Rozdział 5

281 34 3
                                    

-Nic ci nie jest?

Usłyszałem niski głos i ponownie otworzyłem oczy. Szybko wyłączyłem muzykę, podnosząc się do siadu. Spojrzałem na postać przede mną. To był Otabek, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem czarnych oczu z kamiennym wyrazem twarzy. Pomasowałem tył głowy, w miejsce, gdzie się uderzyłem, nim odpowiedziałem.

-Tak, dzięki.

Kazach usiadł przede mną w siadzie skrzyżnym i przyglądał mi się, jakbym za chwilę miał zemdleć. W sumie nic dziwnego - mając 15 lat przy wzroście zaledwie 163 centymetrów ważę jedynie 40 kg, mam bladą cerę i po ćwiczeniach pewnie jestem spocony. Chłopak jest ode mnie minimum 5 cm wyższy, ale ma dużo bardziej rozbudowane i umięśnione ciało niż ja, co było widać nawet pod jego czarną koszulką. Spojrzałem na niego unosząc przy okazji lewą brew.

-O co chodzi?

Zapytałem zaczepnie, tonem ostrzegającym, że jeszcze chwila a nawrzeszczę na mojego rozmówcę.

-Nie pamiętasz mnie.

Nie spytał, stwierdził. Patrzyłem na niego jak na świra. Nigdy w życiu nie spotkałem osoby o imieniu Otabek Altin. Przenigdy. Pamiętałbym.

-Chyba mnie z kimś pomyliłeś.

Wstałem i założyłem bluzę, stwierdzając, że na dziś koniec ćwiczeń. Po pierwsze przez upadek a po drugie - ponieważ zauważyłem, że dochodzi już godzina 23:00. Widziałem, jak para oczu śledzi mnie uważnie.

-Nie. Yuri Plisetsky. Jestem pewien, że się nie pomyliłem.

Odparł, wciąż siedząc i śledząc mnie wzrokiem. Rozpuściłem moje półdługie blond włosy i przeczesałem je palcami. Nie miałem zamiaru odpowiadać, skoro twierdzi, że mnie zna, to niech mu będzie.

-Ja się już zbieram. Do jutra.

Powiedziałem, kierując się do wyjścia. Zamykając za sobą drzwi usłyszałem jeszcze jedno wypowiedziane przez niego zdanie.

-Nazywałeś mnie Beka.

To mnie ruszyło. Faktycznie, kiedyś miałem przyjaciela o imieniu Beka. Albo przezwisku, nie byłem pewien. Będąc już pod prysznicem przypominałem sobie te czasy. To było w przedszkolu. Był ten jeden, cichy chłopak o czarnych włosach i brązowych, niemal czarnych oczach. Był starszy, ale i tak pozwalano nam się razem bawić - od godziny 12 do 16 wszyscy bawili się w jednej sali. Nazywałem go Beka i dobrze się z nim bawiłem. Wiem, że jego rodzice nie pochodzili z Rosji ale przeprowadzili się tu krótko przed jego narodzinami. Byliśmy bardzo zżyci, niczym rodzeństwo, ale któregoś dnia zniknął bez słowa. Wtedy po raz pierwszy doznałem uczucia straty i odrzucenia. To chyba wtedy powoli zacząłem zamykać się w sobie i swojej skorupie. Westchnąłem i wyszedłem spod prysznica, wycierając czerwoną od wody skórę białym, puchatym ręcznikiem. Założyłem czarne bokserki i czarny T-shirt z podobizną jaguara na przedzie i poczłapałem do pokoju, by jak najszybciej zanurzyć się w miękkiej pościeli. Zasnąłem, ciągle myśląc o zaistniałej sytuacji.

Następnego dnia ciężko było mu się zwlec z łóżka. Wczoraj zdecydowanie przesadził z treningiem i dzisiaj bolały go mięśnie. Co prawda wyżył się i większość swojej złości, ale i tak... Postanowił odpuścić sobie śniadanie i o 9:00 pojawił się na treningu. W swoich długich, czarnych legginsach, czarnym T-shircir, czarnych butach treningowych i czarnych rękawiczkach. To wszystko sprawiło, że wydawał się jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Dołączył do innych, którzy już się rozciągali.

Rozgrzewkę, co nie było zaskoczeniem, prowadził Viktor - starszy od niego chłopak o pięknych, długich, srebrnych włosach i promiennym uśmiechu. Niespecjalnie słuchał jego słów, jedynie naśladował ćwiczenia i po połowie godziny z zadowoleniem wszedł na lód. Od razu rozpędził się i zaczął wyczyniać najróżniejsze akrobacje, które przygotowywał do występu. Konkurs był dopiero za miesiąc, ale on chciał mieć już wszystko dopracowane do perfekcji. Wybrał już strój i muzykę, teraz pozostawało mu cierpliwie ćwiczyć figury. Przyglądało mu się kilka par zaciekawionych oczu. Temu, z jaką pasą i zacięciem ćwiczył. Jak idealnie wychodził mu każdy jeden ruch, wyćwiczony a jednocześnie tak naturalny, jakby był do tego stworzony.

-Jurij wydaje się być urodzony na lodowisku.

Powiedziała z zachwytem jedna z obserwujących go dziewczyn, i Kazach w pełni się z nią zgadzał. Chłopak na lodowisku zapominał o wszystkim innym i oddawał się całym sercem treningowi. Podczas gdy ich trener pouczał każdego po kolei, on był pozostawiony samemu sobie. Poza trójką uczniów spoza szkoły, wszyscy wiedzieli, dlaczego. Jeśli Plisetsky sam nie poprosi o pomoc, wywiąże się z tego tylko kłótnia. Zrobił kilka kółek w jednym miejscu, zaznaczając swoje terytorium, gdzie to on dzisiaj będzie ćwiczył i odciął się tym samym od reszty swoich kolegów z drużyny. Na lodzie uwagę przyciągał także dużo bardziej androgeniczny Victor, którego wszyscy obserwowali z zapartym tchem. Był on gwiazdą i zawsze zdobywał złote medale. W tym roku pewnie nic się nie zmieni.

Otabek uśmiechnął się, widząc, jak jego przyjaciel z dawnych lat zatapia się w muzyce płynącej z słuchawek i uczy sie sam na własnych błędach. Czy Juri go pamięta, czy też nie, on jest szczęśliwy, że znów go spotkał.

Jak powietrzeWhere stories live. Discover now