Ósma rano, październik, trzydziesty pierwszy dzień miesiąca. Czwartek.
Coś się zmieniło.
Juliusz czuł, że atmosfera w szkole była tego ranka zupełnie inna, niż kiedykolwiek indziej i, o dziwo, się nie pomylił. Kiedy tylko bowiem zajął swoje miejsce z tyłu klasy, ni z tego ni z owego, przysiadła się do niego jakaś dziewczyna.
Słowacki średnio ją kojarzył, rozmawiali może raz w ciągu ostatnich lat, nie był nawet pewien, jak się nazywała (Maryśka? Marlena? Maryla? Coś w tym stylu). Nie przykładała się ona specjalnie do lekcji, rzadko kiedy też się udzielała, nie był więc w stanie powiedzieć, czy była ona raczej inteligentna, czy raczej, podobnie jak większość szkoły, przygłupia. Co do wyglądu, nie dało się jej nazwać nieładną, jednak dla Juliusza nie grało to specjalnej roli – już od pewnego czasu doszedł do wniosku, że nie jest w stanie myśleć o dziewczynach w ten sposób. Z resztą, jak na razie te aspekty osobowości obchodziły go najmniej. To co go naprawdę obchodziło, to czemu, do jasnej cholery, ta dziewczyna zdecydowała się nawiązać z nim próbę jakiegokolwiek kontaktu?
Dla klasy Słowacki był odrzutkiem, kimś, z kim raczej nikt nie pragnął się zaznajomić, a jedyne momenty, kiedy przypominali sobie o jego istnieniu były gdy akurat pasowało im się z niego pośmiać. Kiedy indziej – zupełnie, jakby nie istniał. I im to pasowało, i jemu.
A jednak teraz ta Maryla czy inna Marianna zupełnie dobrowolnie usiadła obok niego i uśmiechnęła się przyjaźnie. Z dystansem, ale przyjaźnie. Z obrzydzeniem, ale przyjaźnie.
– O co ci chodzi? – spytał Juliusz szeptem, nie chcąc zwrócić uwagi półgłuchego nauczyciela fizyki, opowiadającego akurat bez specjalnego przekonania o czymś, co nikogo nie ciekawiło.
– Czemu zakładasz, że miałoby mi o coś chodzić? – dziewczyna została nieco zbita z tropu tym pytaniem.
– Um, bo ze mną rozmawiasz?
– Dobra, masz rację – wywróciła oczami – Towiański mówił ostatnio, że robisz prace na polski jak się ciebie poprosi.
– Nie nazwałbym tego, co mi powiedział Towiański „prośbą”, ale kontynuuj – Juliusz miał pewne obawy, w jaką stronę zmierza ta rozmowa, ale nie dał nic po sobie poznać.
– Chodzi o to, że on dostał za tamtą pracę pięć plus i...
– Chcesz, żebym ci napisał jakieś wypracowanie, tak? – ciągłe owijanie w bawełnę znudziło w końcu chłopaka, postanowił więc zlitować się nad kręcącą się w rozmowie Marylą.
Odpowiedziało mu skinienie głowy.
– Nie ma szans.
– Proszę! – dziewczyna wydawała się nieźle zdesperowana – mogę ci nawet zapłacić! Jeżeli nie poprawię kilku stopni do końca semestru, skończę z dwójką z polskiego, rodzice mnie zabiją!
– Nie chcę pieniędzy i nie obchodzą mnie twoi rodzice – Juliusz odwrócił głowę w stronę przynudzającego nauczyciela, z dwojga złego woląc słuchać jego, niż Maryli.
– Jesteś chujem, Słowacki.
– Wiem i bardzo mi to odpowiada.
– Nic dziwnego, że wszyscy cię nienawidzą.
– Mówi się trudno.
Dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu i wzniosła oczy do nieba, widocznie już zirytowana. Tym razem kilka osób odwróciło się w ich stronę, co lekko zaniepokoiło Juliusza, jednak nauczyciel wciąż kontynuował monolog nie zauważywszy niczego. Wówczas Maryla nachyliła się nad ławką do chłopaka.
CZYTASZ
Odium | słowackiewicz [TRWA KOREKTA]
Historical Fiction❝Na Odyna, Juliusz, czy ty naprawdę musisz być taki wkurzający?❞ ~*~ Juliusz Słowacki jest przegrywem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, Adam Mickiewicz nie radzi sobie w roli nauczyciela, ani właściwie w żadnej innej roli, przede wszystkim nato...