ash

304 29 14
                                    

     Nie wiedział, w którym momencie znalazł się na swoim łóżku, ale gdy rano przetarł oczy i wygiął się lekko, strzelając kośćmi, coś uderzyło do jego świadomości. Promienie słońca wpadały przez okno do pokoju, sprawiając, że wyglądało tu co najmniej jak w południe. Było cicho, ciepło, spokojnie - nienaturalnie.

     Erwin zerwał się z łóżka, łapiąc swoją komórkę. Była wyłączona, a serce chłopaka zaczęło bić szybciej, nierytmicznie, przerażone tym, co może zobaczyć. Telefon nie załączał się długo, jednak gdy jego niebieskie oczy dostrzegły godzinę szesnastą, poszuł jakby ktoś oblał go lodowatą wodą. Spłynęła po nim fala goryczy, mieszanka spokojnej furii, która rozrywała kawałki jego dobrego, chwilowego samopoczucia. Siedemnastka miał wykład, miał test, ważne spotkanie, na które nie mógł się spóźnić. Był wściekły. Wkurwiony na Ewrona, bo wyłączył jego budzik i pogrzebał szanse na dobrze zdany semestr, który swoją drogą tyle co się zaczął.

     Chłopak chodził w te i we wte, właściwie bez celu. Dwudziestka gdzieś wyszedł, a jemu wcale nie uśmiechało się za nim ganiać, toteż usiadł na dupie, z rękami zawieszonymi na kolanach. Z rezygnacją spoglądał na swoje biurko, wbijając wzrok w czarny, wyłączony monitor, który przywiózł ze sobą z domu. Do dziś pamiętał dzień przeprowadzki, będący stosunkowo niedawno. Mama naprawdę sporo mu pomogła i był jej dozgonnie wdzięczny. Jego znajomi też maczali w tym palce, ale w mniejszym, bardziej wspierającym stopniu. Wszystko było cudowne, układane idealnie wedle jego upodobań; wzorów, jakie wytyczył sobie pare lat temu.

     Jego wzrok zjechał trochę niżej, na zniszczoną myszkę, leżącą tuż obok szarej, z lekka siwej garstki pyłu: drobny kurz, białe cząsteczki, wmieszane w czarny popiół, brudzący jego brązowe, szkolne blaty. Wbijał swoje spojrzenie w kupkę prochu, bez wyrazu, bez jakiejkolwiek reakcji. Nie zdawał sobie sprawy, że dzień wcześniej, stały tam puszki dwudziestki, pełne monsterkowego smaku.

     Erwin nie miał na nic ochoty. Rzucił się na łóżko, starając się uspokoić chaotycznie krzyczące myśli. Chciał go rozerwać, zatrzaskać, zwyzywać - cokolwiek. Nie miał pozwolenia, nie miał prawa dotykać jego komórki. Chłopak nawet nie mógł zmienić hasła; cokolwiek by jego sprytna, ale banalna główka nie wymyśliła, szatyn zawsze walczy ze samym sobą. A kto zna go lepiej, niż on sam? Pułapka, z której nie potrafił się wydostać; nie może wołać, bronić się ani stawiać - endgame, który grzebie jego marzenia. 

     Cichy skrzekot drzwi wyrwał go z nieprzyjemnego amoku. Ewron wkroczył na jego posesję, w rękach dzierżąc białą, nieekologiczną jednorazówkę, a w niej papierowe, o dziwo w stu procentach eko piknikowe talerzyki. Ich spojrzenia się skrzyżowały, zupełnie jak pierwszego wieczoru, gdy szok dotykał ich w każdym możliwym aspekcie. Na usta Erwina cisnęło się tysiące słów, miliony obelg, których nie zdołał z siebie wydusić.

— Zanim zaczniesz mnie szmacić — wtrącił spokojnie ten starszy, podczas gdy siedemnastka już się gotował — Poszedłem na wykład za ciebie.

     Zmartwiony błękit jego oczu studził jego morderczy zapał, jednak nieskutecznie. Kamilek nadal był zły, ciut mniej, ale wciąż za mocno.

— Co ty sobie w ogóle myślałeś? — wysyczał, robiąc pare szybkich, stanowczych kroków w przód — Co, jeśli ktoś cię rozpozna? Co, jeśli ktoś zacznie coś podejrzewać?

