|6|

605 47 54
                                    

Henry siedział na kanapie popijając kawę. Było już dobrze po dwudziestej drugiej, ale czarno włosy nie zamierzał spać, a raczej nie mógł. Oczywiście z wiadomych przyczyn.

Westchnął i przeczesał dłonią włosy. Miał ochotę stąd wyjść i zostawić wszystkie zmartwienia za sobą. Choć mały spacerek by mu nie zaszkodził. Zgarnął bluzę z krzesła, wyszedł i dokładnie zamknął drzwi, tak na wszelki wypadek.

Szedł ciemnymi uliczkami unikając jakich kolwiek ludzi. Idąc tak coraz to nowsze wspomnienia napływały mu do głowy. To te dobre, gdy razem z William'em stworzyli Spring Bonni'ego, to te złe, gdy opłakiwał śmierć swojej córki. Na to wspomnienie oddech mu przyspieszył, a nogi jakby same przyspieszyły. Po chwili Henry zatrzymał sie uświadamiając sobie, że biegnie. Oparł się dłońmi o kolana i wziął kilka głębszych wdechów.

Gdzieś przed sobą usłyszał kroki, więc wyprostował się i odwrócił, aby pójść w inna stronę. Nie miał ochoty z nikim się widzieć. Kilka kroków później usłyszał wołanie.

***

William z pochmurną miną wyszedł z domu Michael'a. Przecież to miał być wspaniały wieczór. Wszyscy znowu razem po tylu latach rozłąki. Jednak najwidoczniej nigdy nie było im dane żyć jako szczęśliwa rodzina.

Ze złymi myślami skierował się do jakiś ciemnych uliczek. Najwidoczniej znowu będzie musiał przenocować na ławce. Nagle zauważył kogoś kilka metrów dalej. Postać niezbyt ucieszyła się, że ktoś ją zaskoczył i odrazu zawróciła, ale William rozpoznał w niej coś znajomego. Nie wiedział co to. Czy to dziwny, ciężki styl chodzenia, czy to czarne rozwiane włosy. Albo może jakieś dziwne uczucie w sercu, które zawsze wie najlepiej.

Mężczyzna stał tak z otwartymi ustami nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku. W końcu wysilił się, aby wypowiedzieć jedno słowo.

-Henry! -zawołał, choć nie był pewny czy powinien.

Czarno włosy zatrzymał się i ostrożnie odwrócił. William szybkim krokiem podszedł i stanął jak wryty nie wiedząc co dalej.

-No więc? Chciałeś coś, czy może po prostu chodzenie nocą i szukanie ofiar to twoje hobby? -Henry skrzywił się lekko, ale nie odszedł.

-Nie, ja po prostu...myślę, że nie mam gdzie przenocować, a w domu Mike'a raczej nie ma szans. -niebieskooki zignorował niemiłe zaczepki, choć musiał przyznać: zabolało.

-I co chcesz żebym cię przenocował? Chyba żartujesz. -parsknął śmiechem starszy.

-Nie, nie chcę tego. W sumie jak mógłbym prosić. Zresztą przecież jestem zagrożeniem czyż nie? -odwrócił głowę i skrzyżował ręce.

Henry przyjrzał się dawnemu przyjacielowi. Teraz zauważył że nie był w najlepszym stanie. Podkrążone i za czerwienione oczy, lekkie ubranie, które niemal wisiało na brunecie. Na jego nieszczęście na dworze dzis było chłodno i wilgotno.

Czarno włosy przewrócił oczami i jakby na znak poddania opuścił głowę.

-Dobra, ale jedną noc. -przetarł dłonią twarz.

-Nie, nie musisz się ze mną męczyć. -młodszy potsząsnął z dezaprobatą głową.

-Spoko jak chcesz. -wzruszył ramionami Henry i odwrócił się, aby odejść, ale zimna ręką towarzysza na ramieniu mu przeszkodziła.

-Przepraszam... -Will spuścił wzrok. -Byłbym bardzo wdzięczny, gdybym mógł się przespać u ciebie nawet tą jedną noc.

Starszy skinął głową i wskazał ręką, aby mężczyzna za nim szedł. W drodze do domu nie wymienili zbyt wielu zdań, więc Henry ucieszył się, gdy w końcu datarli.

Oboje weszli do przytulnie urządzonego domu. Drewniane meble i ciemno zielona kanapa nadawały ciepłego nastroju. Henry zniknął na chwilę, aby przynieść potrzebne rzeczy i pościelić łóżko, po czym wrócił i zaprosił Williama do kuchni.

Kuchnia również była cała drewniana, jedyne co nie było to ciemno szara kuchenka i lodówka.

-Usiądź, zaraz przygotuję ci herbatę i... -pochylił się nad otwartą lodówką. -...moge ci zrobić kanapki. -Mężczyzna sam zdziwił się swoją gościnnością, ale w sumie czemu by nie, sam też by coś zjadł.

Usiadł do nakrytego stołu i podał niebieskookiemu ciepły kubek herbaty.

-No więc? Nadal nie powiedziałeś nic o swoim tajemniczym przybyciu. -Henry wziął duży gryz kanapki i spojrzał na przyjaciela z wyczekiwaniem.

-Ja naprawdę nie wiem dlaczego dostałem tą szansę, ale jakoś tu trafiłem.

-A na ile tu zostaniesz? -zapytał zaciekawiony.

-Ja nie wiem czy mogę powiedzieć...ja naprawdę nie mogę powiedzieć. -przełknął ślinę nie wiedząc jak zareaguje Henry.

-Okej rozumiem...-czarno włosy upił łyka herbaty. -Czyli nic się nie zmieniło i nic nie możesz powiedzieć.

-Tak, ale obiecuję, że już niedługo wszystko wam wyjaśnię. -uśmiechnął się lekko William.

Ciemno oki wzruszył tylko ramionami.

-Byłeś u Michael'a? -zapytał w końcu.

-Tia, ale to spotkanie nie było zbyt udane. Bo myślałem, że choć trochę się ucieszy, ale nic z tego.

I Nagle w Henrym coś pękło i jakby zrobiło mu się szkoda tego zepsutego od środka człowieka. Teraz bardziej niż psychopatą wydawał się być dawnym sobą. Takim jakiego zapamiętał go Henry z dawnych lat. Tych lat, gdy pierwszy raz pokazywał mu plany robotów. Musiał przyznać, że wtedy William był czarujący. Choć w ustach drugiego mężczyzny to dziwne. Ale tak, Henry odkąd tylko pamiętał uważał, go za czarującego.

-Henry? -czarno włosy na wspomnienie swojego imienia otrząsnął się z zamyślenia. -Tak? -odpowiedział.

-Słuchaj ja już chyba pójdę spać. Ah i mam prośbę. -powoli wstał z krzesła.

-Jaką?

-Czy mógłbyś jutro pójść ze mną do Mike'a? Nie to, że się boję, ale może on poczuje się lepiej.

-Jasne pójdę jeśli chcesz. -uśmiechnął się do William'a, a następnie życzył mu miłej nocy.

Sam także skierował się w stronę schodów. Zajrzał jeszcze do pokoju Charli. Oczywiście dziewczynka spała spokojnie, ale teraz, gdy William był w jego domu znów dopadło go jakieś dziwne uczucie.

Wybaczenie | Fnaf |                         ✔ Zakończone✔Where stories live. Discover now