|2| 65. EPILOG

516 56 9
                                    


- Lara? - jego kolejne przywołanie dziewczyny wybrzmiało jak mantra, gdyż prawniczka całkowicie nie zwracała na niego uwagi, a zaciskała mocno palce na boku stolika, przechodząc właśnie jeden z silniejszych skurczy, który z pewnością nie bolał tak samo, jak te które miała od tygodnia, podobno przepowiadające. - Lara, co się dzieje? Mów do mnie, przecież ja nie czuję tego samego. - błagał, klękając przy łóżku i ściągnął z jej nóg laptop, odstawiając go na stolik.

- Boli. - szepnęła, unosząc na Kubę, swoje załzawione spojrzenie, powoli odetchnęła, czując, jak skurcz ustępuje. Westchnęła głośno i odchyliła głowę do tyłu. Czy to był ten moment? Ta odpowiednia chwila, żeby powitać na świecie ich dziewczynki? Czy może działo się coś złego?

- Oddychaj, spokojnie, tak? Pamiętasz, co mówiła ci położna? Wdech i wydech, głęboko nabierasz powietrza nosem i wypuszczasz ustami, dokładnie tak. - nawigował dziewczynę, biorąc razem z nią ten wdech i podniósł się z klęczek, kręcąc kilka razy wokół własnej osi. Ten scenariusz miał setki razy przed swoimi oczami, tylko za każdym razem pojawiał się w nim ktoś, a konkretnie Magda, która obiecała, że w ostatnich dwóch tygodniach zamieszka z nimi, w razie, gdyby potrzebowali wsparcia. No tylko pojawił się jeden problem. Do tych dwóch tygodni mieli jeszcze kolejne, dwa tygodnie.

- Torba jest w szafie, segregator w biurku w biurze. Kosmetyczka w szafce pod umywalką, a kurwa. - syknęła, zaciskając wargi, bo czuła, jak przychodzi kolejny ze skurczy. - A telefon ładuje się w kuchni, weź też ładowarkę. - poprosiła, ze spokojem informując Kubę, gdzie powinien szukać rzeczy, niezbędnych jej do przetrwania w szpitalu.

Panikował. Oczywiście, że panikował. Był w szoku, plątały mu się nogi, przechodziły po krzyżu dreszcze, a coś w głowie podpowiadało mu, że na pewno sobie nie poradzi. Paraliżował go strach przed przyszłością, ale obiecał sobie jedno, będzie najlepszą wersją samego siebie, wtedy na pewno spisze się na medal.
Zbiegł po schodach z potrzebnymi rzeczami, rzucił spojrzenie w kierunku głęboko oddychającej Lary i z kuchni zabrał telefon, wrzucając go do rozsuniętej torby. Bał się, że czegoś zapomniał, ale liczył, że w tak prostym zadaniu nie zawiedzie i okaże się, że strach po prostu ma wielkie rogi.

- Współpracuj, błagam. Wiem, że Ci ciężko. - jęknął, próbując wcisnąć na stopy Hermann buty, co prawda zimowe, ale jedyne, które mieściły się na jej spuchnięte stopy. - Dobrze, super. Nie będę panikował, pokażę jak bardzo męski i odpowiedzialny jestem, dlatego teraz nie zadzwonię do nikogo, a sam pomogę Ci urodzić te dzieci. - tłumaczył głośno. Czy mówił to do niej? Niekoniecznie. On zapewniał samego siebie, bo podobno kłamstwo powtórzone wielokrotnie staje się prawdą.

Dojechali do kliniki w 10 minut, gdzie droga zajmuje koło 25, ale nie patrzył na radary, pomarańczowe światła, czy ograniczenia. Miał konkretny cel — spotkać dziś swoje zdrowe, uśmiechnięte i piękne córki, nic nie mogło go przed tym powstrzymać. A mandaty? Zapłaci je później.
Pomógł prawniczce przenieść się na wózek i niestety nie zaszedł z nią daleko, był zmuszony wypełnić papier, podać segregator Lary, całe szczęście, gromadziła całą dokumentację w jednym miejscu i z tym nie było problemu. Na szybko odpowiedział na pytania, ale pielęgniarka doskonale wiedziała, kim jest Kuba i miała w sobie trochę człowieczeństwa, widziała, jak przeżywał tę chwilę, dlatego pozwoliła mu biec do Hermann, zaznaczając, że i tak spotka go wypełnianie druczków. Z wielkim uśmiechem, niemal całując ją po dłoniach, podziękował i pobiegł w kierunku wskazanym przez kobietę.