— Chill — odparł szybko — byłem ostrożny. Masz gwarancję, że bardziej incognito się być nie da. — delikatny uśmiech wpełzł na jego usta — Poza tym, mam talerzyki na tosty. Będzie co żreć kekw.

     Erwin westchnął z rezygnacją, wyrywając foliówkę z jego łap. Wszedł do kuchni, brutalnie wrzucając do szafki wciąż opakowane podstawki do jedzenia. W międzyczasie Ewron zdjął zabłocone buciory i przewiewną kurtkę dawnego siebie, wtaczając się do wnętrza mieszkania.

— Ej, ty wziąłeś moje ubrania? — młodszy przeleciał wzrokiem sylwetkę Kamila, który pochylał się właśnie nad biurkiem.

— Ta — odparł nieobecnie, prawdopodobnie nawet nie znając pytania — Gdzie moje picie ze wczoraj? Te z 2020. — spojrzał na chłopaka wymownie.

     Siedemnastka uniósł lekko brew, posyłając swojemu sobowtórowi grymas niezadowolenia i nutki rezygnacji.

— Myślałem, że je wypiłeś — odparł szorstko, nadal będąc urażonym sytuacją sprzed chwili — I następnym razem sprzątaj po sobie. Ten popiół nadal na ciebie czeka. — burknął niemrawo — Nie pal w moim domu.

     Ewron pokręcił głową przecząco.

— Nie palę. — obronił się, choć brzmiało to nazbyt ironicznie. Nie można było wziąć tego na poważnie — Nie wiem o czym mówisz, ale nie widziałem żadnego popiołu. Poza tym, nie wypiłem tych monsterków. Zostawiłem je na biurku, o tutaj — wskazał na puste miejsce obok zrujnowanej myszki — Gdzie one są?

     Chłopak wzruszył ramionami, nie przypominając sobie o możliwej obecności napojów. Ostatni raz rzuciły mu się w oczy podczas jedzenia wczorajszej pizzy, zanim jeszcze poszli spać. Erwin był prawie pewien, że szatyn czegoś się nawdychał w drodze do uczelni.

— Skąd ja mam to wiedzieć? Nie było ich gdy wstałem — odpowiedział delikatnie, czując, że rozmowa nabiera znacznie mniej przyjemnego obrotu, niżeliby początkowo chciał.

     Wciąż był zły na Kamila za wyłączenie jego budzika, ale nie miał zamiaru zaczynać kolejnej kłótni. Jeśli mieli mieszkać przez jakiś czas razem, chłopak nie chciał, by skakali sobie do gardeł za każdym zetknięciem. Mógł co prawda wyrzucić go na zbity pysk dawno temu, ale czułby się z tym źle, zwłaszcza, że teoretycznie ich mieszkanie jest wspólne. 

— To gdzie one są? — zapytał pretensyjnie, wierząc, że Erwin definitywnie coś z nimi zrobił — Puszki tak "o" nie znikają  — rzucił po chwili.

     Siedemnastka wstrzymał oddech, skupiając się na ostatnim zdaniu nieco bardziej. Jego brwi zmarszczyły się lekko, jakby dokładnie analizował każdą czynność, jaką dzisiaj wykonał. Ewron przyglądał mu się z dezorientacją, zdziwiony nagłą zmianą jego aparycji. Nie odzywali się przez chwilę, do momentu gdy przerażone spojrzenie młodszego, skrzyżowało się z tym rozdartym. Chłopak zerwał się ze swojego miejsca i spychając dwudziestkę na bok, podszedł do biurka, do fragmentu, gdzie wcześniej wpatrywał się w szare pyłki. Było pusto; blat był czysty, nienaruszony, jak gdyby nigdy nic na nim nie leżało.

— Zniknął — wymamrotał — One zniknęły, Kamil.

》》》》》》》

Ja zjadlam te monsterki i wode, bo pamietajmy woda tez tam byla I swear

Rozdzial super fajnie proste ze co tydzien wrzucane przeciez na pewno minelo 7 dni a nie jakies 10 przysiegam ja umiem liczyc nie mam 2 z matmy

Pozdrawiam serdecznie z rodzinka cieplutko akcja sie rozkreca powoli jeszcze jakies 50 rozdzialuw pewnie pozdrawiam pozdrawiam pozdrawiam pozdrawiam

Ewron 2020 x Erwin 2017 | Kwadratowa Masakra FanfictionWhere stories live. Discover now