Rozdział 15

192 14 3
                                    

Ta noc była dla młodego rosjanina wyzwaniem. Budził się co kilkadziesiąt minut tylko po to, by na nowo przeżywać przeszywający jego młode serce ból i strach przed tym, co nadejdzie. Gdzieś koło 5 nad ranem wyciągnął spod poduszki telefon i mimo wypełnionych łzami oczu wybrał odpowiedni numer.

-Komenda stołeczna policji, w czym mogę pomóc?

Usłyszał czyśi stanowczy acz lekko znudzony glos. Otarł oczy i wziął głęboki wdech.

-Nazywam sie Yuri Plisetsky. Dzisiaj w sprawie o pobicie mnie aresztowano moją matkę. Była moim jedynym opiekunem. Niezależnie od tego, jak sytuacja się rozwinie, chciałbym, aby to mój dziadek został moim opiekunem, tak szybko, jak to możliwe, dopóki nie ukończę 18. roku życia.

Powiedział smutnym głosem, chociaż sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Wciąż nie mógł pogodzić się z tym wszystkim, co wydarzyło się na przestrzeni zaledwie kilku tygodni.

-Rozumiem. O 8 rano skontaktujemy sie z urzędem do spraw nieletnich i poprosimy, by przysłali biegłego psychologa wraz z urzędnikiem. Oboje ocenią, kto ma być twoim opiekunem. Ustanowią wtedy twojego dziadka opiekunem tymczasowym i złożą wniosek do sądu o ustanowienie go twoim opiekunem prawnym. To potrwa jakieś dwa do czterech tygodni.

Głos po drugiej stronie słuchawki zmiękł. Mimo, że dla służb porządkowych i ratowniczych znęcanie się nad dziećmi nie jest niczym rzadkim, ani tym bardziej nowym, zawsze, bez wyjątku, było im żal każdej takiej osoby, która tego doświadczyła. Dzieci nie są niczemu winne, to rodzice zawodzą je, urządzając im z życia piekło.

-Dziękuję. Do widzenia.

Nie czekając na odpowiedz zakończył połączenie i spojrzał za okno. Tak bardzo chciał wyjść na świeże powietrze... Nie sądził, że aż tak będzie za tym tęsknił. Tak samo, jak tęsknił za swoją zdzirowatą matką, mimo tego, co zrobiła. Tak samo, jak tęsknił, za jazdą na łyżwach. Tak samo, jak tęsknił za Otabekiem. Czekaj... za Beką?

Tak. Gdy uświadomił sobie, że tęskni za tym Kazachem, uśmiechnął się lekko.

No tak, wiedział, że to normalne tęsknić za kimś, kogo się kocha, ale nie wiedział, że w środku nocy, gdy zbudzi sie z niespokojnego snu tak bardzo będzie pragnął obecności Kazacha obok... no, ale najwyraźniej tak to już jest. Spojrzał na telefon i zobaczył, że jest już kilka minut po 6... aż tyle rozmyślał o swoim chłopaku? Rozbawiony odblokował urządzenie i wszedł na czat, gdzie z nim pisał.

Hej, Beka, przyjdziesz dzisiaj?

Trochę zbyt zwyczajnie, ale w momencie, kiedy chciał wymazać wiadomość, kliknął ENTER zamiast KASUJ. Zamarł, już miał usuwać wiadomość z wysłanych, gdy dostał na nią odpowiedź.

Pewnie. Twój dziadek właśnie robi nam śniadanie, będziemy za jakieś 1,5 - 2 godzin. A ty powinieneś jeszcze spać.

Uśmiechnął się lekko. Ciekawe, jak to jest, siedzieć z dziadkiem i Beką przy tym samym stole, rozmawiać i śmiać się z nimi zajadając jajecznicę dziadka i popijając to herbatą.

Nie chce mi się spać.

Cóż, to była nie do końca prawda. Był bardzo zmęczony, ale dręczony koszmarami nie mógł zasnąć. Ups? Może pośpi w ciągu dnia.

Mhm, uważaj bo uwierzę. Twój dziadek powiedział, że masz na siebie uważać i się kurować.

Odpowiedź przyszła równie szybko, co poprzednia. Blondyn uśmiechnął się lekko i zabrał za pisanie kolejnej wiadomości.

