Rozdział 4

305 32 15
                                    

Powrót do pokoju po rozmowie z Victorią nie należał do najprzyjemniejszych. Nie dość, że zarzucałam sobie nieumiejętność korzystania z magii, to jeszcze doszło do tego poczucie winy względem przyjaciółki. Coś mi mówiło, że zapomnienie o szczegółach naszego pierwszego spotkania raczej nie wpłynie pozytywnie na moją i tak nadszarpniętą relację z dziewczyną.

Weszłam do sypialni i pierwsze co, to opadłam bez siły na łóżko. Zgodnie z moją wcześniejszą prośbą, pokojówki zmieniły pościel na cieplejszą, więc zamiast jak zwykle się ślizgać, mogłam normalnie usiąść i zapaść się w miękkiej, grubej kołdrze. Ta wciąż pachniała nowością, ale przynajmniej sprawiała wrażenie mniej... eleganckiej. Satyny, jedwabie, atłasy i inne noszące znamiona „ekskluzywnych" kaszmiry, już dawno mi się przejadły. Zabawne, jak szybko można było zrazić się do luksusów, gdy miejsce, w którym się żyło, zaczynało przypominać klatkę.

Sięgnęłam do tyłu po jedną z czterech opartych o zagłówek łóżka poduszek. One także zostały zmienione i powleczone w poszewki, więc były wystarczająco sztywne, aby się na nich oprzeć. Wzięłam więc tę, która znajdowała się najbliżej, objęłam ją ciasno rękami, a następnie oparłam się o nią czołem. Dopiero wtedy zdobyłam się na głębokie, rozluźniające westchnięcie.

Moje napięte do granic możliwości mięśnie od razu zaprotestowały. Przyzwyczajone, że ostatnimi czasy bezustannie eksploatowałam złoża swojej magii, nie bolały tylko wtedy, gdy pozostawałam aktywna lub kładłam się spać. Całe szczęście, zazwyczaj starczyło pozostać przez jakiś czas w bezruchu, aby odzyskać choć część utraconej energii i znów móc działać.

Szczęście, bo nie miałam pojęcia, jak inaczej przetrwałabym regularne treningi z Casimirem. Wymagał ode mnie znajomości coraz to nowych zaklęć, a ja wciąż nie dorastałam mu nawet do pięt. Moje umiejętności, choć ewidentnie wzrosły pod jego skrzydłami, jeszcze przez wiele, wiele lat, nie miały być nawet w połowie tak rozwinięte jak umiejętności członków Rady.

Kogo ja zresztą próbowałam oszukać. Czemu w ogóle chciałam porównywać się z Najwyższym Radcą, czy jego świtą? Nie nadawałam się na Narzeczoną Krwi kogoś tak potężnego. Różnica naszych poziomów była zatrważająca.

Dobijałabym się dalej podobnymi myślami, ale w tym samym momencie moje rozważania przerwało ciche pukanie do drzwi. Nie musiałam się wysilać, aby zgadnąć, że to Leon sprawdzał, czy bezpiecznie dotarłam do sypialni.

– Proszę. – Niechętnie podniosłam głowę znad poduszki.

Na chwilę zrobiło się cicho. Już miałam założyć, że strażnikowi wystarczyło usłyszenie mojego głosu i odszedł, ale wtedy drzwi zaczęły się uchylać. Leon wsunął się do środka i w milczeniu rozejrzał po pokoju. Odkąd związałam się z Casimirem, był w moim pokoju może ze dwa razy i to wyłącznie w celach czysto służbowych (ponieważ nie zmieniłam sypialni, zlecono mu jej dodatkowe zabezpieczenie). Ograniczał widywanie się ze mną do minimum, więc teraz zapewne sprawdzał, jak wiele zmieniło się od ostatniego razu.

Cóż, on nie zmienił się wcale. Jedynie jego jasne, wpadające w szary odcień włosy zostały nieznacznie skrócone, toteż obecnie sięgały mu trochę poniżej linii uszu. Błękitne oczy wciąż pozostały jednak tak samo ciemne i tak jak wcześniej, wyraźnie kontrastowały z kryjącymi się w nich białymi punkcikami na tęczówkach.

Kiedy w końcu spojrzał na łóżko, a co za tym idzie zobaczył mnie siedzącą w sukience i tulącą się do poduszki, jego spojrzenie się nie zmieniło. Wciąż kryły się w nim uraza i brak zrozumienia. Wciąż towarzyszyły mu dokładnie te same uczucia, które pojawiły się w dniu rozprawy.

Jako pierwszy urwał kontakt wzrokowy. Chrząknąwszy, odwrócił głowę.

– Dostałem polecenie, aby sprawdzić, czy wróciłaś do pokoju. – Ukrył dłonie w kieszeniach spodni. Prócz nich miał na sobie białą, opinającą mięśnie koszulę i szarą kamizelkę w kratę. Nie wyglądał jak strażnik na służbie, ale, prawdę mówiąc, nikt tego od niego nie oczekiwał.

Ostatnia Królowa: Dziewięć SióstrWhere stories live. Discover now