Tony

22 5 5
                                    

- Możesz przestać się tak wiercić?

- Hm?

- Pytałem, czy możesz przestać się wiercić. - Banner patrzy na mnie znad tych swoich okularków, przeglądając plany projektu. - Nie to, że coś... Ale to odrobinę przeszkadza.

- Jasne, doktorku.

Zakładam nogę na nogę, odchylając się na krześle. Druga noc z rzędu. Może trzecia...? Który to już dzień pracy? Która godzina? Nieważne. Nieistotne, ile czasu przy tym spędziliśmy, jeśli efekty są zerowe.

- Tony.

Unoszę wzrok na Bruce'a. Zacięta mina, dłonie oparte na zawalonym papierami biurku. Do tego jeszcze światło tej lampki - zupełnie, jakbym widział cień Hulka na ścianie.

- Tak?

- Możesz. Przestać?

Dopiero teraz zauważam swoje palce, wystukujące losowy rytm w szklany blat. Unoszę pojednawczo ręce i krzyżuję je na piersi.

- Wszystko gra? - kontynuuje Banner.

Bierze łyk kawy i wraca do przeglądania dokumentów.

- Jasne! Czemu pytasz?

- Tak tylko... - Zerka na swój kubek, potem znów na dokumenty, potem na mój kubek... - Nie zechciałbyś skoczyć po więcej?

- Kawy?

- No.

Wzdycham pod nosem. Wstaję, przeciągając się z jęknięciem i zgarniam z biurka swój kubek. Jednak, gdy próbuję przejąć ten z dłoni Bruce'a...

- Kurwa... - Huk tłuczonego szkła przeszywa puste laboratorium.

- Brawo - kwituje Banner. Stoimy przez chwilę w ciszy, dopóki nie decyduje się dodać: - Idź się połóż, dobra? Ja ogarnę bałagan i jeszcze trochę nad tym posiedzę.

Przecieram oczy, tłumiąc ziewnięcie.

- Nic mi nie jest.

- Widzę.

- Naprawdę.

- Yhm.

- Ale ja mówię serio...

- Tylko robisz co innego.

- Oj, odpierdol się, okej?!

Patrzy na mnie z cieniem strachu na twarzy, a ja... Ostatnio sam siebie nie poznaję.

- Pójdę się położyć - mamroczę w końcu.

Chcę rozpłynąć się w powietrzu i nie musieć czuć na sobie jego przeszywającego spojrzenia. Ale na dziś osiągnąłem już limit upomnień w stylu ''odpocznij sobie'', ''nie przejmuj się tak'', ''lepiej się połóż''. Banner po prostu trafił na miejsce tego feralnego, milionowego uczestnika loterii ''kto dziś najbardziej wkurwi Starka''. Choć główna nagroda niezmiennie należała się Fury'emu.

- Hej, Tony...? - Przystaję w progu wyjścia. Spoglądam przez ramię na Bruce'a, który zbiera się na odwagę, by posłać mi pokrzepiający uśmiech. - Nie zamartwiaj się na zapas. Gdyby coś było nie tak, na pewno by napisał.

Kochany, naiwny Bruce. Jasne, że by napisał. W końcu Fury nigdy nie kłamie, nawet dla dobra misji. Prawda?

Mimo to, odwzajemniam uśmiech i opuszczam bez słowa laboratorium. Przemierzam korytarz, docieram do windy, opieram się w środku o jej ścianę i celuję palcem w numer ostatniego piętra.

Więc jakim cudem ląduję nagle w pokoju Natalie?

Hm... Trochę tu mrocznie...

Zapalam światło i przekręcam klucz w drzwiach. Wprowadziła się tu w marcu, a mimo to, pokój sprawia wrażenie nieużywanego. Żadnych plakatów na ścianach, żadnych zdjęć, żadnej rysy na meblach... Nic.

A może nigdy jej tu nie było?

- Głupiejesz na starość. - Siadam na łóżku, przecierając dłońmi twarz.

Przytłacza mnie ta cisza, brak Petera, Pepper... Ale przynajmniej co do nich mam pewność - nic im nie jest.

''To mój pokój? Naprawdę? Wow... Dziękuję panu!''

