Rozdział 26

161 15 3
                                    

Yuri przeczesał swoje blond włosy i przejrzał się w lustrze. Po wizycie u fryzjera zdecydowanie odzyskał swój pazur i bardzo go to cieszyło. Dzisiaj Wigilia i cieszył się, że spędzi ją z dziadkiem i ze swoim chłopakiem. Szkoda, że rodzina Otabeka nie mogła przyjechać, ale śnieg zasypał lotnisko i nic nie mogli na to poradzić. Spojrzał na swoje odbicie i ocenił swój strój. Czarne spodnie i nowiutkie półtrampki na platformie w panterkę oraz biała koszula i cętkowany krawat. Zdecydowanie podobał mu się ten strój. Uśmiechnął się i odwrócił tyłem do gładkiej tafli lustra i podszedł do drzwi, kierując się do salonu i spoglądając na ubraną, żywą choinkę, sięgającą niemal sufitu, pod którą widniały już pierwsze prezenty, które to on sam tam umieścił. Nie miał wiele pieniędzy, bo dużo musiał wydać na dodatkową rehabilitację, bo chciał jak najszybciej wrócić do domu i uśmiechnął się pod nosem. W końcu obaj zawsze mu powtarzają, że liczy się gest i to, by prezent był od serca a nie to, ile on kosztował i miał nadzieję, że podarunki, które dla nich przygotował, przypadną im do gustu. Podszedł do przedpokoju i zaczął przeszukiwać bluzę swojego chłopaka, którego aktualnie nie było w domu, w poszukiwaniu papierosów i z zadowoleniem znalazł je w jednej z wewnętrznych kieszeni. Wyjął jedną fajkę z paczki i skierował się do salonu, gdzie otworzył okno i wychylił się przez nie, odpalając papierosa zapalniczką i zaciągnął się dymem, przymykając oczy. Od razu poczuł lekkie zawroty głowy, które go dopadły i przytrzymał się mocniej marmurowego parapetu. Westchnął cicho z zadowoleniem. Uwielbiał ten stan, gdy po ponad dziesięciu godzinach zaciągał się nikotyną i dostawał szoku nikotynowego, który niemal go powalał na ziemię. Uśmiechnął się i po raz kolejny zaciągnął się trującym dymem, rozchylając powieki i spoglądając w szare niebo z którego sypały się płaty białego puchu. Westchnął cicho i oparł brodę na swojej dłoni, wpatrując się, jak świat powoli zostaje otulony przez warstwę białego śniegu. Nie mógł się doczekać. Za pół godziny miał przyjść jego dziadek i Otabek i mieli zacząć świętować, już nie mógł się doczekać. To chyba będą pierwsze święta, które mu się będą podobać i które będzie mile wspominać. Wyrzucił skończonego papierosa przez okno i zamknął je, włączając ogrzewanie, bo w mieszkaniu zrobiło się zdecydowanie zbyt zimno. Wszedł do jadalni i upewnił się, że wszystko jest gotowe na Wieczerzę a potem przeszedł do kuchni, sprawdzając, czy wszystkie dania na ciepło są w piekarniku i są podgrzewane, by były w odpowiedniej temperaturze, gdy postawi się je na stole. Wrócił do sypialni i wyjął z szafy czarną marynarkę, którą na siebie zarzucił i znów wrócił do salonu, gdzie włączył telewizor i ustawił na jakiś kanał z kolędami. Dzisiaj nie będzie nic nowego ani interesującego w telewizji, więc chociaż poogląda koncert świąteczny, zanim zasiądą do wspólnej kolacji. Usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi, więc przeszedł do przedpokoju, z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Wesołych Świąt!

Zawołał radośnie i zauważył, że jego dziadek i chłopak przynieśli więcej toreb, niźli się spodziewał, co go mocno zdziwiło.

-Co wy naprzynosiliście?

Zapytał, opierając się o futrynę i obserwując, jak obaj mężczyźni kładą torby na ziemi a potem zdejmują wierzchnie odzienie. Na twarzy Kazacha wykwitł uśmiech i sięgnął do jakiegoś kartonu, który podał blondynowi.

-Proszę. Odpakuj już teraz.

Poprosił, czym mocno zdziwił Plisetskiego, ale nie zaprotestował. Okazało się, że karton nie był nawet zaklejony, więc uchylił wieko i aż pisnął ze zdziwienia. W środku znajdował się mały, biały kotek z czarną łatką dookoła noska. Wziął go w dłonie i niedbale rzucił karton na ziemię, wpatrując się jak zaczarowany w swojego pupila.

-Potya!

Krzyknął uradowany i przytulił do siebie delikatnie kota, po czym pocałował swojego chłopaka w usta w ramach podziękowania i razem z kotem wrócił do mieszkania, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Jak powietrzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz