczeć jednak powstrzymałam ją i zeszłyśmy na dół. Ona została w salonie a ja wzięłam nóż z kuchni. Spowrotem wbiegłam do góry i zaatakowała nieproszonego gościa.
Przecięłam mu trzy macki, jednak jedną pchnął mnie na ścianę. Za to Slender był wolny.
- Zostaw go - powiedziałam.
- Bo co mi zrobisz?! - usłyszałam jego głos.
- To! - w mojej dłoni pojawił się pistolet, którym przestrzeliłam mu ramię.

Wysfobodziłam się z jego macek i podbiegłam do Slendera, który miał ranę ciętą po lewej stronie głowy.
Po mogłam mu wstać i sprowadziłam na dół.
- Desserina, dasz radę zawołać resztę? - zapytałam. Ona pokiwała głową i zaczęła budzić morderców pokolei.

Już po chwili każdy był na nogach i spojrzał ku nieproszonemu gościowi. Jak jeden mąż rzucili się na niego i zaczęli go okładać.
Zmoczyłam ręcznik w kuchni i przyłożyłam go do rany Slendera.
- Ał... - odsunął głowę.
- Wybacz ale muszę. Co się stało i kim on jest?
- To mój brat... Offender.

A Slenderman LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz