Prolog

164 12 2
                                    

Drzwi do zajazdu przy zarośniętym leśnym trakcie otworzyły się z hukiem. Próg powoli przestąpił młody wojownik umorusany krwią i błotem. Z ostrza długiego miecza kapała na posadzkę świeża posoka. Oddech wojownika był płytki, a nieobecne oczy wbite w szynkwas naprzeciwko. Kilku stałych bywalców, którzy o tej porze byli jedynymi klientami małej tawerny tylko spojrzało na znany im widok i wrócili do rozmów przy niemal opróżnionych kuflach. Brodaty, lekko umięśniony karczmarz tym bardziej nie był zaskoczony, a wręcz spodziewał się przybycia łowcy głów.

- Daj się napić. - wydyszał spragniony wojownik, rzucając na stół kilka monet. Nie musiał długo czekać na wymarzony napitek, którego już po chwili nie było.

- Znów to samo, Auro? - karczmarz ponownie napełnił kufel i przejechał wzrokiem po zmarnowanym przyjacielu. - Wiesz, że długo tak nie pociągniesz?

- Wiem - burknął łowca. - Wiem, ale co mam zrobić? - chwycił za kufel i wziął kolejny łyk. - Ile razy mam jeszcze przed nimi uciekać? Ilu mam ich zabić, żeby dali sobie spokój? - Wojownik usiadł bokiem na wysokim krześle i wziął się za czyszczenie broni z ciemniejącej krwi. 

- Oni nie dadzą sobie spokoju, Auro. Nie odpuszczą, póki nie dostaną czego chcą, przecież wiesz. - Karczmarz z żalem patrzył na młodego mężczyznę zmarnowanego ciągłymi bataliami z czymś co bez przerwy ścigało wojownika i jego towarzyszkę. 

- To co mam zrobić? - warknął i spojrzał fioletowymi oczami wprost w smutny wzrok przyjaciela. - Wybacz. Zmęczony jestem.

Karczmarz milczał przez chwilę. Patrzył na łowcę powoli kończącego czyszczenie broni, która niedługo znów miała być brudna od krwi. Przyjaciel wojownika toczył wewnątrz siebie własną walkę. Podrapał się po szyi i pod palcami wyczuł starą bliznę przypominającą rzeczy, o których nie chciał pamiętać. Nie wiedział, czy jest pewny tego, co zaraz powie, ale czego nie robi się dla bliskich? Brodacz zniknął na moment za drzwiami do kuchni i podał zdziwionemu przyjacielowi zwitek papieru.

- Pewnie słyszałeś o poszukiwaczu przygód imieniem Izer. Ostatnio za jego sprawą głośno zrobiło się o pewnym miejscu - wyspie odciętej od świata, równie niebezpiecznej co pięknej. A przede wszystkim całkowicie wolnej.

- Wolnej? W jakim stopniu? - Auro oparł się o blat i wziął solidny łyk chłodnego napoju. - Chyba mi nie powiesz, że oni nie będą mieli tam wstępu.

- Zacznę od tego, że przez lata toczyły się tam wojny o ten dziwny fragment świata. Teraz ponoć się uspokoiło. Zwycięzcy zbudowali miasto na głównej wyspie, a przegrani zostali wygnani. Ale wiesz jak to jest. Wojna po cichu będzie trwała jeszcze wiele lat, a bitewne rany długo się nie zasklepią. Poza miastem na centralnej wyspie i kilkoma mniejszymi gotowymi pod budowę nowych osiedli nie obowiązuje żadne prawo. To w połączeniu z niezamieszkałymi terenami, opuszczonymi ruinami i dużym zainteresowaniem poszukiwaczy przygód tworzy zabójczą mieszankę...

- Zacząłeś od minusów, więc teraz czekam na pozytywy, które niby to zrekompensują. - Auro parsknął ironicznym śmiechem i słuchał dalej.

- No to lepiej złap się krzesła. Z opowieści wynika, że ów wyspa znajduje się na nieco innej płaszczyźnie niż nasz świat. Właściwie to nawet na kilku. To miejsce rządzi się innymi zasadami. Ciężko to tak na prawdę wytłumaczyć. A jak wiesz Oni mogą poruszać się tylko po naszym wymiarze. - Oczy Auro zabłysnęły nadzieją. Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Co prawda nie mógł mieć pewności czy ten plan zadziała i ile z tych plotek to prawda, ale pierwszy raz od lat miał choćby promyk nadziei. - To nasza szansa. - Dokończył karczmarz.

- Nasza, Wilgar? - zaskoczony wojownik zmrużył oczy i spojrzał na speszonego przyjaciela.

- Przecież cię nie zostawię. Ile lat się znamy, co? - brodacz skinieniem głowy wskazał na pakunek stający w rogu pomieszczenia. - Już zacząłem się zbierać. Interes i tak się sypie. Znalazłem jakiegoś naiwnego kupca na tą dziurę. Poinformuj tylko Kassandrę, daj mi znak i możemy ruszać.

- Jesteś niemożliwy. - Auro pierwszy raz od dawna szczerze się uśmiechnął. Rozwinął kawałek papieru, który wcześniej przyniósł Wilgar. Na pogniecionej kartce widniał szkic kilku wysp, a pod tą na środku zapisana została nazwa ów tajemniczego miejsca. - A więc zmierzamy na Wyspę Gromów.

Bojownicy BurzWhere stories live. Discover now