25.

1.4K 164 163
                                    

Salomea przyjrzała się Adamowi z pewną konsternacją.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu pogodziłeś się z... - zawiesiła - z tym swoim uczniem?

Mężczyzna pokiwał wesoło głową.

- A przynajmniej tak mi się wydaje. Okazało się, że te dwie dziewczyny, Wereszczakówna i ta druga, miały nawet całkiem dobre pomysły. Kazały nam podpisać taki zbiór zasad. Ogólnie chodzi o to, że ja nie mogę odzywać się do Słowackiego poza sprawdzaniem listy, a on nie może rzucać żadnych komentarzy o lekcji. To nawet wygodne, wiesz? No i musiałem usunąć jego nieobecności z lekcji, które jeszcze się nie wydarzyły, ale on za to nie może opuścić ani jednych zajęć do końca semestru, bo inaczej nie zda.

- I... tak po prostu tego przestrzegacie? - Salomea wciąż nie była przekonana do tej historii - wywrzeszczeliście sobie przeprosiny?

- Żeby pokazać Wereszczakównej, że nie zachowujemy się jak dzieci - dodał Mickiewicz.

Kobieta pokręciła z niedowierzaniem głową i oparła twarz w dłoni. Oczywiście, cieszyła się, że cała sprawa zakończyła się jak na razie dobrze, uderzało ją jednak to, że ani razu nie została w nią włączona. Wszystko, co wiedziała o problemach swojego syna w szkole wiedziała od nauczyciela, a do tego czuła, że wbrew temu, co Adam opowiadał, kłopoty wcale się jeszcze nie skończyły.

- Adam - spróbowała ostudzić trochę entuzjazm przyjaciela - wspominałeś mi kiedyś, że ten chłopiec zaczął się zachowywać jakoś dziwnie w październiku, prawda? Czy jesteś w stanie sobie przypomnieć, jak to było tamtego dnia?

- Cholera, ponad dwa miesiące temu? - Mickiewicz wytrzeszczył na nią oczy - szczerze to ja ledwie pamiętam, co działo się w zeszłym tygodniu, a co dopiero taki kawał czasu!

- Spróbuj - nalegała.

Mężczyzna rozejrzał się po pustym parkingu, na którym akurat stali, a następnie sprawdził zegarek. Dochodziła ósma trzydzieści, a on lekcje zaczynał dopiero o dziewiątej pięćdziesiąt, mimo wszystko nie miał ochoty przywoływać teraz w pamięci jakiegoś odległego o lata świetlne wydarzenia.

- Nie idziesz przypadkiem na dziewiątą do pracy? - spytał, z nadzieją w głosie.

- Mam blisko, poza tym i tak zamierzam ją rzucić kiedy mój mąż zacznie pracować w prywatnej klinice.

Adam westchnął.

- No dobra, początek października. Umm, rozmawialiśmy o Leśmianie, to na pewno. I... to były dwie lekcje w bloku, jeśli dobrze pamiętam. Jeden z dzieciaków, Towiański, trochę pyskował, więc spytałem go o coś, tylko nie pytaj o co, bo nie mam pojęcia, a wtedy był już dzwonek... - podniósł spojrzenie, widocznie zastanawiając się nad czymś - ha, zabawne. Wydaje mi się, że właśnie na tej drugiej lekcji Słowacki zaczął się tak zachowywać...

Zamyślony, nie zauważył, jak Salomea zakrywa usta jakby coś sobie nagle uświadomiła.

- I mówisz, że na pierwszej lekcji było w porządku?

- Zabawne, co? - odwrócił się w jej stronę, tylko po to, żeby odkryć kompletny szok na jej twarzy - coś się stało?

- Ja... - zaczęła - ja się tak bardzo pomyliłam...

Odstawiła niedopity kubek z herbatą na murek, otaczający parking, po czym ślizgając się na zamarźniętych płytach betonowych wybiegła na ulicę.

Adam spojrzał za nią zdziwiony. Nie miał pojęcia, co przed chwilą się wydarzyło i szczerze mówiąc miał tego kompletnie dosyć - kobieta nigdy od czasów ich pierwszego spotkania nie wspominała za dużo o sobie, ale jemu jakoś nigdy to nie przeszkadzało, a przynajmniej aż do teraz. Dopiero teraz zrozumiał, że właściwie nie wie o niej prawie nic, oprócz tego, że jej syn chodzi do klasy Mickiewicza, a on nawet nie wiedział, kim jest ten dzieciak. Cholera, w tej chwili nie przypominał nawet sobie, żeby kiedykolwiek słyszał nazwisko pani Salomei! Kiedyś miał wrażenie, że spotkali w kawiarni współpracowniczkę kobiety, która zwróciła się do niej per pani Becu, ale to donikąd nie prowadziło, bo w klasie Adama nie było ani jednego Becu. Salomea po prostu zachowała najpewniej nazwisko panieńskie, a to nie zbliżało go ani trochę do poznania tożsamości jej syna. Mickiewicz dosyć miał już tych głupich tajemnic i tego, jak Salomea traktowała go niczym jakieś dziecko (co prawda rzeczywiście był od niej dziesięć lat młodszy, bo przy ich pierwszym spotkaniu zawyżył sobie swój wiek o dwa lata i od tamtej pory nie miał okazji tego naprostować).

Odium | słowackiewicz [TRWA KOREKTA]Where stories live. Discover now