Rozdział 2

502 55 85
                                    

Bolała go głowa.

To była pierwsza myśl, gdy powoli zaczął się budzić. Sapnął cicho, otwierając oczy i próbując się podnieść. Nic z tego, zimne kajdanki na nadgarstkach skutecznie mu to uniemożliwiały. Zamrugał szybko kilka razy, rozglądając się po pokoju i starając sobie przypomnieć, co się właściwie stało.

Och, no tak, już pamiętał. Spotkał diabła. Spotkał Sherlocka Holmesa.

Ponownie stęknął, przymykając na chwilę oczy. To wszystko wydawało się takie nierealne. Przecież Sherlock Holmes miał nie istnieć. To miał być tylko jakiś głupi pseudonim sprytnych przestępców. A już na pewno żaden Sherlock Holmes nie miał nagle go porywać w środku nocy nie wiadomo gdzie i po co.

John wziął głęboki oddech, starając się uspokoić swoje szybko bijące serce. Ponownie otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Sam siedział na krześle, z rękoma skutymi kajdankami za jego oparciem. Po swojej prawej stronie miał duże okna, obecnie jakby niedbale zasłonięte grubymi zasłonami, a przez pojedyncze szpary wpadały do pokoju promienie słoneczne. A więc był już dzień. Cudownie.

Próbował wyczuć, czy w kieszeni ciągle miał swoją komórkę, chociaż było mało prawdopodobne, aby, jak to określił Lestrade, „mistrz i geniusz zła" popełnił taki banalny błąd.

I faktycznie, nie popełnił. Wyglądało na to, że John nie miał w kieszeniach nic, jego kurtka także gdzieś zniknęła.

Nagle w jego głowie zaczęły się kotłować wszystkie „plotki" o Sherlocku Holmesie. O torturach, o zabawie ofiarami, o dokumentowaniu tego zdjęciami, o przeróżnych sposobach zabijania, o wypijaniu krwi, o manipulowaniu umysłem. John z trudem przełknął ślinę. Do tej pory uważał to za brednie, ale podobnie myślał o samym istnieniu Holmesa. Skąd miał wiedzieć, ile w tych historiach faktycznie kryło się prawdy?

A jeżeli ludzie mieli rację? Jeśli Sherlock Holmes naprawdę robił to wszystko? Jeśli naprawdę był geniuszem zła, psychopatą, którego jarała krzywda innych i który zabijał dla zabawy?

— Wstydź się, Johnie Watsonie. Od kiedy wierzysz plotkom?

John wzdrygnął się. Spojrzał w lewy róg pokoju, skąd dobiegł do niego ten niski, przeraźliwie opanowany głos. Dopiero teraz dostrzegł stojący w cieniu fotel oraz siedzącego w nim bruneta. Sherlocka Holmesa. Ciągle to do niego nie docierało.

Po chwili wzdrygnął się po raz drugi, gdy dotarł do niego sens słów mężczyzny.

— Naprawdę czytasz w myślach — szepnął, nie ufając swojemu głosowi.

Sherlock wstał i powoli podszedł bliżej niego. Promienie słoneczne oświeciły jego bladą twarz, na której pojawił się niewielki uśmieszek. Dopiero teraz Watson mógł dokładniej mu się przyjrzeć. Uwydatnione kości policzkowe sprawiały, że jego twarz sprawiała wrażenie jeszcze szczuplejszej niż w rzeczywistości, a ciemne brwi nadawały jej osobliwego wyrazu. Nigdy wcześniej nie spotkał człowieka, który wzbudził w nim takie dziwne, sprzeczne uczucia.

— Czy ludzie potrafią czytać w myślach? — zapytał spokojnie. — Zazwyczaj to się nie zdarza. Szczerze mówiąc, nie znam nikogo takiego.

John chciał coś powiedzieć, ale nagle zabrakło mu słów. Siedział sparaliżowany strachem i niedowierzaniem, nie wiedząc, czego mógł się spodziewać po tym człowieku, o którym nasłuchał się przecież tylu złych i okrutnych rzeczy.

— To nie czytanie w myślach — kontynuował Sherlock. — To uważne obserwacje, logiczne myślenie oraz dedukcja. I tyle. — Nagle kucnął przed nim, przez co John mógł teraz patrzeć na niego z góry. — Obserwowałem twoje reakcje i wydedukowałem, o czym możesz teraz myśleć. Zresztą to nie było zbyt trudne. — Prawy kącik jego ust uniósł się nieznacznie. — Zastanawiasz się, kim naprawdę jestem. I co ci zrobię. Czy cię zabiję teraz, czy może za pół godziny.

Gra pozorów | Sherlock BBCWhere stories live. Discover now