Rozdział 12

201 30 63
                                    

Oboje stali naprzeciw, mierząc się wzrokiem i nie wiem, kogo się teraz bardziej bałam - spokojnego i opanowanego Sojoona czy napakowanego gangstera.

Atmosfera była tak gęsta i nieprzyjemna, że można było ją kroić nożem jak kawałki ciasta, które podawano u nas w kawiarni. Miałam ochotę wziąć nogi za pas i zostawić przedstawicieli męskiego gatunku samych sobie. Umknąć cicho, niepostrzeżenie z tego kłopotliwego dla mnie położenia, czym prędzej oddalić się od buchającego testosteronem powietrza. Niestety byłam zablokowana i nie miałam możliwości się pomiędzy nimi przecisnąć, a tym bardziej swobodnie przejść, więc dosłownie nici z ucieczki. Kosmyki pojedynczych włosów opadły mi na oczy, przysłaniając scenę, która rozgrywała się tuż przede mną. Bałam się nawet je zdmuchnąć z powiek, żeby nie wywołać tym delikatnym podmuchem wichury męskich emocji. Darowałam sobie tę czynność, wolałam nie robić nic niż dodatkowo się narażać. Pozostało mi tylko śledzenie sylwetek przeciwników zza firanki falowanych, ciemnych włosów.

W większym centrum zainteresowania nie mogłam się już znaleźć. Zapach piżma i cytrusów mnie oszołomił, ale też z lekka irytował. Za Chiny nie mogłam pojąć, dlaczego moje zmysły zaczęły wariować. Zwykła woń stała się dla mnie czymś niezwykłym... Cennym flakonikiem perfum o unikalnej recepturze oraz oryginalnym składzie, sprowadzanych gdzieś z daleka. Zaczęła mnie cucić z omdlenia, jakbym od dawna była nieprzytomna. Byłam tej woni wdzięczna, bo dzięki niej w końcu przestałam czuć drażniący fetor, na który składała się mieszanka potu i wody kolońskiej oprycha.

Sojoon podszedł bliżej mnie. Jego pewność siebie i zdecydowanie robiły wrażenie, roztaczały aurę, która owładnęła cały korytarz. Wszystko przesiąkło zapachem jego siły i arogancji. Poczułam napór sylwetki Koreańczyka na swoim ramieniu. Podczas tego krótkiego dotyku odniosłam wrażenie, jakbym na swojej skórze poczuła dziwne wyładowanie elektryczne, jedno z tych przyjemnych, których powtórka byłaby u mnie mile widziana. Sojoon obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem, po czym z powrotem przeniósł wzrok na gacha. Uśmiechnął się cwaniacko. Zdjął rękę gangstera z kończyny, którą miałam skrępowaną. Zrobił to z taką lekkością, że zastanawiałam się, czy w to posunięcie włożył jakąkolwiek siłę. Odsunął mnie nieznacznie, zajmując moje poprzednie miejsce. Kim pokręcił zdegustowany głową i jeszcze mocniej ścisnął rękę delikwenta spod ciemnej gwiazdy, który bezskutecznie próbował się uwolnić. Zerknęłam z ukosa na mojego wybawcę, odgarnąwszy wreszcie z oczu włosy, które nadmiernie łaskotały mnie w nos. Wyraz jego twarzy niczego nie zdradzał, aczkolwiek nie mogłam tego powiedzieć o Panie Kolczyku, który świdrował wzrokiem to mnie, to Sojoona. Po jego twarzy przemykało zaskoczenie na przemian z irytacją. Ostatecznie tę emocjonalną huśtawkę zakończył gniewnym wyrazem twarzy, wobec czego uznałam, że nasz amant był już nieźle wpieniony. Jednym zdaniem, nie w smak mu było, że ktoś nad nim górował i go przewyższał - nie mówię tu tylko o wzroście. Chciałam odsunąć się od nich, by nie dostać od któregoś z łokcia, ale ciepła dłoń Kima obejmująca mój nadgarstek powstrzymała mnie od tego zamiaru. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam ręce w pięści, modląc się przy okazji, aby nie dostać przypadkowo w narząd odpowiedzialny za węch, ponieważ byłam od nich znacznie niższa, więc istniało duże prawdopodobieństwo, iż dostałabym centralnie w nos, gdyby doszło do poważniejszych rękoczynów. Przysunęłam się bliżej Sojoona i po chwili ponownie stykaliśmy się ramionami. Wydawało mi się, że bicie mojego serca było głośniejsze od dudniącej muzyki. Jego obecność podziałała na mnie kojąco, czego nie rozumiałam. Przecież się prawie nie znaliśmy, nawet szczególnie nie polubiliśmy, lecz moje ciało jakby samo wiedziało, czego chce. Trzymało się tego jak koło ratunkowe, które nie chciało iść na dno lub jak rozbitek szukający schronienia...

- Nie posłuchałeś mnie, więc teraz dostaniesz nauczkę! - usłyszałam gniewne słowa gangstera. Instynktownie wtuliłam się w rękę sąsiada, chociaż to nie na mnie była skupiona jego agresja. Pan Kolczyk z wiązanką przekleństw zamachnął się pięścią na mojego współtowarzysza.

Singielka Stop! Chcę Miłości.  Where stories live. Discover now