Minęło trochę czasu, zanim cię tego oduczyłem. Unoszę mimowolnie kącik ust. Tutaj wszyscy jesteśmy jak rodzina, nie chciałem, żebyś czuła się obco. Chociaż okej, przyznaję, kluczowym argumentem, żeby cię zatrzymać, był dla mnie fenomen ''znikającej dziewczyny''. Później dopiero zauważyłem błysk w oczach Pete'a, szczęście w głosie Pepper i cień ulgi na twojej twarzy. Stawiałaś tu pierwsze kroki - jak dziecko. A z czasem, nauczyłaś się biegać.

Podchodzę powoli do szafy i zaglądam do środka - pustka. Bluzę oczywiście obowiązkowo zabrałaś.

''Dokąd idziemy?''

Peter był w szkole, Pepper w pracy. Skończyłaś akurat trening i włóczyłaś się po wieży, więc pomyślałem, że... A właściwie, czemu? Pojawiłaś się znikąd, byłaś dla mnie tylko szansą na udowodnienie istnienia podróży między-wymiarowych.

A jednak zabrałem cię do tego sklepu i dałem wolną kartę. Zapunktowałaś chyba tym, że w odróżnieniu od reszty płci pięknej, nie spędziłaś w przymierzalni pięciu godzin. A gdzie tam! Godzinka i z głowy. Z Pepper to katorga...

Może z poczucia tej wdzięczności dołożyłem do zakupów tę bluzę? Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego akurat ona najbardziej ci przypadła do gustu.

I nie wiem, może byłem zwyczajnie zmęczony siedzeniem w dusznym biurze, ale Happy wrócił sam do Avengers Tower. My poszliśmy do Muzeum Sztuki Współczesnej. Tak, sam się sobie dziwię. Ale to nie był mój pomysł.

''Zabierz ją tam kiedyś. Jest artystką, wiedziałeś?'' - pamiętam śmiech Pepper. Miała ręce całe w mące, twarz zresztą też. Piekła szarlotkę, jeśli dobrze pamiętam. - ''Poznacie się lepiej, może znajdziecie jakieś wspólne tematy? Jakby nie patrzeć, to my dajemy jej dom. W pewnym sensie... od kiedy zadeklarowaliśmy opiekę nad nią, stała się Natalie Stark.''

Zakrztusiłem się kawą.

Kiedy to się niby stało? Ledwie pół miesiąca temu Peter kłócił się ze mną o zwierzątko domowe, a potem nagle Pepper przeprowadza ze mną rozmowę o drugim dziecku. A to nie jest moja specjalizacja.

Opieram czoło o zimną szybę. Za oknem Nowy Jork w świetle nocy. Chciałbym już zasnąć, ale nie mogę. Jedna wiadomość od Fury'ego i już cały świat mi się wali. Czasami się zastanawiam, jak to by było bez nich...

Ale kończę na wniosku, że jeszcze gorzej.

Bo niby jak budzić się bez tej rudej burzy włosów obok? Niby jak żyć bez kubka z napisem ''best Irondad''? Niby jak wytrzymać w pustej wieży, kiedy cała reszta jest zajęta robotą...

''Wie pan... To znaczy... Tony...'' - Odmruknąłem coś w stylu ''yhm?'' i kontynuowałem pomiary twojej sylwetki. Fury zgodził się cię przyjąć, wydzielił Clinta na nauczyciela, a mi przypadło stworzenie stroju. - ''Dziękuję. Za wszystko.''

Dokładnie w tej jednej chwili i tym jednym uśmiechu poczułem... że wszystko się od tej pory zmieni. Zmieni, tak jak ty.

A teraz siedzę tu sam, w twoim pokoju, na idealnie pościelonym łóżku. Nawet, gdybym chciał, nie wiem, gdzie cię... gdzie was szukać. Cieszę się, że przynajmniej Clint ma na was oko. Obiecał, a to słowne ptaszysko. Poza tym, lojalne, więc nie martwię się aż tak bardzo. Gorzej, że też ciekawskie...

''Skąd ty ją wytrzasnąłeś, co?'' - spytał raz, podczas rundki piłkarzyków. - ''Bo to chyba nie żadna twoja dalsza rodzina, nie?''

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, ale dziś, jak sobie tak o tym myślę...

Pepper miała rację.

Natalie Anderson z czasem stała się Natalie Stark.

Marvelous DreamsWhere stories live. Discover now