Rozdział 4 Spokojna

65 8 11
                                    


Anna zmierzała w stronę namiotu, gdy w pewnym momencie na ziemi zobaczyła dziwną roślinę. Najpierw myślała że to porzucona chusteczka, później zdała sobie sprawę że to w cale nie papierek, tylko zwyczajna roślina – ludzkość nie zadomowiła się tu jeszcze tak mocno – zaśmiała się, po czym zaczęła iść dalej. Gdy była już w namiocie, zdała sobie sprawę że w zasadzie nie ma co tu robić. Nie miała ani telefonu, komputera, wyświetlacza 3D ani nawet zbytnio z kim porozmawiać. W końcu większość osób było od niej starsze o ponad dekadę. W tej jednak chwili, przypomniała sobie o tym że wybierając się na Lucerna zabrała swoją gitare. Zaczęła szybko przeglądać swoje bagaże i udało się jej ją znaleźć. Nie była pewna jakim cudem ją zmieściła, ale się udało. Wyszła z namiotu i zaczęła kierować się stronę plaży. Plaża różniła się od swoich imienniczek na Ziemi. Tutaj wydmy były z czegoś co przypominało zbity żwir, na Ziemi były z piasku. Po za tym Ziemskie morze było słone, Lucerniańskie nie miało soli. W zasadzie był zakaz ruszania wody bez jej przejścia przez filtr na statku. Nie była jeszcze do końca zbadana, wiadomym było tylko że po silnym przefiltrowaniu i sztucznym dodaniu minerałów nadawała się do spożycia oraz że nie było w niej soli. Kolonia będzie musiała znaleźć jej inne źródło, lub odnaleźć alternatywę. Anna usiadła na piasku i zaczeła patrzeć się na wode, pomimo tych wszystkich różnic, fale były dokładnie jak na Ziemi. Nie były większe ani mniejsze, były dokładnie takie same. Dziewczyna uśmiechnęła się poczym pojechała dłonią po piasku. Zdziwiło ją to że był prawie taki sam jak ziemski. Złapała odpowiednio gitarę i zaczęła śpiewać, i grać.

Co ja tu robie?

Czemu jestem tu, na obcej planecie.

Czym jest to co daje temu sens?

Czemu?

Kto odkryje tego sens Wooo

Anna nie wiedziała zbytnio co śpiewa, po prostu mówiła wraz z melodią jej brzdąkania na gitarze, po kilku pierwszych wersach przestała nawet analizować co śpiewa. Nie obchodził jej tekst, liczył się sam dźwięk i ruch palców po strunach. W pewnym momencie usłyszała znajomy głos za swoimi plecami

-Hej – momentalnie przestała grać i spojrzała się na przybysza. Był nim Jace

-Co tu robisz!? – poczuła że się rumieni

-Przechodziłem tutaj przypadkiem i tak jakoś na ciebie wpadłem –odparł – ładnie śpiewasz – uśmiechnął się po czym usiadł obok niej

-Em dziękuje – odpowiedziała Anna, nie wiedząc do powiedzieć. Następnie zaczęli w ciszy patrzeć się w fale

-Więc – zaczął Jace po chwili milczenia – to prawda że jesteś jedynym uczestnikiem wyprawy który nie wyruszył całkowicie ze swoje woli? – spytał

-Um... - zamilkła na sekundę – z jednej strony tak z drugiej nie

-Czemu? - spytał

-Z jednej strony jestem tu, bo ojciec mi kazał, a z drugiej, nie wiem jakby to powiedzieć. Jakby czuje że chce tu być, że chce poznać ten nowy, zupełnie inny świat. – Zaczęła przesypywać piasek między palcami, odbijał się bardziej od ziemskiego

-Rozumiem – przyjrzał się ziarenkom piasku – miejmy nadzieje że tutejszy piasek nadaje się do wyrobu szkła – powiedział ni z gruszki ni z pietruszki – mogę zadać ci dość dziwne pytanie?

-Jasne – odparła

-Czy ty też czujesz cały czas taką tęsknotę do Ziemi? – spojrzał się w jej oczy – Wiesz o czym mówię, że z jednej strony ta ekscytacja nową planetą, a z drugiej ta uczucie zostawienia wszystkich bliskich osób, w dalej odległości czterech lat świetlnych oraz czasu szesnastu lat.

-Tak.... – Anna przypomniała sobie o Alice, po jej policzku spłynęła pojedyncza łza

-Em czyli zostawiłaś tam kogoś bliskiego tak? – spytał

-Tak... - odparła i sama niewiedząc dokładnie czemu, zaczęła płakać. Gdzie były środki uspokajające gdy je potrzebowała?

-Ej! – przytulił ją – wszystko będzie dobrze. Straciłaś kogoś bliskiego, więc znajdź kogoś nowego, kto po czasie stanie Ci się bliski.

-To się nie stanie... każdy jest tutaj o co najmniej dekade starszy niż ja... jestem dla wszystkich tylko dzieckiem – zasłoniła swoją twarz rękawem

-Dla Jiro nie jesteś. Poza tym zobaczysz, jeszcze trochę i wszystko się ułoży. – uśmiechnął się do niej

-Ja nie wiem...

-Dasz rade – powiedział jeszcze raz Jace

Aktualna Anna, znajdująca się w stanie bliskim śmierci zastanawia się czemu to było dla niej takie ważne. Przy tylu obecnych wtedy zagrożeniach, brak ogromnej ilości znajomych nie powinien być ważny. Zwłaszcza że nie była zupełnie sama. Miała Jace i Jiro. Dziewczyna nie jest teraz pewna, czy po jej policzku nie spłynęła właśnie samotna łza, a po woli wygasający umysł dziewczyny powróca do wspominania.

Następne dni były dla Anny dosyć nudne. Po prostu chodziła z Jiro na badania, pomagała mu z próbkami oraz rzucając mu wyproszonymi komplementami. Jednak pewnego dnia Jiro spytał się Anny:

-Jak myślisz, czy Lucern jest planetą obcych którzy za kilka dni przybędą i zabiją nas wszystkich wsadzając nam druty w odbyt? – wyglądał jakby pytał się poważnie

-Em nie – odparła

-Dokładnie – zaśmiał się – ciągle widzę jak coraz więcej osób wymyśla Bóg wie jakie możliwości śmierci naszej kolonii, zamiast skupić się na jej rozwoju. Eh – zatrzymał się i zaczął się cofać – podczas tego marudzenia ominęliśmy zbiorowisko cennych próbek – dodał, a Anna zaśmiała się.

 Eh – zatrzymał się i zaczął się cofać – podczas tego marudzenia ominęliśmy zbiorowisko cennych próbek – dodał, a Anna zaśmiała się

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

O to i jest! Nowy rozdział. Mam nadzieje że Ci się spodobał oraz że zostawisz polubienie lub ewentualną obserwacje. Przepraszam także ze długość tego rozdziału. Po prostu on jest ciszą przed burzą rozdziału 5, w którym zacznie sie już główny wątek.

Tak więc

Bay

Obiecana ziemiaWhere stories live. Discover now