its gettin worse

235 27 6
                                    

     Ewron nie był typem, który rozkleja się przy pierwszej lepszej okazji. Jeśli miałby na ten temat coś powiedzieć, wyznałby, że obelgi czy przykre słowa odnoszące się do jego wyglądu i zachowania, kompletnie go nie ruszają. Na przestrzeni tych wszystkich lat w internecie, śmiało mógł stwierdzić, że uodpornił się na wszelką krzywdę, jaką fundowano mu nieustannie. Wyzywanie, w pewnym sensie, stało się jego mechanizmem obronnym; czymś, do czego uciekał się, gdy zaczynało być bardzo źle. Tym razem jednak, nie potrafił się zdać na swoje nawyki — słowa utknęły mu w gardle. Ewron nigdy nad sobą nie płakał, więc czemu obraz, słodki uśmiech siedemnastki, blurował się przed nim coraz bardziej? Czemu zaciskał powieki, mrugał jakby epileptycznie, nie pozwalając łzom wypłynąć dalej, niż do tej pory?

     Co, jeśli ty też znikniesz?

     Nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia o swojej przyszłości. Ba, nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, co dzieje się tu i teraz — a przecież to takie proste.

     Cisza, która drętwo unosiła się między nimi od tych okropnych paru minut, dobijała ich obu doszczędnie. Atmosfera była gęsta, ciężka i przytłaczająca; tak bardzo trudna do przebicia. A jednak Erwin dał radę; uśmiechnął się ciepło, szeptając ciche "hej, spójrz na mnie", ale Ewron nadal chuja widział przez łzy. Siedemnastka westchnął, ściągając rękawy swojej bluzy niżej, zakrywając swoje zimne palce fioletowym materiałem. Zbliżył się do drugiego chłopaka, ujął jego podbródek, i delikatnymi ruchami przetarł mokre rzęsy dwudziestki, na co ten wciągnął powietrze, bojąc się wykonać najmniejszy ruch.

     Czuł się krucho, jakby lada chwila miał rozpaść się na kwałki, rozkleić doszczędnie i wybuchnąć, serwując każdemu wszystko to, co dusił w sobie od tak dawna. Bał się cholernie, czuł się okropnie samotnym, wiedząc, że w tym świecie — w tej linii czasowej — nie ma dosłownie nikogo poza samym sobą. I nie chodzi mu nawet o siedemnastkę; mówi o sobie, o Kamilu, który nieważne jak bardzo by chciał, nie potrafił rozmawiać nawet ze samym sobą.

— Nie becz już, bo mam mokre rękawy — zaśmiał się cicho, a Ewron mógł przysiąc, że coś go w środku od tego skręciło. Dziwne uczucie, którego nie czuł od bardzo dawna, a jednak był z nim zaznajomiony — Przepraszam za to pytanie — kontynuował młodszy, tym razem odsuwając prawą rękę, lewą nadal podtrzymując podbródek szatyna — Wiem, że to ciężkie i popierdolone, ale wiesz, jesteś mną, nie chcę cię stracić. Jesteś moją przyszłością.

    Ewron poczuł drobne ukłucie, na chwile zabierające mu oddech. Zrobiło mu się słabo, trochę tak, jakby ktoś właśnie powiedział, że robią niezapowiedzianą kartkówkę, a ty zamiast się uczyć, napieprzałeś w wowa cztery dni z rzędu. Ból był tak nagły i szybki, że chłopak nawet nie zdążył zarejestrować skąd się wydobył. A jednak doskonale wiedział dlaczego tak dziwnie reaguje.

     Jesteś moją przyszłością.

     Dlaczego siedemnastka traktuje go tak przedmiotowo? Jak Ewron może być dla niego zwykłą, mało znaczącą zmienną w jego przyszłym życiu? Przejściowym etapem, na którym nikt się nie skupia, bo przecież przeminie. Akt hipokryzji — pomyślał — Ewron przecież robi to samo. Może jednak rzeczywiście są jednością; tym samym umysłem, z tymi samymi pomysłami. Tak samo zachłanni, tak samo samolubni.

— Jasne — odparł dwudziestka, wyrywając się z uścisku młodszego, może zbyt gwałtowniej niż powinien — Miałeś prawo, by zapytać — wymamrotał, dość agresywnie jak na płaczliwy stan, w jakim znajdował się pare chwil temu — Chcesz wiedzieć coś jeszcze czy możemy kończyć tą zabawę?

     Erwin oblizał usta, promieniejąc dziwnie. Jego aparycja zmieniła się diametralnie, trochę tak, jakby planował coś od samego początku.

Ewron 2020 x Erwin 2017 | Kwadratowa Masakra FanfictionWhere stories live. Discover now