Hej!Ho!

2 0 0
                                    


„Płyniemy na żaglach,
W dłoniach mamy rum,
Kurs w kierunku śmierci,
Yo-ho-ho,
Pij, pij, pij, aż padniesz na piracki pysk,
Rozkaz kapitana,
Chlej, śpiewaj i płyń,
Z butlą rumu,
Yo-ho-ho,
Bójcie się przestworza,
Drżyjcie oceany,
Wieczna Zemsta nadciąga,
Yo-ho-ho".

-Ruszać się łamagi, do wioseł, pijcie więcej rumu, drzyjcie swoje sparszywiałe mordy, aż usłyszą nas w samej Otchłani, niech nas przywitają jak bohaterów! – krzyczał kapitan sir. Edward Drago w swoim pijackim amoku.
-Kapitanie... eeee... można zapytać, na co obraliśmy kurs? – zapytała niepewnie pierwszy oficer.

Była kobietą raczej niską. Wyglądała nadzwyczaj poważnie, miała ściągnięte brwi, surowy wyraz twarzy, jakby zwiastował niemiłosierne katusze. Czyli wyglądała jak zawsze.

-Babo, nie zawracaj mi głowy, przynieś lepiej więcej rumu, zaczynam trzeźwieć. – powiedział kapitan.

-Kapitanie, to ja. Victoria. Jestem Twoim zastępcom. – odrzekła surowo.

W jej oczach widać było niewysłowiony smutek, a raczej zgorzkniałość, na pasie miała przewieszoną parę zakrzywionych szabli.

-A tak... Babo, słuchaj, dzisiaj zginiemy, czyż to nie wspaniałe? – rzekł z entuzjazmem podchmielony kapitan.

„Wy zawszone szczury morskie,
Hej, tnijcie maszty, skaczcie w głębie morza,

Wieczna Zemsta płynie, Yo-ho-ho,
Wraki niech płoną,
Bandery opadną na pokład,
Wyrżnijmy załogę,
Yo-ho-ho".

-Eeee... nie kapitanie, to raczej niezbyt ciekawa perspektywa. – powiedziała zza swoich okularów, rozdziawiając jednocześnie lekko usta w wyrazie zaskoczenia.

-A co wy się tam baby znacie. Ciesz swoją parszywą mordę. – rozkazał Kapitan.

-Kapitanie, załoga chce wiedzieć, jaki mam cel? Galera handlowa? Jakie łupy tym razem? – zapytała poważnie.

-Łupy? Ha! Ha! Ha! Najwspanialsze, Śmierć. Nie płyniemy po żadne łupy, módlcie się o własne życie. – burknął Edward Drago, o mało nie przewracając się na pokład.

-Gdzie my płyniemy? – drążyła Victoria ze śmiertelną powagą.

-Nie trwoń tym swojej pustej czaszki pani profesor. Napij się lepiej. – odrzekł kapitan, wręczając jej butelkę.

-Kapitanie, ale ona jest pusta? – odparła niepewnie Victoria.

-Tym lepiej babo, szybko idź i przynieś mi dwie pełne.

-Gdzie płyniemy? – naciskała.

-Widzisz, droga Victorio... Zamierzam wpierniczyć się w sam środek cholernej Wojny Bogów. Czyż to nie cudowne? – wybełkotał kapitan.

Na pokładzie panowała niczym niezmącona cisza, gdy załoga o tym usłyszała, właściwie czekała na potwierdzenie swoich przypuszczeń.

No, prawie niczym niezmącona, echem niosło się ciche pogwizdywanie, pochodzące od mężczyzny opierającego się o maszt. Miał ręce włożone w kieszenie i wydawał się wyjątkowo radosny.

Zapomniane Opowieści: WędrowiecWhere stories live. Discover now