10.

1.8K 197 92
                                    

– Co się stało?! – zawołał Ludwik, kiedy tylko Słowacki pojawił się w drzwiach kawiarni, wywołując swoim pojawieniem przerażenie na twarzy starszej pani siedzącej przy wejściu i stanowcze niezadowolenie kelnerki.

Juliusz nie odpowiedział, a jedynie zdjął czapkę i kurtkę i usiadł naprzeciwko chłopaka.

– Zrobiłem to – wyrzucił z siebie po dłuższej chwili milczenia – oddałem te wypracowania i jestem praktycznie pewien, że to był błąd...

– No oczywiście, że błąd! – Ludwik przerwał mu wpół zdania, znów zwracając uwagę starszej pani przy drzwiach, która tym razem zaczęła mamrotać coś do siebie pod nosem – i nie udawaj, że tego nie wiedziałeś. Non stop mówiłem ci, żebyś tego nie robił, ale nie, ty wiedziałeś swoje! – a po chwili dodał już łagodniej: – ale odkręcisz to, prawda? Powiesz temu facetowi, że zaszła pomyłka i--

Tym razem to Juliusz przerwał jego wypowiedź.

– Zwariowałeś?! Co miałbym mu powiedzieć? „Przepraszam, proszę pana, ale właśnie się okazało, że tak naprawdę to ja napisałem oba te eseje". Wpadłbym w jeszcze większe kłopoty!

Starsza pani przy drzwiach zaczęła nerwowo mamrotać coś do siebie, jednak ani Juliusz, ani Ludwik, nie zwracali na nią jakiejkolwiek uwagi.

– Musisz to odkręcić, Juliuszu. Jeszcze nie jest za późno.

– Stało się za późno z chwilą kiedy oddałem te eseje.

– Zamawiacie coś, czy zamierzacie tylko tak siedzieć i zajmować miejsce?

Na dźwięk tych słów obaj chłopacy odwrócili się w stronę wypranej z jakichkolwiek emocji kelnerki, patrzącej na nich z wyższością.

– Właśnie wychodziliśmy – odparł Słowacki.

– Więc wyjdźcie.

Na dworze było dużo chłodniej, niż w środku, jako że był już koniec października, a do tego polski klimat, podobnie jak w ciągu ostatniego tygodnia, zakpił z mieszkańców swojego kraju, jednak Juliusz miał to gdzieś. To, co go w tamtej chwili obchodziło to te nieszczęsne wypracowania, wypracowania, które wpakowały go w to całe... w to wszystko.

– To nie było konieczne – mruknął Ludwik, wkładając ręce do kieszeni i rozglądając się wokół ze skwaszoną miną – naprawdę miałem ochotę na jakieś ciasto.

W odpowiedzi Słowacki jedynie machnął ręką, dając mu jasno do zrozumienia, że nie to powinno być tematem ich rozmowy. Chociaż, musiał przyznać, że wnętrze kawiarni wyglądało dużo przyjemniej.

– No tak, wróćmy do sprawy – Spitznagel skinął głową – co do diabła zamierzasz teraz zrobić?

– Myślałem, że może ty mi to powiesz.

– Myślałem, że od początku wiesz, co robisz.

– Czyli możemy przyznać, że oboje zjebaliśmy.

Przez chwilę stali w milczeniu.

– Masz rację – przyznał w końcu Ludwik.

– Wiem.

Kilka przejeżdżających obok nich samochodów ochlapało ich wodą z kałuży, jednak oni nie ruszali się z miejsc. Cisza stawała się męcząca.

– Więc, podsumowując – odezwał się Spitznagel, kiedy napięcie osiągnęło nieprzyjemnie wysoki poziom – nie chcesz prawdy, ale nie podoba ci się kłamstwo, nie masz pomysłu na jakąkolwiek inną opcję, ja tym bardziej, no i ogólnie żaden z nas nie wie co robić.

Odium | słowackiewicz [TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz