Epilog I

252 29 14
                                    

„Jak rozróżnić dobro od zła? Wydaje się to stosunkowo proste, prawda? Od dziecka wpajano nam zasady i wartości moralne, które uznajemy w późniejszym życiu i których się trzymamy. Jesteśmy przekonani, że potrafimy oddzielić to, co dobre od tego, co złe.

A jednak nie zawsze tak jest. Przekonałem się o tym na własnej skórze, i to dosłownie. Do dziś mam bliznę na lewym przedramieniu. Pamiątkę.

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często jesteśmy zwodzeni przez iluzję. My, wszyscy. Idziemy ślepo za tłumem, głęboko wierząc, że to, co widzimy, jest najszczerszą prawdą. W końcu czy tylu ludzi może się mylić? Nie zadajemy sobie trudu, aby na chwilę stanąć i dostrzec. Może dlatego, że to wcale nie jest takie łatwe. Jak kiedyś pewien mądry człowiek mi powiedział: „Patrzenie jest proste, widzenie już niekoniecznie. Ale to nic, większość ludzi to idioci".

Tym człowiekiem był oczywiście Sherlock Holmes.

Był. Ciągle ciężko mi pisać o nim w czasie przeszłym, choć minęły już dwa lata. Dwa lata, odkąd Sherlock Holmes nie żyje. Odkąd wraz z Jamesem Moriartym skoczył z dachu biblioteki, gdzie niegdyś zaczęła się ich pechowa znajomość. Dwa cholerne lata.

Dziś jednak jest szczęśliwy dzień. Ponieważ właśnie dziś wreszcie zapadł w sądzie ostatni wyrok, który ostatecznie oczyścił mojego przyjaciela ze wszystkich zarzutów i uznał winę profesora Moriarty'ego. Niełatwo było to udowodnić, pomimo wszystkich dowodów w postaci kopii dokumentów matematyka, jak i dokładnych zapisków Sherlocka znalezionych w jego kryjówce. Ale prawda wyszła na światło dzienne. Wszyscy w końcu, po tylu latach kłamstw, poznali ją. Czułem się zobowiązany wobec Sherlocka, aby to zrobić. Wiele razy zeznawałem w sądach, których tak nie lubię, musząc znosić nieprzyjemne spojrzenia obcych ludzi, mówiące „bronisz mordercy". Lecz teraz, gdy jest już wreszcie po wszystkim, czuję... ulgę. I pewnego rodzaju spokój.

Greg bardzo mnie wspierał przez ten cały czas. Sam również zeznawał na korzyść Sherlocka, choć groziło mu za to wyrzucenie ze Scotland Yardu. Gdyby to zrobili, popełniliby kolejny ogromny błąd. Całe szczęście Donovan i Anderson stanęli po jego stronie i ostatecznie dostał nawet awans za pomoc w ujawnieniu prawdy.

Mycroft na początku nie był zadowolony. Wyszło na jaw, że jest bratem Sherlocka, a właściwie Williama Scotta, co przez całą swoją karierę ukrywał. Stracił posadę w rządzie, a obywatele zmieszali go z błotem. Po tym nie widziałem się z nim przez długi czas. Podobno wyjechał z Londynu. Później jednak wrócił, kilka razy nawet mijałem się z nim w sądzie, lecz nigdy nie odezwał się do mnie ani słowem.

Do dzisiaj.

Grób Sherlocka jest skromny. Właściwie to czarna marmurowa tablica z wyrytymi złotymi literami, schowana między drzewami na końcu cmentarza. Tak było bezpieczniej. Dopóki Sherlock był uznawany za największego kryminalistę w Anglii, nie było innej możliwości. Niemal codziennie odwiedzam go. Tak było oczywiście i tym razem.

Zwykle chodzę tam sam, od czasu do czasu z Gregiem, Molly bądź panią Hudson. Dziś jednak, w dzień uniewinnienia Sherlocka, przy grobie był już ktoś inny.

— Dobrze cię widzieć, doktorze Watson. — Mycroft uśmiechnął się do mnie, gdy stanąłem obok w stosownej odległości.

— Doprawdy? — mruknąłem. — Widział mnie pan wiele razy. I ignorował.

— Proszę mi wybaczyć. To był... ciężki czas, dla nas wszystkich.

— I dlatego uznał pan, że najlepiej będzie udawać, że się nie znamy?

— Moja reputacja... nieco legła w gruzach, delikatnie mówiąc. Nie widziałem potrzeby wciągać w to pana, doktorze.

— W razie gdyby pan nie dostrzegł tego, mnie również niezbyt lubiano przez ten czas. Poza tym naprawdę to było moje najmniejsze zmartwienie, co pomyślą sobie o mnie inni ludzie.

Gra pozorów | Sherlock BBCWhere stories live. Discover now