Rozdział drugi

8.4K 506 183
                                    

Moją drogę przeciął czarny motocykl. Ryk silnika kazał mi odwrócić głowę i spojrzeć w tamtym kierunku. Jeszcze długo patrzyłam za odjeżdżającym chłopakiem. Był szczupły. Tylko tyle zdążyłam zobaczyć. 

 Uwielbiam obserwować ludzi, wszystko,  co dzieje się dookoła, wszystko, co mnie nie dotyczy, fascynuje mnie.  To tak, jakbym otworzyła książkę w którymkolwiek momencie i cieszyła się tylko tą chwilą, tylko tym, co dzieje się teraz.

 Podeszłam do ławki obok miejsca, gdzie wczoraj minęłam się z francuzem. Była mniej więcej ta sama godzina. Rozejrzałam się wokoło. Na murku, przy restauracji, siedziała dziewczyna,  mniej więcej mojego wieku. Obok niej siedział chłopak. Wyglądali na parę. Nachylił się nad nią z zamiarem pocałowania jej rumianych policzków. A ona odsunęła się nagle, a widząc mój wzrok, zarumieniła się.

- Uh! Ty śmierdzisz! - zaszczebiotała po francusku i roześmiała się. 

Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Odsunął się lekko.

- Czemu? - zapytał z wyrzutem.

Dziewczyna roześmiała się głośniej.

- Nie wiem, czemu śmierdzisz. 

Odwróciłam głowę w drugą stronę i próbowałam opanować śmiech. 

Czas mijał powoli. Żałowałam, że nie wzięłam książki, albo mp3. Pogrzebałam w torbie i znalazłam mój notatnik oraz czarny długopis. Nie pisałam innym. Stwierdziłam, że czarne litery na kartce papieru wyglądają o wiele ładniej, niż niebieskie.

 Kiedyś kazałam Ami kupić mi dużą paczkę moich ulubionych długopisów. Tak, mam ulubione długopisy. Piszą najciemniej ze wszystkich, z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Ale Ami kupiła mi paczkę niebieskich. Nakrzyczałam na nią, że jest okropna, że jej nienawidzę i że nie będę miała czym pisać w szkole (na szczęście się nie skapnęła, że zaczynały się wakacje). Ona z kolei popatrzyła na mnie, jak na żałosną istotę, rzuciła we mnie długopisami, niczym psu kość -  tyle tylko, że mi w brzuch - i wyszła z mojego pokoju.

Zaczęłam pisać. 

Rozdział pierwszy 

Grace spojrzała w niebo. Było niesamowicie niebieskie. Szła do pracy, jak każdego dnia oraz jak każdego dnia pozwoliła sobie na przyglądanie się chmurom. Poruszały się po błękicie nieba, niczym statki na morzu. Płynęły. Grace zawsze chciała je gonić. Kiedy była mniejsza, potrafiła godzinami spoglądać na nie, wyobrażać sobie świat tam na górze. Odgadywała kształty,  leżąc obok swojego taty, a pod koniec dnia bawiła się, że przepowiada mu przyszłość.

- Dlaczego nie przychodzi?! - zmartwiła się, wciąż gapiąc się w niebo.

 Popatrzyłam na ostatnie zdanie i otworzyłam szeroko oczy, po raz kolejny przeklinając swój mózg. Ale rzeczywiście, tak właśnie było. Nie przyszedł. A może po prostu mnie nie rozpoznał, pochyloną nad papierem? Ominął mnie mając pustkę w sercu, myśląc, że nie było to dla mnie ważne spotkanie? Pewnie czuje się oszukany i zły. Pójdzie na wieżę Eiffla. Stanie na najwyższym piętrze i skoczy, zraniony miłością, jaką do mnie czuł, a owa wieża stanie się symbolem straconej miłości i nadziei. A to tylko dlatego, że jego ukochana wolała pisać, zamiast obserwować okolicę w nadziei,  że jej ukochany pojawi się gdzieś na horyzoncie. Spojrzałam szybko w stronę wieży Eiffla. Wyglądała normalnie, ale nie wiadomo co dzieje się bliżej niej. Wyjęłam szybko komórkę i wystukałam numer do 2A. Odebrał Andrew.

- Słucham? - usłyszałam zdyszany głos po drugiej stronie słuchawki. Miałam nadzieję, że ćwiczył, a nie... 

- Fuuuu! - krzyknęłam do słuchawki, kiedy obrazy, których nie chciałam oglądać przemknęły mi przed oczami. Kolejna zaleta posiadania ponadprzeciętnej wyobraźni, pomyślałam z sarkazmem.

All the faded roses | Thomas Brodie-SangsterWhere stories live. Discover now