Prolog

795 117 361
                                    

Miałam piękny sen...

– Nana, wstawaj! – Tak, rzeczywiście miałam piękny sen, dopóki ten upierdliwy głos nie krzyknął mi do ucha, tym samym go przerywając. Może jeśli go zignoruję, ta cudowna wizja powróci?

Niestety nic z tego, szmery w pokoju stały się wyraźniejsze, a ja mogłam zapomnieć o moich księciuniach z bajki, ta... Jakby tacy w ogóle istnieli... Jednak śnić mi o nich nikt nie zabronił, więc... Nadszedł czas na mord.

Wstałam z posłania gwałtowniej, niż zamierzałam. Kogo ja zobaczyłam? Mojego uroczego, jakże wrednego, młodszego braciszka, który stał nad łóżkiem i uśmiechał się złośliwie. W tamtym momencie marzyłam tylko o tym, aby walnąć go poduszką.

– Czego tu? – zapytałam, przecierając oczy ledwo żywa. Fakt, trochę mi się zasiedziało przy serialu do drugiej w nocy i były tego konsekwencje.

– Mama cię woła na śniadanie, w końcu to jest nasz ostatni posiłek. – Wyszczerzył zęby, wygładzając czarny T-shirt. – W końcu siostrzyczka odfruwa z gniazda.

Wzięłam kapcia, żeby w niego rzucić, lecz widząc koci wzór, odłożyłam go na miejsce. Szkoda laczka. Naprawdę miałam go dość i cieszyłam się na ten wyjazd do dziadków do Korei, miał być to przynajmniej rok spokoju bez denerwującego mnie Daniela. Opadłam na poduszkę i obróciłam się na bok. Kompletnie brakowało mi energii, dobrze, że mam już wszystko popakowane i zapięte na ostatni guzik, bo aktualnie nie byłam w stanie o niczym myśleć. Miałam idealny plan pospać sobie dłużej i co? Ten plan spalił na panewce, a dzięki komu? Osobie, której imię zaczynało się na literę De.

Oczywiście budzik sobie nastawiłam, więc zaspać bym nie zaspała, ale widocznie już nie musiałam się o to martwić. W tamtym momencie nawet jakbym chciała, to bym się nie zdrzemnęła, byłam już kompletnie wybudzona. Jedynie czego teraz potrzebowałam, to kubka kawy z mlekiem. Mruknęłam w poduszkę niecenzuralne słowo i zaczęłam przeklinać wszystkich młodszych braci, na czym świat stoi. Poczułam ciężar uginającego się łóżka obok mnie, ''no tak, intruz, który bezpodstawnie wszedł na moje terytorium'' — pomyślałam.

– Wstawaj, śpiochu. – Usłyszałam tylko.

– Co mi zrobisz, jak nie wstanę? Wywleczesz mnie siłą? – odparłam zirytowana.

– Jeśli będzie trzeba to tak, poza tym, chodź bo rodzice wstali wcześniej i szykują pożegnalne śniadanie – westchnął, przy okazji klepiąc mnie po plecach.

Tak, ostatnie śniadanie z rodziną. Od następnego dnia aż przez rok, mieliśmy nie zjeść razem żadnego posiłku. Obróciłam się w stronę Daniela, westchnęłam i podniosłam głowę z poduszki niezadowolona. Przy okazji trochę za mocno niż zamierzałam, palnęłam go ręką w czoło. Ten tylko złapał się za bolące miejsce i spojrzał na mnie z wyrzutem, nie rozumiejąc, za co dostał.

– Za pobudkę. – Uśmiechnęłam się z satysfakcją, wstając z drugiej strony łóżka i zabierając po drodze ciuchy z krzesła, które miałam przygotowane na dzisiaj, skierowałam się w stronę łazienki.

Mój braciszek podniósł się z posłania, mrucząc brzydkie epitety pod moim adresem, przy okazji rozsuwając rolety i uchylając okno. Można powiedzieć, że zrobił dobry uczynek, wpuszczając świeże powietrze do dusznego pomieszczenia. Dan wyszedł z mojego królestwa, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem, wchodząc do świątyni czystości, którą dzieliłam razem z bratem.

Wykąpana i ubrana w dżinsowe szorty i biały T-shirt z myszką Miki, podeszłam do swoich walizek i przykucnęłam, aby sprawdzić, czy nie zapomniałam spakować swojej torby z laptopem. Upewniając się, że znajduje się między moimi rzeczami, uśmiechnęłam się. Zza bagażu skoczyła mi na kolana kotka Czuki, upominając się o porcję pieszczot. Zaśmiałam się i pogłaskałam ją, na co od razu zaczęła się wdzięczyć i mruczeć. Nawet moja złość na Daniela wyparowała, co nie było nowością w zaistniałej sytuacji. Podniosłam się z kucek, po czym się w nią wtuliłam, aby bardziej zatracić się w tej kociej uspokajająco-hipnotyzującej terapii.

Singielka Stop! Chcę Miłości.  Where stories live. Discover now