Uważać? W szpitalu? Przecież nic mi się tu nie stanie.

Odpisał i spojrzał za okno. Niebo powoli szarzało, a Księżyc chował się już za horyzontem.

A ty mnie się pytasz? Kazał przekazać to przekazałem. Teraz mówi, że masz nie pyskować tylko na siebie uważać i kropka. Pyta, czy chcesz, żeby ci coś przywieźć?

Zastanowił się chwile. Jakby tak pomyśleć...

Sok, moją butelkę na wodę, laptop, i pierożki.

Wymienił i uśmiechnął się sam do siebie. W końcu jak będzie miał laptopa, to może będzie mniej nudno w tym szpitalu, przynajmniej, gdy Beka i dziadek będą w domu.

Okey, idę na śniadanie. Do zobaczenia.

Odczytał krótką wiadomość i rzucił telefon na łóżko. Spojrzał na swoje nieszczęsne ciało. Połamane kości prawie nie bolały go, dzięki lekom, które dostał, ale jego dusza płakała. Złamane żebra. To nic, po takiej kontuzji można na spokojnie jeździć na łyżwach. Krwotok wewnętrzny. Cóż, zdarza się, jeśli go zoperowali to to nie jest koniec świata. Wstrząs mózgu. Trochę poboli go głowa i tyle. Ale zerwanie stawu i podwójne, otwarte złamanie kości piszczelowej... to na dobre przekreśla jego karierę. Jego marzenie. Jego życie. Nie wiadomo, czy będzie mógł jeszcze kiedyś biegać. W oczach po raz kolejny tego dnia zebrały mu się łzy, na myśl o tym. Czym zasłużył sobie na taką karę?

Z zamyślenia wyrwało go otwarcie drzwi i do środka wszedł lekarz z pielęgniarką.

-Yuri, jak się czujesz? Myślałem, że będziesz jeszcze spał.

Zaczął doktor z delikatnym uśmiechem, chociaż zauważył łzy na chłopięcej twarzy.

-Nie mogę spać. Nic mi nie będzie.

Odparł, nie będąc pewnym, czy bardziej próbuje tym przekonać siebie czy lekarza. Siwowłosy pokiwał głową i usiadł na krześle przy łóżku chłopca.

-Cos cie boli? Masz moze jakies pytania?

Blondyn spojrzal na niego, przez chwile w ogole sie nie odzywajac.

-Czy ja jeszcze kiedys bede biegal? Jezdzil? Blagam, mam jakakolwiek szanse na powrot do lyzwiarstwa?

Jego glos lamal sie, chociaz z calych sil staral sie do tego nie dopuscic. Starszy mezczyzna westchnal, zastanawiajac sie chwile.

-Przy odpowiedniej rehabilitacji za jakis rok, moze poltora bedziesz mogl bez problemu biegac i skakac, jak inni. Jezdzic na rowerze, konno... ale o jezdzie na lyzwach... mozesz zapomniec. Szanse na to, ze besziesz mogl uprawiac lyzwiarstwo figurowe, wynosza ponizej jednego procenta, to zbyt duze ryzyko. Przykro mi, ale nie uwazam, bys kiedykolwiek mogl ponownie stanac na lodzie. Balet i sporty ekstremalne tez odpadaja. Do konca zycia.

Chlopak plakal z kazdym slowem coraz bardziej. Czul, jakby serce zaraz mialo mu peknac.

-Dlaczego? Co ja takiego zrobilem, ze zasluzylem na cos takiego?!

Wykrzyczal, patrzac na przemian na lekarza i na pielegniarke. Duza, meska dlon opadla na jego ramie, uciskajac je lekko w gescie wsparcia.

-Nie zrobiles nic zlego. Nie powinno bylo cie to spotkac.

Zapewnil go staruszek i po chwili wyszedl, razem z kobieta, zajrzec do innych sal na oddziale. Chlopak schowal twarz w dloniach i plakal, nie panujac nad tym. Tal bardzo chcial wrocic na lod!

-Zniszczyli mi zycie... nienawidze ich...

Wyszeptal lamiacym sie glosem w pusta przestrzen szpitalnego pokoju.

Jak powietrzeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora