Sanktuarium Na Szczycie

2 1 0
                                    

Zdam się na kreatywność, zdobędę mu tę babę tak, jak chce.

-Zaklęcie Drugiego Poziomu. Magia Nawigacji. Zlokalizowanie. – wyrecytowałem zaklęcie.

Było ono jednym z najsłabszych, jednak wystarczyło. Dookoła mnie pojawiły się małe obrazy, przedstawiające Alice. Pokazywały, gdzie się ostatnio znajdowała, na tej podstawie oszacowałem, gdzie może być teraz. Ostatnio była w jakimś opuszczonym zamku w środku lasu. Dziwne, ciekawe co tam robiła.

Wzruszyłem ramionami i przeniosłem się pod budynek. W kniei panował półmrok, gleba była czarna, zamek zniszczony, jakby staranował go jakiś gigant, znalazłem nawet olbrzymie ślady stóp. W powietrzu było czuć odór rozkładu i śmierci. Cała Alice.

-Zaklęcie Trzeciego Poziomu. Magia Nawigacji. Tropienie.

Na ziemi pojawiły się żółte plamki, oznaczające ślady butów Alice. Szedłem obok nich, obserwując okolicę. Coś mnie w niej niepokoiło. Odciski nagle zniknęły. Urwały się, jakby Alice wzbiła się w powietrze. Tutaj ślad się urywał, jednak zaczynał się drugi. Wyczuwałem w okolicy znajomy rodzaj magii, był podobny do mojego, lecz troszeczkę inny. Był tutaj inny Wędrowiec? W coś Ty się wpakowała?

-Zaklęcie Piątego Poziomu. Magia Nawigacji. Źródło Mocy.

Dookoła mnie pojawiały się setki rozbłysków różnych kolorów, od bieli, przez niebieski, czerwony, żółty, aż po czarny. Po drodze oczywiście były jeszcze jakieś jadeitowe, turkusowe, karmazynowe, szmaragdowe i WszechOjciec jeden jeszcze wie jakie. Cholera, byłoby łatwiej, gdybym nie był burzowym daltonistą. W każdym razie zaklęcie spełniło swoje zadanie. Ukazało mi obraz małej tawerny w miasteczku nieopodal. Według magicznej sondy, tam znajdowała się Alice.

Skoncentrowałem własną magię i się przeniosłem. Otoczyła mnie paleta rozbłysków mocy. W następnej sekundzie stałem przed drewnianymi drzwiami, które zapewne widziały lepsze czasy, jak i sama karczma. Wyglądał na podrzędną speluną. Co Alice w niej robiła? Z fasady, wielkimi płatami odpadała farba, reszta była wypalona przez żar słońca. Drzwi wejściowe były ułamane u dołu, kilka okien wybitych, reszta zabita spróchniałymi deskami. Nad wejściem wisiała mała tabliczka z napisem „Pod Rozgwieżdżonym Niebem". Ciekawe, czy ta nazwa miała coś wspólnego z dziurawym dachem, przez który z całą pewnością przeciekał deszcz?

Popchnąłem drzwi i wkroczyłem do środka. Od razu uderzył we mnie odór niemytych ciał, rozlanego i spleśniałego piwa oraz niemiłosierny zaduch. Wszyscy przerwali rozmowy i śmiechy, skierowali na mnie spojrzenia, pewnie oceniali, czy mam przy sobie złoto, które mogą ukraść. Oparłem dłoń na rękojeści miecza na plecach i pokręciłem głową, dając im jasny znak, że to nie jest dobry pomysł.

Podszedłem do karczmarza, który przecierał brudne szklanki zakurzoną szmatką. Na moje oko to jeszcze bardziej je brudził. Stwierdziłem, że nie będę tutaj pił piwa, chyba że będę chciał złapać jakieś nowe, egzotyczne choroby. Podsunąłem w jego stronę jedną złotą monetę, oczy zabłyszczały mu chciwością. Złapał ją szybko i schował pod kredens, nerwowo łypiąc na klientów, czy przypadkiem nikt jej nie zauważył. Ta moneta zapewne była warta więcej niż cała ta speluna.

-Karczmarzu, kufel piwa i informacje. – powiedziałem cicho w jego stronę.

Zaczął nalewać piwo do kufla, od razu rzuciło mi się w oczy, że było mocno rozcieńczone z wodą.

-Czego wam trzeba Panie? – zapytał, ukazując rząd nierównych zębów.

-Szukam kobiety.

-Jak każdy Panie, tutaj takich nie znajdziecie. Nie powinniście tutaj być. – wskazał podbródkiem tłum klientów, którzy zaczęli zwracać na mnie większą uwagę. – Powinniście już iść.

Zapomniane Opowieści: WędrowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz