8.

1.6K 183 140
                                    

 - Co tu się do cholery dzieje?

Nikt nie raczył odpowiedzieć na to dość podstawowe pytanie Juliusza.

Na środku kuchni stał Fryderyk, patrząc wrogo z jednej strony na wyglądającą ze swojej sypialni panią Słowacką, a z drugiej strony na jej syna, ledwo przybyłego do mieszkania.

Chwila.

Fryderyk patrzył na kogoś wrogo.

Coś tu zdecydowanie nie pasowało.

 - Właśnie chciałam spytać o to samo - mruknęła pani Słowacka, nie patrząc na Juliusza.

 - Frycek? - chłopak zmarszczył brwi, spoglądając na przyjaciela - czemu dzwoniłeś, twierdząc, że kuchnia się pali? I dlaczego moja matka tu jest, skoro wyraźnie powiedziałeś, że jej nie ma?

 - W takim razie czemu ja usłyszałam, że podobno wleciał nam gołąb przez okno i nie chce wylecieć...? - mruknęła Salomea, niemniej zaskoczona.

 - Mam tego dosyć! Mam tego dosyć, mam was dosyć, mam dosyć! - wybuchnął w końcu Chopin - zachowujecie się jak dwójka dzieciaków, które boczą się na siebie tylko dla zasady, nie pamiętając właściwie o co zaczęli swoją kłótnię! Zachowujecie się... - przełknął ślinę - gównianie!

Okej, wow.

Wściekły Frycek.

Świat stanął właśnie do góry nogami.

Mimo zaskoczenia, Juliusz nie zamierzał się jednak poddawać urokowi, jaki wywołuje u większości ludzi zdenerwowana, kochana kluseczka, która w życiu nigdy nie przeklęła. Nie chciał wprowadzać Fryderyka w swoje rodzinne spory, jednak cóż, stało się. Najwyżej biedny pianista będzie tego później żałował, ale w końcu sam się w to wpakował.

 - Och, ja dobrze pamiętam, od czego zaczęła się kłótnia. Od pasywno-agresywnych placków, bo jakże by inaczej. A, no i dowiedziałem się, że jestem złym synem, bo wychodzę przez okno bo boję się tego popierdoleńca z którym sypia moja matka! - Juliusz rzucił telefon na stół z dużo większą agresją, niż zamierzał. Wszystko wydarzyło się z dużo większą agresją, niż zamierzał.

Salomea Słowacka odniosła przez sekundę wrażenie, jakby ktoś walnął ją młotem prosto w serce, ale w końcu była silną kobietą. Nie zamierzała poddać się tak łatwo.

 - Czy aby na pewno? Bo mi się wydaję, że stanęło raczej na tym, jaką straszną matką jestem i jak to ktoś inny spełniłby się lepiej w mojej roli! Tak, synu, udało ci się osiągnąć to, czego chciałeś! Masz dramat, widownię, swojego dobrego bohatera i złą wiedźmę, która niszczy mu życie! Może mnie nie chcesz, może masz jakiś inny wzór matki, lepszy wzór matki, ale wiesz co? Zaskoczę cię. Jestem jedyną matką, jaką masz! Nie da się mnie zamienić!

W oczach Juliusza stanęły łzy i był to jedyny powód, dla którego nie udało mu się dostrzec łez w oczach rodzicielki. Żadne z nich nie zauważyło, kiedy Fryderyk wycofał się z kuchni. W tej chwili patrzyli na siebie wyłącznie ponuro, czując, jak złość powoli, stopniowo osiąga swój szczyt, a zaraz po nim uchodzi.

Chłopak sięgnął do swojej torby i delikatnie, niepewnie wyciągnął z niej plik kartek.

 - Zacząłem pisać to kilka dni temu - oznajmił słabym głosem - to jest prawdziwy dramat, do tego źle zinterpretowany przeze mnie. Cały czas wydawało mi się, że to ty jesteś Balladyną, a ja Aliną, ale teraz zrozumiałem, że się myliłem. To ja jestem Balladyną.

Ostatnie słowa dodał prawie szeptem, to jednak nie miało już znaczenia. Salomea wierciła wzrokiem dziurę w rękopisie, jej dłonie drżały.

To nie było wszystko, to był tylko krótki wycinek tekstu. Dialog dwóch postaci, nie trwający dłużej, niż dwie minuty. Oczy Salomei zaszkliły się jeszcze mocniej.

 - Naprawdę... Naprawdę myślisz, że tak jest? - wyrzuciła w końcu, po skończeniu czytania. Kartka wypadła jej z rąk i zsunęła się po podłodze.

Nie potrzebowali słów, by nagle odstawić na bok całą nienawiść, która kumulowała się w nich przez poprzednie kilka dni i po prostu zbliżyli się do siebie, by po chwili paść sobie w objęcia. Teraz już żadne z nich nie próbowało ukrywać płaczu, ale przynajmniej mieli siebie z powrotem i tylko to ich obchodziło, nie zwracali nawet uwagi na głupio uśmiechającego się Fryderyka w drzwiach kuchni. Byli tam dla siebie, matka i syn, kochający się tak, jak zawsze, niezależnie od tego co ich dzieliło.

Ona i on.

Salomea i Juliusz.

Rodzina, jedyna, jaką mieli.

I August-zasraniec mógł sobie mówić co chciał, ale on nie był częścią tej rodziny. Ale o tym mogli porozmawiać później.

Frycek wyminął ich, żeby zdjąć gorącą czekoladę z kuchenki, gdzie zostawił ją, licząc na ten obrót sprawy.



No więęc, na początku pisania tego rozdziału było mi smutno, bo czytałam taką piękną książkę którą dała mi dzisiaj przyjaciółka, kubek--herbaty , Ireno-hippisie-wszechwiedząca, bądź pozdrowiona. Ale potem im dalej pisałam, tym bardziej zaczęło mi być wesoło (nadmiar czekolady w organizmie), więc zmieniłam koncepcję i ostatecznie wyszedł mi krótki, beznadziejny rozdział, bo nie umiem opisywać rodzinnych scen, chociaż z drugiej strony nie startuję przecież do nobla więc co mi szkodzi napisać byle co. Swoją drogą jeśli kogoś to interesuje, to dzisiaj się prawie podpaliłam zapalając świeczki i dostałam załamania nerwowego od czytania "Oddam ci słońce", więc cieszcie się, że mimo wszystko dożyłam tego wiekopomnego momentu wrzucenia tego rozdziału.



+ patrzcie jaką mam zajebistą torbę od -Polarous- , może teraz przestanę kraść torby mamie

+ patrzcie jaką mam zajebistą torbę od -Polarous- , może teraz przestanę kraść torby mamie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Odium | słowackiewicz [TRWA KOREKTA]Where stories live. Discover now