8. Najcięższa praca, jaką do tej pory wykonywałam, to praca nad sobą samą

168 13 7
                                    

~ dżusta

Zapraszam na kolejny rozdział. :)

Nowy rok zaczął się szybko, a dla Dorcas – za szybko. Nie zdążyła wypocząć na tyle, by pracę na innym stanowisku podjąć w pełni sił i z dużą dozą energii. Z tego też powodu zaspała na pierwszy dzień instruktażowy, szef się zdenerwował i chciał ją zwolnić, przez co babcia musiała osobiście pofatygować się do ministerstwa.

– Ostatni raz załatwiam ci robotę – wyrzuciła, podchodząc do wnuczki. – Nie będę lizać tyłków kolejnym, głupim ministerialnym durniom.

– Dobrze, babciu...

– Mówię poważnie, Dorcas, zacznij się przykładać... Jeżeli ci to pomoże, to ojciec kiedyś przedstawił mi prostą zasadę: pracuj, zarabiaj, żyj godnie. Trzymałam się jej i, jak widać, źle na tym nie wyszłam. Nie łam się – dodała już milszym tonem i poklepała dziewczynę po ramieniu.

– Ja po prostu chcę robić to, co będę lubić. Człowiek w pracy spędza ponad połowę życia, dlatego fajnie byłoby zajmować się czymś interesującym. A nie jakimiś bzdurami, przy których czas wlecze się wolniej niż ognisty ślimak.

– Czyli gdzie chciałabyś pracować?

– No, właśnie nie wiem – jęknęła Dorcas.

– Więc zanim się dowiesz, łaskawie rusz tyłek i do roboty. Galeony same się nie zarobią i, jak Merlina kocham, nie dostaniesz już ode mnie ani knuta. Trzeba cię nauczyć odpowiedzialności, ot co! A już tak bez żartów, to oczekuję cię dzisiaj na kolacji, drogie dziecko. Możesz wpaść z koleżankami, a szczególnie z tą rudą.

– Z Lily? Czemu?

– Bo jak ją ostatnio widziałam, wyglądała jak szyszymora. Blada, wychudzona, jakby ostatni posiłek zjadła w święta.

– Spróbuję, ale nie obiecuję. Ostatnio... nie dogadujemy się zbyt dobrze. To ja lecę, babciu, ale... chyba niedługo znów zacznę szukać nowej posady. No, zobaczymy, pa!

Dorcas pomachała i zniknęła za drzwiami, wywołując u Natashy Meadows głębokie westchnięcie.

Czasami kompletnie nie rozumiała niedbałości, którą okazywała wnuczka, szczególnie gdy moment nakazywał powagę. Zwaliła jednak winę na geny, bo Dorcas to swoje luzackie podejście i nieprzejmowanie się niczym z pewnością odziedziczyła po dziadku. Tak, jej mąż, Tymoteusz, świeć Merlinie nad jego duszą, potrzebował aż za częstego prostowania do pionu – głownie na bankietach wymagających ogłady, na które ona, jako ówczesny podsekretarz samego Ministra Magii, dostawała regularne zaproszenia.

Dorcas, nie zdając sobie sprawy z bycia głównym tematem rozmyślań Natashy, próg dzielący przed nowymi wyzwaniami przekroczyła niepewnie. Nad głową wisiał szyld z napisem: Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, a pod nim zgniłą zielenią raził kolejny: Wydział Duchów.

– Dzień dobry – przywitała się, rzucając w eter.

Pomieszczenie pracownicze nie należało do wielkich, ale było... ciekawe – Dorcas nie zamierzała skarżyć się już pierwszego dnia; do narzekania wyznaczyła dni drugie. Siedziało tu więcej czarownic niż w poprzedniej pracy, a i znalazło się też paru czarodziejów.

I duchów, dodała w myślach sceptycznie.

Wiadomym było już od czasów pierwszego roku w Hogwarcie, że Dorcas nie czuła się komfortowo w obecności duchów. Nie przepadała za tym nienaturalnie chłodnym uczuciem, gdy przepływali przez ciało. Poza tym niczemu, co po śmierci przybiera jakąkolwiek postać i może rozmawiać, nie wolno ufać.

Fortuna sprzyja śmiałym || HP, Huncwoci ✏Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon