67. „Pod zbroją sarkazmu często kryje się miękkie serce"

409 36 3
                                    

„Pod zbroją sarkazmu często kryje się miękkie serce"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Poprawiając klubową bluzę, którą zajumałam sobie wczoraj ze szkolnego składziku, wyminęłam grupę przerośniętych gimnazjalistów, kierując się z napełnionymi wodą bidonami w kierunku szatni. Nosząc na plecach wielki, niebieski napis Teikō czułam się jakbym nagle miała jakieś większe znaczenie na całym stadionie. Nawet kwestia tego, że nie należałam do wysokich i raczej w żaden sposób nie wydawałam się groźna, zdawała się przechodzić w mojej głowie na drugi plan. Czułam, że teraz nikt mi nie podskoczy, a jak spróbuje to położę go choćby siłą woli.

Miałam dzisiaj zdecydowanie za dobry nastrój i byłam niemalże pewna, że nic nie jest w stanie mi tego zepsuć. Nawet wychodzący zza zakrętu wysoki, ciemnowłosy koszykarz, na którego widok na mojej twarzy na chwile pojawił się gigantyczny grymas. Miałam wrażenie, że wyglądałam jakbym miała zaraz zwrócić kłaczek, albo nawet i całe śniadanie. Kurczę nie mogę zwrócić w ten sposób mojego śniadania! Pierwszy raz od dawien dawna wyrobiłam się je zrobić i nie ma bata, że przez to coś teraz to zmarnuje.

Jednak mimo wszystko twarz Makoto była ostatnią rzeczą jaką chciałam dzisiaj ujrzeć. Sprowadzając swoją mimikę z powrotem do normalnej formy, westchnęłam ciężko pod nosem i nie zatrzymując się dalej szłam prosto na niego. Niech chłop wie, że dzisiaj jego parszywy charakterek nie wyprowadzi mnie z równowagi. O ne ne koleżko!

-O Koteczku!-zagadnął w ten swój parszywy sposób, zagradzając mi drogę i zmuszając mnie do zatrzymania się. Tylko się nie irytuj Klijo! Wiem, że chcesz go zamordować ale oddychaj!-Dawno się nie widzieliśmy-kontynuował uśmiechając się w ten swój specyficzny sadystyczny sposób. Spróbowałam go wyminąć jednak chłopak skutecznie mi to utrudniał. Poczwaro posuń się bo cię pokropię wodą święconą...

-Mówisz, że tęskniłeś? O zobacz, to zupełnie odwrotnie niż ja-Wykrzesałam z siebie najbardziej pogodny uśmiech do jakiego aktualnie dałam radę się zmusić, zaprzestając próby wyminięcia go, orientując się, że w chwili obecnej nie mam na to większych szans. To coś nie zepsuje ci nastroju kobito! Nic go ma nie zepsuć i tego się trzymasz!

-Zadziorna jak zwykle- odparł schylając się tak żeby jego twarz znajdowała się bliżej mojej. Ostatkiem silnej woli powstrzymałam chęć zrobienia kroku w tył. Ta odległość miedzy naszą dwójką sama w sobie mnie odpychała.

-Mówią, że to jak sam traktujesz innych wraca do ciebie z nawiązką- powiedziałam nie spuszczając wzroku z ostro drwiących oczu chłopaka. O nie nie ty chodząca zarazo! Dzisiaj to mój dzień nie twój! I dzisiaj pogrzebie twojego trupa pod trzema metrami betonu jeśli będzie trzeba.

-Pamiętaj, że to ja ostatnio uchroniłem cię przed wyrzuceniem z hali-wtrącił uśmiechając się triumfalnie. Widok ten zirytował mnie tak bardzo, że mimowolnie aż przygryzłam policzek od środka, żeby na niego nie prychnąć- Okaż choć trochę wdzięczności.

-Gdyby nie twoja zabawa w sadystycznego gnojka, nie oberwałbyś i nie byłoby problemu-powiedziałam znów siląc się na pogodny uśmiech, ale z każdą kolejną chwilą przychodziło mi to coraz trudniej. Tak właściwie czemu to coś włóczy się samo po stadionie? Nie powinien ogarniać jakiś strategii z własną drużyną czy coś? W końcu w tym są dobrzy, co prawda w dość okrutny i wywołujący we mnie chęć mordu sposób.

Odrywając wzrok od jego twarzy zjechałam spojrzeniem na resztę jego sylwetki. Nie przejmując się, że być może w jego odbiorze wyglądało to jakbym właśnie przegrała naszą nieoficjalną bitwę na wzrok. Nie obchodziło mnie jednak zbytnio co ta poczwara o mnie myśli. Czasami miałam wrażenie, że jest gorszy nawet od Haizakie...

Jestem sobą |Kuroko No basket|Where stories live. Discover now