Rozdział 3. Gromy Przeklętych

43 6 0
                                    

Nigdzie nie było widać miasta. Pozostałe łodzie gdzieś zniknęły. Zniknęła nawet Kassandra, która chwilę temu siedziała naprzeciwko zagubionego Auro. Zdawało się jasne, że obecny stan rzeczy spowodowało położenie wysp na innych płaszczyznach rzeczywistości. A skoro wokół nie było nikogo prócz czarnowłosego wojownika równie jasny zdawał się fakt wyrzucenia w nieodpowiednie miejsce.

Żadnej żywej duszy, żadnego dźwięku cywilizacji. Auro nie miał pojęcia, kiedy ocean przemienił się w rwącą w głąb lądu rzekę. Nie dojrzał za plecami jej ujścia, po bokach miał piaszczyste brzegi, a dalej tylko drzewa. Istny gąszcz starych dębów szumiał na delikatnym wietrze i prócz plusku wody był to jedyny dźwięk rozbrzmiewający w tej niezamieszkałej głuszy.

Nie. Nie jedyny.

Gdzieś z oddali do uszu dobiegło charczenie. Czarnowłosy miał wrażenie, że słyszał już gdzieś podobne dźwięki. Wkrótce był tego pewny. Coś mu przypominały. Coś przed czym uciekał ze swojego świata.

W głowie zamajaczył obraz niechcianych wspomnień. Przed oczami sunęły postacie Świeczników - złowrogich magów, którzy gromadzili wokół siebie gasnące światło złapanych dusz. Byli oni ledwie częścią zawistnej grupy łowców ścigającej tych, którzy oszukali przeznaczenie. A Auro oszukiwał je już nie jeden raz.

Teraz gdzieś przed sobą znów słyszał gardłowe bulgotanie tak podobne do dźwięków, jakie wydawali czasem nieumarli więźniowie. Ale był pewny, że nie ma tam Świeczników ani nikogo, kto mógłby należeć do Fatum. Już by to poczuł. Czuł ich za każdym razem, gdy się zbliżali. Był wówczas gotowy na następną z nieprzeliczonych walk o siebie i Kassandrę. To już prawie była rutyna. Znał ich sztuczki na wylot. Każdą taktykę, atak, ruch. A mimo to nie sposób było ich unicestwić.

Swych mrocznych poddanych chronił Żniwiarz - upadły generał Śmierci, który za nieposłuszeństwo został skazany na uwięzienie w świecie żywych. A czegóż bardziej mógł nienawidzić Herold Śmierci, niż życia? W końcu znalazł sposób by znów mieszać i nawet Śmierć była bezradna, wobec luki w klątwie zesłanej na Żniwiarza. Generał odkrył bowiem, że nie został pozbawiony jednej rzeczy - czuł, gdy do kogoś zbliżał się koniec. Zdołał wówczas przeciągnąć na swoją stronę grupę wyznawców. Dał im moc nieznaną wcześniej ludziom. Rozkazał śledzić tych, których im wskazał, wmawiając, że ich cele oszukały los i powinny umrzeć.

Łódka zatrzeszczała, jedna z desek pękła zupełnie bez widocznego powodu. Środek transportu zaczął zwalniać i przybijać do brzegu. Auro zerwał się na równe nogi, widząc jak kolejne deski pękają. Zarzucił torbę na ramię, chwycił miecz.

Wtedy pod powierzchnią wody dojrzał nieznane mu stwory.

Było ich kilka, choć Auro miał pewność, że kłopotów zaraz przybędzie. Wyglądały jak ludzie, których ciała leżały pod wodą zdecydowanie zbyt długo. Napuchnięta, sina skóra gdzieniegdzie zdążyła odpaść, lub poszarzeć. Strzępy ubrań ledwo trzymały się na obślizgłym ciele. Dodatkowo między palcami widniała błona, a na plecach spod potarganego materiału wyzierał grzebień jak u ryby. Pod drgającą taflą wody, w przegniłej ręce jednego z nich czarnowłosy dostrzegł rdzewiejący harpun. Właśnie ten uzbrojony z impetem uderzył w starą łódkę. Wbił żółte pazury i tępy grot w trzaskające deski, przyspieszając rozpad szalupy. Auro z trudem balansował, by utrzymać równowagę. Nie było już nad czym się zastanawiać ani dłużej czekać.

Wojownik bez namysłu przeskoczył na brzeg. Łódka zachybotała się na wodzie i deski znów warknęły, tym razem po raz ostatni. Magiczny środek transportu przechylił się, posypał w kawałki i wpadł na dno rzeki. Rzeki w której przybywało utopców, a to nie było miejsce wygodne na walkę.

Bojownicy BurzWhere stories live. Discover now