Rozdział 2 Spacerująca

92 10 22
                                    


Anna doskonale pamięta co poczuła gdy praz pierwszy wyszła na powierzchnie Lucerna. Miejsce to jednocześnie tak bardzo przypomina Ziemie, a z drugiej tak bardzo się różni. Z jednej strony na planecie były zielone drzewa podobne do ziemskich, z drugiej jednak tak bardzo inne. Na Ziemi, konary drzew były chropowate i brązowe. Na Lucernie łodygi drzew były fioletowe, często miały lekki odcień zieleni. Liście przypominały bardziej płatki kwiatów. Trawa była bardziej jak mech i wszędzie roznosił się delikatny metaliczny zapach.

Anna nigdy nieprzypuszczała by, że pierwszą rzeczą po wylądowaniu na obcej planecie, będzie badanie skał. Jiro mówił jej, że te badania mają pomóc zdecydować o tym, z czego powstanie większość budynków. Praca asystenta była tak nudna jak się spodziewała. Cały dzień tylko, wkładała próbówki, wyciągała próbówki, podawała skaner i chowała skaner. Nie była w stanie uwierzyć że to tak będzie wyglądać reszta jej życia... badając skały i podając próbówki... w pewnym momencie dnia Jiro w końcu wyszedł z milczenia i powiedział:

- Okej... robimy przerwę na lunch.. wyjmij racje i bidony z wodą.

-He? To nie wracamy do bazy na posiłek?

-Nie – przeciągnął się – musielibyśmy wtedy wracać się cały szmat drogi... a tak to po prostu wrócimy inną trasą i przy okazji zbadamy więcej terenów... - dodał.

-Ok... - odparła i zaczęła wyciągać bidony i racje po czym szybko zaczęli posiłek.

-Więc em.. jak na razie wrażenia w związku z kolonią? – zagadał poważnym tonem

-Hu!? – zdziwiła się że została zapytana – em... jest ok – odpowiedziała kłamstwem, bo nie wypada zwierzać się prawie obcej osobie.

-Na pewno? – dopytał.

-Może – odparła – a ci? – spytała jakby chodziło o smak obiadu.

-Ta... Więc, czemu zdecydowałaś się na przyjazd tutaj?

-Szczerze?

-Tak.

-Ojciec mi kazał. – odpowiedziała i wgryzła się w swoją racje.

-Też jakiś powód... ja miałem szaloną byłą i to był jedyny sposób by uciec od jej natrętnych telefonów i podstawiania mi płonących worków pod drzwi –powiedział to takim tonem, że nie dało się stwierdzić czy to na pewno żart – a poza tym chciałem odkrywać miejsca w których żaden człowiek nie postawił nogi.

- Huh?

-Czym się interesujesz? – spytał

-Em.. lubię grać na gitarze – odpowiedziała

-Fajnie ...nawet... na kolonie dostało się bardzo mało muzyków i artystów–delikatnie się uśmiechnął – w końcu nie są bardzo potrzebni do przetrwania kolonii.

-Nawet heh... - tej chwili do Anny i Jiro, podszedł jeszcze jeden brązowowłosy szatyn, wyglądający jak w miarę szczupły stereotyp nerda i przywitał się:

-Hej Jiro.

-Witaj Jace – odpowiedział Jiro.

-Kto to jest? – spytał Jace przyglądając się Annie.

-Anna. Moja asystentka. – odparł Jiro, a Jace pomachał dziewczynie.

-Hej – przywitała się Anna. – kim tu jesteś?

-Jestem teleinformatykiem – odpowiedział Jace – dobra Jiro – spojrzał się w oczy mężczyzny – chodź na słówko – powiedział i pociągnął Jace gdzieś w krzaki. Anna wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia. Po chwili Jace wrócił, ale po Jiro nie ani śladu.

Obiecana ziemiaWhere stories live. Discover now