Tyle razy przerabiali już scenariusz porodu, więc nie powinien zanadto przeżywać, ale nigdy nie mieli wizji przedwczesnego porodu, dlatego nie miał zielonego pojęcia, co może się im trafić. Tłumaczył sobie, że przecież już tyle razy sobie poradzili w ostatnim czasie, to i teraz dadzą radę, ale czy wypisanie się na własne żądanie ze szpitala Lary, by uczestniczyć w rozprawie Kuby, było tak samo skrajnie niepokojące, jak przedwczesny poród? Wtedy też był zaniepokojony, ale nie aż tak, przecież miał przy boku najlepszego prawnika w kraju i to, że wyszedł z sądu jako wygrany i wreszcie wolny człowiek, nie było dla niego zaskoczeniem. Pytanie, czy tym razem też wyjdzie ze szpitala, ale jako wygrany i szczęśliwy ojciec?

- Jestem, jestem. - wpadł na salę niczym wiatr, wciskając na siebie niebieski płaszczyk, który podała mu przed wejściem jedna z pielęgniarek. - Niczym się nie przejmuj, damy radę, oddychaj. - instruował jej oddech, zupełnie jakby tylko to wyniósł ze szkoły rodzenia.

- Na ten moment, to Ty panikujesz. - jęknęła, zaciskając ręce na metalowej rurce łóżka.

- Obydwoje państwo panikujecie, a nic złego się nie dzieje. Z KTG wynika, że dziewczyny chcą się spotkać z rodzicami i nic w tym dziwnego, jest Pani bardzo drobna, a one nie mają już miejsca i się niecierpliwią. - wyjaśnił lekarz, przytaczając słowa, które chwilę temu skierował do spanikowanej Lary.

- Cesarka? - zapytał Grabowski, bo jednak zdążył zrozumieć, że po cesarskim cięciu, będzie bardziej potrzebny Larze, niż dzieciom.

- Raczej nie przewiduję, dziewczynki są bardzo drobne, więc postaramy się przywitać je na świecie przez poród siłami natury. - dodał, odchodząc od łóżka i pozostawił na chwilę ich dwójkę na osobności.

- A może poprosimy o...

- Nie. - zaprzeczyła od razu, wchodząc w zdanie Grabowskiemu. - Ja jeszcze kiedyś chcę mieć syna, a po cesarce nie wiem, czy będę miała takie szanse. - wyjaśniła twardo, zaznaczając, że mimo paraliżującego bólu, chce urodzić dzieci naturalnie i nie widzi ku temu innej możliwości.

I nie licytował się z nią, przecież sama najlepiej wiedziała, czego właściwie potrzebuje. Chociaż musiał przyznać, że informacja o kolejnym dziecku, nieco go zbiła z pantałyku. Czy jednak miał się czym przejmować? Przecież nikt nie powiedział, że te kolejne dziecko będzie ich wspólnym dzieckiem. Ale nie umiał sobie wyobrazić, że ktoś inny jest na jego miejscu za kilka lat.

Niecierpliwił się, a czas ku jego nieszczęściu, upływał, jakby chciał, a nie mógł. Ciągle spoglądał na wskazówki, które nie przesuwały się z zawrotną prędkością, wręcz doprowadzały do szału. Trwał przy Larze, poprawiał jej włosy, trzymał za rękę i z bólem serca wsłuchiwał się w jej rozpaczliwe krzyki, które z pewnością nie były tymi, które miał już okazję słyszeć w czasie ich baraszkowania. To było błaganie o pomoc, jęczenie z bólu i bezsilność, w której nie mógł jej pomóc. Pragnął ściągnąć na siebie cały jej ból, ale nie mógł, musiał pokazać, że jest silny i wcale się nie łamał, ale wspomnienia, które przeszywały jego głowę, dłoń Lary, mocno ściskająca jego i ten krzyk, który odbijał się w jego głowie, sprawiał, że prawie wył, oczekując przyjścia na świat jego dzieci.

