〘 31 〙

186 17 0
                                    

Na początku myślałem, że te słowa zapoczątkują kolejną grę lub spowodują jakąś katastrofę, ale nic się nie działo.

W końcu pojąłem, jaki fakt cały czas nam umykał, a był niezwykle kluczowy i rozwiązywał zagadkę zdrajcy. Liczba kul w rewolwerach. Nikomu nie przyszło na myśl, aby to sprawdzić, a przecież wszystko by się wyjaśniło. Wyjąłem najpierw swoją broń, która miała komplet naboi, a następnie pistolet Jina.

Brakowało w nim trzech kul.

Myślałem, że to żart i sprawdziłem jeszcze raz, bardziej dokładnie, ale nadal z tym samym rezultatem. Rozważyłem możliwość, że wypadły mu niepostrzeżenie podczas biegu, lecz było to praktycznie niemożliwe. Przecież zgubiłby całą broń, a nie kilka nabojów!

Więc to Jin zabił Jungkooka, mojego kochanego chłopaka. To on zgotował nam piekło na ziemi, kryjąc się pod maską cynizmu i przerażenia. Nie chciałem w to wierzyć, ale dowody były niepodważalne.

Nie miałem wyjścia. Musiałem go zabić.

Wziąłem głęboki wdech, ale nie czułem zapachu dymu, więc jednak miałem rację. Ogień został wstrzymany, bo spełnił już swoje najważniejsze zadanie.

Zastanawiałem się, dlaczego GameMaster podsunął mi rozwiązanie. Miał już dość gry i chciał zobaczyć, jak przelewamy swoją krew? Czy może poczuł do mnie coś w rodzaju współczucia i postanowił powierzyć mi najważniejszą tajemnicę?

Miałem już wychodzić, ale zauważyłem karteczkę leżącą pod drzwiami. Czyżby dopiero teraz miało się rozpętać piekło? Miałem nadzieję, że nie będę zmuszony zabić więcej osób niż było to absolutnie konieczne.

Zacząłem czytać.

24 kwietnia 1920r.

Znów wszystko się zmieniło. Mam wrażenie, że zawsze zaczyna się i kończy tak samo. Pomyśleć, że za małe błędy musimy odpowiadać całe życie. W moim przypadku nie jest to jednak jeden, krótki okres zwany istnieniem.

Do pewnego momentu tylko egzystuję, ale wtedy spadają na mnie jak meteoryty. Wkradają się tam, gdzie nikt nigdy nie miał wstępu i odbierają rozum. Nawet morfina nie jest tak uzależniająca.

To moja kara i doskonale o tym wiem, ale nawet ja mam prawo do szczęścia. Gdybym go nie miał, to na co byłoby potrzebne moje istnienie? Jaki sens miałby każdy oddech i ścieżka, którą wybrałem? Skoro nadal żyję, musi być wyjście. Skoro jestem, musi być wersja rzeczywistości, w której nareszcie widzę światło.

Następny raz będzie inny. Następnym razem nie będę tylko cichym obserwatorem. Wyciągnę rękę po to, co mi się należy. Znajdę szczęście dla nas obojga.

Nie jestem tylko pożogą.

Nie jestem potworem.

Porwałem kartkę na strzępy. Na szczęście były to tylko jakieś brednie szaleńca. Martwiłem się zupełnie bezpodstawnie.

Zanim wyszedłem na korytarz rozejrzałem się parę razy, ale po płomieniach nie został nawet ślad, tak samo jak po hyungu. Namjoon leżał w tym samym miejscu nieprzytomny, więc zacząłem się zastanawiać, czy wszystko z nim w porządku.

Nachyliłem się i sprawdziłem mu oddech. Na szczęście wyczułem równomierne wydechy na policzku, co podniosło mnie na duchu. Jin idealnie zachowywał pozory nieszkodliwego tchórza.

Rozważałem, w którą stronę iść, gdy usłyszałem hałas w pomieszczeniu niedaleko. Pobiegłem tam szybko, trzymając pistolet w pogotowiu. Buzowała we mnie adrenalina, a jednak ból brzucha dawał o sobie znać. Musiałem załatwić to szybko, póki nadal mogłem w miarę normalnie funkcjonować.

