10.

213 7 6
                                    

Przed drzwiami stała karetka i samochód policyjny. Obydwa pojazdy z włączonym sygnalem. W przejściu do domu stał Jason cały zapłakany i roztrzęsiony. Stałam tak jeszcze chwilę zanim zaczęłam rejestrować obraz, który widziałam. 

- Ana, co się dzieje?- zapytał mnie Nick, wybudzając mnie z tego letargu. Natychmiast się otrząsnęłam, spojrzałam na niego i raz jeszcze na karetkę. Zaczęłam biec, w tym samym czasie z domu zabierano na noszach babcię... Świat w tym momencie stracił wszystkie dźwięki z wyjątkiem mojego kołatającego serca. Podbiegłam jak we mgle krzycząc do ratowników co się stało. Łzy same zaczęły płynąć jak strumienie z moich oczu. Szarpiąc się z ratownikiem, próbowałam się dowiedzieć co się stało do jasnej cholery! Niczego się nie dowiedziałam, szarpałam się dopóki nie opadłam z sił. Widziałam jak pogotowie odjeżdża na sygnale. Policja została ale nie zwracałam na nią kompletnie swojej uwagi. Upadłam na kolana i krzyczałam w przestrzeń z twarzą pełną łez. Nick mnie objął i prosił, żebym się uspokoiła. 

- Co się dzieje ?! Dlaczego babcię zabrało pogotowie?! Mów! - zaczęłam krzyczeć bez opamiętania do Jasona, który siedział przed otwartymi drzwiami do domu jakby w hipnozie. Podeszłam do niego i zaczęłam trząść jego ramiona niezmiennie zadając te same pytania jakbym była w jakimś transie. 

- To nie moja wina...Ja próbowałem ich powstrzymać, walczyłem...Ich było dwóch, zamaskowani byli...Ja próbowałem! - mówił, przez łzy. 

Analizowałam te informacje i próbowałam je opanować.  Napad? Kto? Dlaczego? Dlaczego babcia? Mnóstwo pytań a żadnych odpowiedzi. W tym momencie podeszli do Nas dwaj funkcjonariusze. Zaczęłam otrząsać się z szoku i zaczęłam myśleć racjonalnie. Przynajmniej próbowałam. Wszyscy razem weszliśmy do salonu. Nick podał wodę, jako jedyny był w miarę opanowany. 

- Dobrze, rozumiemy, że sytuacja jest dość stresująca ale potrzebujemy dowiedzieć się co się wydarzyło. Jak doszło do napadu?- Wzrok skierowali na Jasona, logiczne bo był na miejscu zdarzenia.

- To działo się strasznie szybko. Byłem w pokoju i nagle ktoś zaczął pukać do drzwi. Nie zareagowałem bo myślałem, że babcia otworzy. Ale coś mnie tchnęło żeby zejść na dół. Pukanie zamieniło się w uderzanie w drzwi. Krzyknąłem, że otworzę. Uderzanie nie ustępowało. Uchyliłem wejście i zostałem wepchnięty w ścianę. Wbiegło dwóch zamaskowanych facetów. Słyszałem tylko krzyki. Natychmiast się podniosłem i uderzyłem pierwszego ale drugi od razu mu pomógł...ja próbowałem ale nie mogłem nic zrobić! Walczyłem! Nagle dostałem czymś twardym w głowę i zemdlałem. Ocknąłem się i zobaczyłem babcię leżącą na podłodze, była cała we krwi...- mówiąc to zaczął się trząść i płakać. Nigdy go takiego nie widziałam. - Cała głowa we krwi, podłoga czerwona. Nie wiedziałem co zrobić. Zacząłem krzyczeć o pomoc, nie byłem w stanie wybrać numeru. Klęczałem tak nad nią i nie mogłem zrobić nic! Nic...- krzyk zamienił się w szloch. Nastała cisza, która karmiła się jego płaczem. 

Policjanci spisali zeznania w ciszy, nie mówiąc nic więcej. Poinformowali,że za moment przyjdą śledczy zbadać miejsce zdarzenia. Siedzieliśmy i czekaliśmy. Nikt nic nie mówił, przytuliłam brata i trwałam w tym uścisku jakby miał być ostatni. Poprosiłam Nicka, żeby zabrał Jasona do pokoju. Niech dojdzie do siebie. W tym czasie ja poszłam do radiowozu. Nie mogłam siedzieć z założonymi rękoma i czekać na przebieg zdarzeń.

- Przepraszam, czy wiecie co z moją babcią? Powiedziano mi, że nie mogę nigdzie jechać, więc błagam powiedzcie czy nic jej nie jest.- błagałam o informację.

- Z tego co wiemy, Pani babcia jest w stanie ciężkim z dużym urazem głowy. Stan stabilny ale nie jest dobrze. Jak tylko coś ustalimy, powiemy Pani czy może już jechać do szpitala.- roboczo odpowiedzieli, jakby wyssani z uczuć. Rozumiem, że dla nich to tylko kolejna sprawa ale dla mnie świat zamarł. Jedyna osoba, która trzymała ten chaos w ryzach był Nick. Opanowany i spokojny, dziękowałam mu za to w duchu. Powiedział, że Jason dostał leki uspokajające i zasnął.

- Dobrze, dziękuję. - odparłam. Wróciłam do domu. W środku roiło się od obcych osób, pełno zdjęć, zabezpieczeń,rozmów... Ale nie było najważniejszej osoby w moim życiu. Nie wiem co się z nią dzieje, nie wiem sama co się wydarzyło. Wiedziałam, że nie mogę się obwiniać ale tak bardzo żałowałam tego dzisiejszego wyjścia... 

Policja siedziała i zbierała ślady w nieskończoność. Po 2 w nocy powiedzieli,że na dziś skończyli a resztą zajmą się jutro. Byłam wykończona emocjonalnie, ta karuzela na dziś mnie przerosła, ale nie był to koniec tego weekendu.

- Nick, przepraszam,że pytam ale czy możesz teraz prowadzić?- zapytałam w wiadomym celu.

- Oczywiście, nie przejmuj się możesz na mnie liczyć. - odpowiedział przytulając mnie do swojej klatki piersiowej. Czułam się bezpiecznie.

Chwilę później jechaliśmy już do szpitala. W samochodzie była cisza ale taka, która nie przeszkadzała. Patrzyłam przez szybę samochodu w mijającą drogę jakby końca miało nie być. Zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Wybiegłam z samochodu i popędziłam do rejestracji. 

- Witam, jest tu moja babcia, Maggie Johnson, została napadnięta kilka godzin temu.Gdzie mogę ją znaleźć? - zapytałam.

- Sala numer 190, drugie piętro.- odpowiedziała mi pielęgniarka. Bez zastanowienia się, pobiegłam do niej. Jedyne co w tej chwili chciałam zrobić to przytulić się do niej. 

Biegnąc przez korytarz , zobaczyłam lekarza wychodzącego z sali, w której miała leżeć. Miałam najgorsze myśli, ale nie chciałam ich do siebie dopuścić. Nie mogłam jej stracić, ona na to nie zasługuje. 

Otworzyłam drzwi do  sali i serce mi zamarło. Leżała nie przytomna z bandażem na głowie, taka bezbronna, miała taką spokojną twarz, nie zmąconą smutkiem lub bólem, jakby spała. Podeszłam do jej łóżka i złapałam ją za rękę, niekontrolowanie płacząc. Stałam tak nie wiem ile, ale czas się nie liczył. Byłam przy niej ...

Kolejny rozdział,

Dajcie znać co myślicie, buziaki <3 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 08, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Just friends, right?Where stories live. Discover now