Z uśmiechem przypomniał sobie ten moment, w którym to uczył prawniczkę parzenia zupki chińskiej w pociągu, gdy prawie przewróciła stragan w Rosji i pierwszy raz mógł poczuć jej mięśnie, zaciskające się na jego penisie. Wtedy zrozumiał, że w tej dziewczynie jest coś innego, wyjątkowego i bardzo chciał ją poznać. Do tego stopnia, że nabrał wątpliwości co do swojego związku i postanowił zakończyć poprzednią relację, próbując zbudować nową, z kobietą, która zaprzątała jego głowę. Swoją niedostępnością i obojętnością sprawiła, że chciał spędzać z nią więcej czasu, droczyć się i przyprawiać ją o wkurwienie, które do tamtej chwili było dla niego miodem na serce, bo tak uroczo się denerwowała. W tych jej oczach kryła się ta wyjątkowość, inność, która sprawiała, że długi czas nie umiał zrozumieć, jakim uczuciem darzy tak ważną dla siebie kobietę. To nie była miłość, którą czuł do swoich partnerek, to nie była relacja przyjacielska, bo świadomość, że miała wątpliwości co do tego, czyje dziecko nosi pod sercem, sprawiała, że chciał rozszarpać Mikołaja. Sam nie umiał zrozumieć tego, co czuł do matki jego dzieci, ale zdawał sobie sprawę, że ani on nie jest jej obojętny, ani ona mu. Musiał tylko poczekać na odpowiedni moment, który przyszedł w bardzo niezapowiedzianym momencie, a on musiał znaleźć równie odpowiednią chwilę, do podzielenia się z nią swoimi przemyśleniami.

- Jak będą miały na imię? - zagadnęła go pielęgniarka, która zauważyła, że Kuba na chwilę się wyłączył, bo nawet nie reagował na krew płynącą po wnętrzu jego dłoni od paznokci, które wbijała tam Lara.

- Co? - pokręcił głową, budząc się ze swojego zamyślenia nad wspomnieniami i przetarł twarz, sprawdzają, czy cokolwiek się zmieniło ze stanem Lary, jednak jego chwilowe odpłynięcie do krainy wspomnień, nie sprawiło, że coś ruszyło naprzód. - A, Nela i Nina.

- Cudowne imiona, zwięzłe, krótkie. Sama mam siostrzenicę Ninkę, wspaniała, ruchliwa dziewczynka. - zauważyła, posyłając uśmiech w kierunku przyszłych rodziców.

- Może zmienimy decyzje? - usłyszał przy swoim boku słowa Lary, jednak na myśl od razu przyszły chwile, w których wybierali te imiona i jego odpowiedź była jednoznaczna.

- Nie.

Dwie kolejne godziny właściwie niewiele zmieniły, trochę rozszerzyło się rozwarcie dziewczyny i może nieco mniej krzyczała, ale to wcale nie pocieszało Kuby, bo sugerowało, że będą rodzili jeszcze długi czas. W pewnym momencie przyłapał się na tym, że zaczął prosić Boga, żeby to wszystko szybciej się działo, bo zaczynał dostawać białej gorączki na tej sali i nerwowo krążył, przyprawiając o dreszcze wkurwienia, leżącą na łóżku Larę.
Nie sądził, że właściwa część porodu może zadziać się tak szybko. Wystarczyło dosłownie 30 minut, choć dla niego było to jak 5, żeby mógł usłyszeć płacz pierwszej córki, a zaraz za nią drugiej. Obie dziewczynki od razu zostały przyłożone do nagiej skóry Lary i wzbudziły u ich dwójki milion różnych emocji, z którymi wtedy jeszcze nie umieli sobie poradzić, ale najlepszym podsumowaniem ich wspólnego, dalszego życia z pewnością było te ostatnie stwierdzenie.

- Zakochałem się w Tobie, Lara.

I wtedy nadzieja na syna, nabrała innego znaczenia.

KONIEC 

Dziękuję Wam za wszystko, to koniec przygody Lary i Kuby. Jak się potoczy ich dalsza przygoda? To zostawiam do Waszej interpretacji. Pozdrawiam i wszystkiego dobrego! 

lara|quebonafideWhere stories live. Discover now