Rozdział V

586 43 12
                                    

Kiedy rano budziło go słońce, czuł się jak nocny motyl – przerażony i bezbronny wobec mijającego czasu. W świetle dnia czuł się nagi. Od świata, który nigdy nie miał mu do zaoferowania nic, poza cierpieniem, odgradzają go jedynie jego czarne szaty. Szaty Mistrza Eliksirów. Chociaż nim zawsze był naprawdę. Tej jednej rzeczy nie może mu odebrać złośliwy los. Kiedy o tym myślał, chociaż przez chwilę czuł się jak zwycięzca. Jednak w następnej chwili wspomnienie tych oczu odbierało mu radość z wygranej. Miał wrażenie, że jest chory, że coś z nim jest nie tak. Jakby ktoś zabrał kawałek jego duszy. Czuł się niekompletny i rozbity. Nigdy tak nie było, aż... Aż do pewnego dnia, którego nie pamiętał. Przypominał sobie całe swoje życie, poza jednym, malutkim urywkiem, który był jak zarysowanie na płycie gramofonowej. Dźwięk cichł na kilka sekund, słychać było zgrzyt, a potem melodia powracała znowu i wszystkim wydawało się, że muzyka nigdy nie przestał grać. Snape wiedział już, że musi dowiedzieć się, co znajdowało się w miejscu owej rysy. Że jest to klucz do odzyskania samego siebie. A może czegoś więcej. Zaczynał mieć niejasne poczucie, że ktoś odebrał mu wspomnienia. Postanowił, że przy najbliższej wizycie spyta o to tę młodą Weasley.

Było późne popołudnie. Ginny siedziała przy kuchennym stole, ze zdenerwowania wierciła się na krześle i przebierała nogami pod stołem. Minęła już doba. Cała doba odkąd jej brat po raz ostatni dał znać, że żyje. A nawet trochę więcej. Umówili się, że jeśli nie będzie mógł wrócić tego samego dnia, przyśle do niej patronusa z wiadomością. A tu nic. Kompletny brak jakichkolwiek informacji. Czy się martwiła? Jasne, że tak. Ron zawsze był jej ukochanym bratem. Była pomiędzy nimi tak niewielka różnica wieku, że od urodzenia, aż do dziś byli niemal nierozłączni. Nawet w Hogwarcie Ronald nie wstydził się towarzystwa młodszej siostry i Ginewra częściej przesiadywała w gronie starszego roku, niż w swojej własnej grupie wiekowej. Czy miała do siebie pretensje? Też pytanie. Oczywiście, że je miała. Miała ich całe mnóstwo. O to, że w ogóle wpadła na ten poroniony pomysł ze śledzeniem Harry'ego, o to że pozwoliła bratu iść samemu pod Ministerstwo Magii. Miała tego dnia inne plany – spotykała się z Deanem Thomasem, który od kilku miesięcy próbował sprawić, by ich przyjacielskie stosunki przerodziły się w coś bardziej romantycznego. Z ulga przyjęła więc propozycję Rona, by zostawiła Londyn właśnie jemu. Teraz, po kolejnej nudnawej randce, siedziała i dosłownie gryzła palce ze wściekłości na samą siebie. Jak mogła być tak samolubna? Czy wojna niczego jej nie nauczyła?

‒ Powiesz mi, co się stało, kochanie? – głos pani Weasley był jak zwykle pełen łagodności i gotowości do wsparcia. – Czy coś wczoraj poszło nie tak?

Ginny popatrzyła na matkę. Molly, niby to odwrócona do córki plecami i bez reszty pogrążona w przygotowywaniu obiadu, cały czas przyglądała się swojemu najmłodszemu dziecku.

‒ I tak i nie – odpowiedziała cicho Ginewra. Jak miała powiedzieć matce, że wystawiła Rona na niebezpieczeństwo i teraz najprawdopodobniej znajduje się w poważnych tarapatach.

‒ Opowiadaj – zachęciła dziewczynę pani Weasley.

‒ To nie takie proste, mamo – wyznała Ginny.

‒ Och, możesz mi nie wierzyć, ale kiedy miałam tyle lat, co ty, wszystkie te sercowe sprawy były dla mnie tak samo trudne, jak dla ciebie. Z czasem, jak to w życiu bywa, wszystko nabrało kształtów.

‒ Kiedy miałaś tyle lat, co ja, Bill i Charlie już biegali, a Percy niedługo miał się pojawić na świecie – mruknęła Ginny w odpowiedzi. – Ja cały czas jestem sama.

‒ A Dean? To bardzo miły chłopiec...

‒ Aż rzygać się chce.

Molly Weasley westchnęła.

Najlepsza Przyjaciółka Szatana - Pottermione/Sevmione ZAKOŃCZONENơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