4. W miarę czekania rośnie apetyt na spotkanie

130 13 0
                                    

Nie bijcie, ale całkowicie wyleciało mi z głowy, żeby opublikować część na Wattpadzie. Na blogu rozdziały dodaję szybciej i jako pierwsze, więc jeśli komuś się podoba i chce poznać historię lepiej, to zapraszam na Melodie-Duszy. blogspot.com :) 

4. W miarę czekania rośnie apetyt na spotkanie

~ bee

Anne z zapałem godnym Filcha przeczesującego korytarze Hogwartu w celu namierzenia Irytka wertowała strony niewielkiej, starej książki. A właściwie dziennika napisanego jeszcze w latach trzydziestych przez młodziutką czarownicę będącą naocznym świadki­­em Incydentu Illfracombe. Połowa historii to typowe lanie wody, gdzie owa Berta Kahn, autorka, wylewa żale, że mimo osiągniętego wieku nadal nie wyszła za mąż. Dopiero pod koniec Anne zaczęło brakować tchu, gdy śledziła oczami każdą linijkę tekstu. Tilly Toke, czarownica, która samodzielnie powstrzymała atak smoka, za co później otrzymała Order Merlina, naprawdę musiała mieć głowę na karku. Berta opisywała całą sytuację, jakby stała obok Tilly lub, dosłownie, jakby weszła w jej umysł.

Taką właśnie pisarką Anne marzyła zostać.

Chciała relacjonować prawdziwe, ważne wydarzenia, by dalsze pokolenia znały historię i drugi raz nie wchodziły do przysłowiowej rzeki. Pragnęła zostać zapamiętana, a przede wszystkim kojarzona z prawdopisarstwem, a nie kłamstwami oraz oszczerstwami jak większość reporterów Proroka Codziennego.

– Czy moja Ann nadal tu jest? Czy już odleciała w marzenia senne?

Adam z rozrzewnieniem patrzył na zaczytaną córkę.

Siedziała na taborecie, nogi trzymała na ladzie, a w ustach miętoliła kosmyk włosów. Rzeczywistość w ogóle do niej nie docierała.

– Ann, na litość boską, a jakby nas ktoś okradł? Wątpię, czy cokolwiek byś zauważyła.

Kiedy córka nadal nie reagowała, Adam westchnął, podszedł bliżej i rąbnął dłonią w blat stołu. Dopiero teraz Anne otrzeźwiała. Dosłownie podskoczyła, a książka wypadła z rąk na posadzkę.

– Merlinie! Tato! Chcesz, żebym zeszła na zawał?!

– Drogie dziecko, za dużo czasu spędzasz nosem w książkach – oznajmił zamiast odpowiedzieć. – Jeżeli tak bardzo interesują cię przygody w tych kartkach, to wyjdź do ludzi. Sama zacznij wdawać się w podobne przygody.

– Mam walczyć ze smokami?

Brwi Anne podjechały do góry. Uśmiechnęła się, widząc zakłopotanie u ojca.

– No, może nie w aż takie przygody. Wystarczyłoby pójść gdzieś z koleżankami. Swoją drogą, jak ci się mieszka z dala od rodziców? Rozpakowałaś się? Dafne co chwilę biadoli. Wpadła nawet na pomysł, żeby zebrać własne posępne myśli, przelać je na papier i stworzyć tomik lamentów.

– Naprawdę?

Anne wstała, okrążając ladę i znajdując się obok ojca.

– Tak. Ech, bez ciebie, moja droga córko, Dafne zaczyna mieć coraz gorsze pomysły. Ty jedna potrafiłaś ustawić ją do pionu.

– Tato, daj spokój, przecież nie umarłam – prychnęła. – Ja się tylko przeprowadziłam. Powinniście się czuć, jak zawsze, gdy wyjeżdżałam do Hogwartu. Z jedyną różnicą, że wtedy widywaliśmy się wyłącznie od świąt, a teraz codziennie. Pamiętasz? Ciągle tu pracuję.

Adam machnął ręką.

– Ktoś nas dzisiaj odwiedził?

Ann pokręciła głową. Jej ojciec był mistrzem zmiany tematu. Jeżeli cokolwiek mu nie pasowało, bez skrępowania potrafił potoczyć rozmowę na kompletnie różne tory.

Fortuna sprzyja śmiałym || HP, Huncwoci ✏Where stories live. Discover now