Wszedłem do pokoju i omiotłem wzrokiem scenę, która się tam rozgrywała.

Jin, nadal mając masywną nogę od stołu, próbował znokautować zdezorientowanego Taehyunga. Przyjaciel próbował umykać przed ciosami, ale prędzej czy później musiał zostać trafiony.

- Hyung, co ty wyprawiasz?- krzyczał.

- Giń, kozi zaklinaczu!

- O co ci chodzi...?

W tym momencie dostał po głowie i osunął się na ziemię, lecz nie stracił przytomności. Było jednak widać, że nie miał siły się dalej bronić.

Musiałem działać szybko. Wycelowałem rewolwer w Jina, starając się opanować drżenie rąk.

- Odejdź od niego!

Obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni.

- O czym ty mówisz, Jimin? Czyżbyś był głuchy? Przed chwilą mówiłem ci przecież, że on jest zdrajcą.

- Nie jest! Przestań kłamać!

- No weź, nie mów, że się nad nim litujesz... Przecież zabił Jungkooka!

- Nie wymawiaj jego imienia!- byłem wściekły i chciało mi się płakać. Nie miał prawa wycierać sobie nim rąk. Nawet jeśli był zimnokrwistym mordercą, nie mogłem mu tego wybaczyć.

- O czym ty mówisz?

Pokazałem mu rewolwer, który zgubił.

- Popełniłeś błąd. Trzeba go było bardziej pilnować.

- Nadal nie rozumiem...

Umieściłem palec na spuście. Jeszcze nigdy nie miałem takiego mętliku w głowie, jak teraz. Wiedziałem, że moim obowiązkiem było zabicie hyunga, ale nie mogłem się na to zdobyć.

Nadal mogłem coś źle zinterpretować.

- Masz minutę na wytłumaczenie, dlaczego w twoim pistolecie brakuje kilku kul.- powiedziałem zaskakująco spokojnie.

Jin oblał się potem i wpadł w panikę. Musiałem przyznać, że udawał doskonale.

- To nie ja, przysięgam! Nie wiem jakim cudem...? Może od początku ich nie było? Kurde, stary, to naprawdę nie jest moja wina! Nie umiem tego wytłumaczyć, ale musisz mi uwierzyć. Przecież znamy się tyle czasu...

- Czy możesz przestać kłamać?!- odezwał się Taehyung.- Nawet teraz nie wstyd ci dalej to ciągnąć? Gra skończona! Od początku polowałeś na Jungkooka, nawet otoczyłeś go płomieniami, aby się udusił, ale coś nie wyszło, co? Musiałeś go więc dobić?

- Zamknij się!

Przez moment miałem wrażenie, jakby coś mi umknęło. Analizowałem to, co powiedzieli i próbowałem doszukać się poszlak.

Nagle coś sobie uświadomiłem.

- Tae- zacząłem niepewnie.- Skąd wiedziałeś, że Jungkook został otoczony płomieniami i stracił przytomność z powodu dymu? Przecież nikomu z was jeszcze o tym nie mówiliśmy!

Zapadła głucha cisza. Przyjaciel spojrzał na mnie dziwnie. W jego oczach ujrzałem cos na kształt przerażenia i dezorientacji.

Nie wiedziałem już, w co miałem wierzyć. Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie, przecież Taehyung nie mógł być zdrajcą!

- Odpowiedz!- ponagliłem.- Skąd o tym wiedziałeś?

Chłopak zwiesił głowę.

- Nie mam wytłumaczenia.

Przerażony wstrzymałem oddech.

- A nie mówiłem?- wtrącił pewnie Jin.- To on, od początku...

Nie słuchałem go.

Chciałem znać prawdę.

Na pewno istniało jakieś logiczne wytłumaczenie.

- Czy... czy ty...?- pytanie nie chciało mi przejść przez gardło.

- Czy jestem zabójcą?- zaśmiał się ponuro.- Oczywiście, że nie!

- W takim razie kto?

Popatrzył na mnie smutno.

- Ty, Jimin.

Infernum | bts horror auDonde viven las historias. Descúbrelo ahora