1. Konsekwencją podjętej decyzji zawsze jest zmiana

215 11 2
                                    

Trochę się naczekaliście, nie powiem. Nie ma jednak tego złego, Fortuna rusza... może nie pełną parą, bo rozdziały będę dodawać raz w miesiącu, ale rusza. ;) Czekam na komentarze i konstruktywną krytykę, proszę. :)

1. Konsekwencją podjętej decyzji zawsze jest zmiana

~ meedea

Pierwszy raz od pięciu lat wrzesień w Londynie był aż tak nieznośnie upalny.

Z nieba lał się żar niepozwalający ludziom normalnie cieszyć się z ciepła lata. Każdy chował się, gdzie mógł, by skryć przed prażącym słońcem. Szczęście miał ten, kto spędzał wakacje na leżaku przed domem z lemoniadą w dłoni lub na kocu przy jeziorze w cieniu pod drzewem. Najgorszy skwar odczuwało się w zamkniętych pomieszczeniach bez dostępu do zbawiennego, chłodnego wietrzyku. Jedynym ratunkiem zostawał wiatrak ustawiony na maksymalne obroty. Chyba że miało się ten przywilej bycia czarodziejem i posiadało się różdżkę. Wówczas żaden upał nie był straszny.

Chociaż mógł stanowić całkiem niezłą wymówkę, by czegoś nie robić.

– Ja tu umieram, Liluś.

– Przestań jęczeć i lepiej przynieś mi resztę.

James opadł na łóżko zmarnowany, ale sekundę później zmobilizował się do wstania. Poczłapał w stronę biurka i przyniósł Lily kolejny, ciężki stos starych książek.

– Dlaczego nie użyjesz magii? Wystarczyłoby jedno Pakuj i mogłabyś cieszyć się wolnym popołudniem ze mną. Pamiętasz mnie jeszcze? To ja, James Potter, twój chłopak. Od dwóch dni nie robię niczego innego, tylko ciągle podaj, przynieś i pozamiataj. Nie jestem skrzatem domowym.

Evans wywróciła oczami.

– A pamiętasz, że sam zaproponowałeś pomoc? Jak ty to powiedziałeś? – udała zastanowienie, specjalnie przeciągając. – Jak na najlepszego chłopaka przystało? Tak to leciało? Nie dramatyzuj więc i następnym razem pomyśl, zanim coś obiecasz.

– Kobiety.

– Chcesz coś jeszcze dodać?

W oczach Lily pojawił się złowrogi błysk.

– Nie, kochanie, nie chcę.

– Super. Jim – dodała po chwili lżejszym tonem – jeszcze zdejmij mi karton z górnej szafki, a potem, obiecuję, zwolnię cię z tej głupiej obietnicy. Okej?

– Wiedziałem, że jesteś najlepsza.

James podszedł do Evans i całując ją lekko w usta, wykonał powierzone zadanie. Lily mieszkała tu zaledwie w wakacje, czyli raptem dwa i pół miesiąca w tym roku i dwa w poprzednim, a udało jej się zagracić niemal cały pokój najróżniejszymi bibelotami. Jim wraz z ojcem wielokrotnie zastanawiali się jakim cudem.

– A ty nie masz przypadkiem dzisiaj tego egzaminu z zastosowania roślin strączkowych w eliksirach?

– Mam, ale dopiero o dwunastej.

– I jak się czujesz? Zdenerwowany?

Lily przysiadła na taborecie stojącym pod oknem, robiąc sobie krótką przerwę.

– Niekoniecznie. Pójdę tam z takim samym podejściem jak w Hogwarcie.

– Czyli jakim?

– Będę liczył na fart, że ściągnę – zaśmiał się Jim.

– No, wiesz!

– Daj spokój, Liluś, tylko się wygłupiam. Uczyłem się, a raczej przeglądałem obrazki w podręczniku, prawie pół nocy.

Fortuna sprzyja śmiałym || HP, Huncwoci ✏Where stories live. Discover now