〘 6 〙

262 25 0
                                    

Drżącym głosem przeczytałem list na głos. Ponownie zapadła przerażająca cisza, przerwana gwałtownie przez huk w pomieszczeniu.

- Co to było?- spytał przerażony Tae.

- Znak, że musimy stąd spadać- skomlał Jin.

Kookie puścił moją dłoń i skierował się, ku przerażeniu wszystkich, do podejrzanego pokoju.

- Czy ja mówię w innym języku?!- tym razem Jin naprawdę krzyczał, a jego głos niósł się echem po całym pomieszczeniu.

- Przecież ktoś mógł zostać ranny! Nie wiemy, czy Hoseok był jedynym uprowadzonym. Nie możemy uciec, nie wiedząc, o co tu chodzi.

- Ale to chyba robota policji, co nie?

- Przyjadą tu za jakieś dwadzieścia minut, w tym czasie ktoś może już wykitować, rozumiesz to?

- My też możemy wykitować!

Ale Kookie zniknął już za drzwiami. Dwie sekundy zajęło mi podjęcie decyzji i na drżących nogach podążyłem za chłopakiem.

-Czekaj, Jimin, ty też?!

Pomieszczenie było malutkie. Jedynym elementem wystroju był mały stół, stojący na środku, przy którym stał drżący Jungkook. Podszedłem do niego i zrozumiałem, co go tak przeraziło.

Na stole leżało siedem identycznych rewolwerów. Widziałem kiedyś podobne na strzelnicy, gdzie często zabierał mnie tata. Wyglądały zaskakująco realistycznie. Obok został wyryty napis: „WASZE ZABAWKI, POWODZENIA". Poza bronią palną, na stole znajdował się tylko kamień. Kształt wydawał mi się dziwnie znajomy, ale zignorowałem go, nie widząc w tym nic nadzwyczajnego.

Usłyszałem resztę, która zdecydowała się podążyć za nami. Widząc pistolety, wzdrygali się, nawet Namjoon wydawał się być autentycznie przerażony.

Zaczęliśmy powoli i delikatnie oglądać bronie.

- To podróbki?- spytał Taehyung potrząsając znaleziskiem.

- Nie, to prawdziwa broń- Namjoon pobladł.

- To już koniec. Zginiemy tutaj. Nie ma dla nas ratunku- zdenerwowany Jin chodził w kółko.

Hoseok przypominał trupa, ledwo utrzymując się na ramieniu Yoongiego, który wyglądał niewiele lepiej. Tae i Namjoon dyskutowali nerwowo, o jak najszybszym wezwaniu policji. Sam czułem, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, a żołądek podejdzie do gardła.

- Czekajcie, coś tu jest napisane- wypalił nagle Jungkook, oglądając swój rewolwer.- Literki są strasznie małe, ale niewątpliwie coś tu jest.

Podszedłem do niego szybko i nachyliłem się. Faktycznie, zauważyłem niewielki napis poniżej spustu.

- „Gra zaczyna się teraz"- przeczytałem głośno.

W tym samym momencie oślepiające światło buchnęło zza stołu i poczęło sunąć z zaskakującą szybkością w naszym kierunku. Poczułem buchające gorąco i duszący smród dymu. To ogień!

- Uciekaj!- pchnął mnie Kookie.

W tym momencie odzyskałem władzę w nogach i ściskając swój rewolwer zacząłem biec w kierunku holu. Ogień parł zaskakująco szybko, przedostając się za nami do ogromnego pomieszczenia, rozdzielając się na parę mniejszych odnóg. Z przerażeniem zobaczyłem, że jedna z nich skierowała się w moją stronę, trawiąc wszystko na swojej drodze. Moje ciało zareagowało instynktownie, biegnąc w kierunku lewych schodów. Nim się zorientowałem, byłem już na piętrze, ale zabójczy płomień nie zwalniał, wydawałoby się, że nawet przyśpieszał. Pędziłem z całych sił, mijając kolejne pokoje i wdrapując się po kolejnych schodach. Nie miałem czasu obejrzeć się, by sprawdzić, jak sobie radzą inni, bo buchający żar na policzkach przypominał mi o pędzącym niebezpieczeństwie.

Nigdy nie narzekałem na brak kondycji, nawet zawsze wygrywałem w berka, ale tym razem czułem, że przegrywam. Zaczynało brakować mi tchu, a dym utrudniał złapanie powietrza. Poczułem, że to mój definitywny koniec i osunąłem się na podłogę, czekając, aż pochłoną mnie zabójcze płomienie. Ale nic nie nadchodziło. Czułem tylko gryzący smród dymu, lecz nawet on się przerzedzał. Nastała głucha cisza.

Wyciągnąłem telefon i włączyłem latarkę. Po wielkim pożarze nie została nawet iskra, tylko wypalony ślad na podłodze przypominał, co się wydarzyło. Znajdowałem się na końcu długiego korytarza, pełnego otwartych pokoi i niepokojących obrazów ludzi, powykrzywianych w różnych miejscach. Nadaremno krzyczałem imiona chłopaków. Posiadłość była ogromna, a ja przebiegłem bardzo długi kawałek. Nie było szans, żeby mnie usłyszeli. Musiałem ich odnaleźć.

Spojrzałem na drogę, wypaloną przez ogień. Gdybym podążał po śladach, zapewne dotarłbym do holu i reszty, jednak drewniana podłoga nie wyglądała na solidną, mogła w każdej chwili złamać się i przenieść mnie na drugi świat. Natomiast korytarz skręcający w prawą stronę nie wyglądał zbyt przyjaźnie i oddalał od punktu wyjścia. Musiałem niezwłocznie podjąć decyzję.

Infernum | bts horror auHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin