Chapter 16

7K 597 1.1K
                                    


Na wstępie chciałam podziękować wam, za półtora K wyświetleń! Naprawdę to dla mnie dużo znaczy i każda gwiazdka, każdy komentarz który piszecie, dodaje mi motywacji. Bardzo wam dziękuje, a teraz nie będę już przedłużać tylko zapraszam do czytania!

ꨄ𝑃𝑜𝑣. 𝐺𝑒𝑜𝑟𝑔𝑒ꨄ

𝕫𝕥𝕖𝕣𝕪 𝕝𝕒𝕥𝕒 𝕡𝕠́𝕫́𝕟𝕚𝕖𝕛

-Liz! Uważaj jak polegniesz! Zaraz się o coś uderzysz i będzie nieszczęście!
-Kotku ile razy ci już mówiłam, żebyś nie mówił do niej „Liz", tylko Elizabeth, przecież to jest jej imię
-Nic się nie stanie jak będę mówić do własnej córki używając zdrobnienia. Uspokój się ty też, zachowujesz się dokładnie jak moja matka i ojciec. Chodź skarbie, wujek Nick i wujek Karl chyba już przyjechali!

-Hey!
-George! Jak dawno się nie widzieliśmy!
-Tęskniłem za wami
-My za tobą też. Szkoda, ze się wyprowadziłeś z tamtego miasta, pusto tam bez was
-Niestety nic z tym nie mogę zrobić, ale uwierzcie mi, ze chciałbym tam wrócić. Jedyny plus bycia tutaj jest taki, ze nie widze swoich rodziców
-A co do tamtego miasta to...jak z Clay'em? Kontaktowaliście się jakoś po tym, jak strażnicy was u mnie znaleźli?
-N-nie... - oczy momentalnie mi się zeszkliły. Starałem się nie myśleć o Dream'ie, ale to nie takie proste. Chciałbym znów go zobaczyć, znów przytulić, pocałować...ale to się już nigdy więcej nie wydarzy...
-Przykro nam, George...naprawdę
-Nie musicie się martwić
-Jak nie? Gościu, znacie się od dziecka, spotkaliście się znów po 12 latach, znów się rozdzieliliście, a ty mieszkasz z jakąś laską, która ma więcej tapety niż u mnie w zamku!
-Nic się już z tym nie poradzi...jedyne na czym mi zależy z tego co aktualnie mam to Liz...
-Liz? Kto to jest? - mała brunetka z błękitnymi oczami i piegami wyszła przede mnie z lekkim strachem.
-Skarbie nie bój się, to są twoi wujkowie
-Wujek Karl i wujek Nick?
(Jakby ktoś chciał się przyczepić czy coś, ze 4 latek nie umie płynnie mówić, to ro nie prawda. Moja koleżanka, która „pomaga" pisać mi tą książkę, ma rodzeństwo i jej brat, który ma 4 lata rocznikowo umie płynnie mówić)
-Tak skarbie to oni! - dziewczynka podbiegła do nich i przytuliła ich tak jak mogła, bo
Jednak to jeszcze dziecko i nie jest taka wysoka jak oni

-Chwila, czy to jest twoja córka?!
-Tak, Elizabeth - Karl nie słuchał najwyraźniej naszej rozmowy, tylko skupiał się na Lizzy. Szybko się polubili, cieszę się
-Wow...ma kolor oczu i piegi takie same, jak Dream...
-Wiem...jest podobna, nie wiem jak, ale jest...przypomina mi o nim...tylko na niej mi zależy z tych rzeczy, które mam od kiedy zabrali Dream'a...
-A jak się trzymasz z Elwirą?
-Ehh, najlepiej to chciałbym, żeby jej nie było. Szczerze mówiąc, to nie interesowałoby mnie to, co się z nią stanie. Wiem, ze może brzmieć to okropnie, ale naprawdę mam ochotę ją zabić lub wygnać, ale nie chce, żeby Liz straciła matkę...właśnie, Liz! Gdzie ona jest?!
-Karl ją zabrał i sobie gdzieś chodzą, nie martw się, jest w bezpiecznych rękach
-Uff, okej - gadaliśmy tak jeszcze z godzinę, aż Karl z Lizzy nie wrócili. Widać, ze była zadowolona i nie chciała odkleić się od chłopaka. Szkoda, ze Elwira się nią tak nie zajmuje. Dla niej liczy się tylko to, żeby nasza córka była ubierana w najlepsze ubrania itd i żeby wiedziała, jak dogodzić mężczyźnie. Nie mam pojęcia, po co ona ją tego uczy. Po pierwsze ona ma dopiero 4 lata, a po drugie to to, ze ją matka tak wychowywała nie znaczy, ze ona tez tak musi robić.

-Ej, chłopaki...
-Co jest?
-Chodźcie, coś wam pokażemy
-No dobra - ja i Sapnap poszliśmy za Karlem i Liz do lasu. Co oni tam znaleźli takiego ciekawego
-Elizabeth ma bardzo dobry wzrok i orientacje w terenie...patrzcie co znalazła... - przed nami stał pień drzewa obrośnięty mchem. Na nim była wbita siekiera i...maska. Maska taka sama, jaką ma Dream, tylko ta miała przecięty krzyżyk na środku.

-C-Clay...?
-George! Nie dotykaj! To może być pułapka!
-A c-co, jeśli on tutaj N-naprawdę jest?
-Zostaw to narazie. Lepiej tego nie dotykać. Chodźcie, wracajmy już - w głębi duszy miałem gdzieś nadzieje, ze tu gdzieś naprawdę jest Clay. A co jeśli...a co jeśli to zwykle urojenia?
Sam już nie wiem...chłopacy mają racje, powinnismy już iść, jest późno, a Liz musi iść spać. Jutro rano przejdę się i może coś nowego znajdę...

-Kotku? Co się stało?
-Hey, George! Żyjesz?
-George, co ci jest?
-Tatusiu? Wszystko okej?
-Co, Huh? A t-tak, wszystko okej, nie martw się
-George...myślisz o tym?
-To nie daje mi spokoju...
-O czym wy mówicie? Georgie, co nie daje ci spokoju?
-Nie twoja sprawa szmato, zamknij się
-Nick! Tu jest dziecko!
-Sorry, ale nie umiałem się powstrzymać. Powiedziałem prawdę i tyle. Nie wiem jak ty z nią wytrzymujesz, naprawdę
-Ze co? Przepraszam czy ty się słyszysz? Do królowej trochę z szacunkiem mój drogi!
-Ja tez jakbyś nie wiedziała jestem z rodu królewskiego, więc chuj mnie to
-Nick, skarbie spokojnie
-Dobra, ja ide się przejść. Muszę to wszystko poukładać w głowie, z resztą, miałem iść pomóc w wiosce
-Idziesz do tych...tych...biedaków?
-Czy ty możesz się kiedyś przymknąć i być normalna? Nick miał racje, zamknij się - kobieta odeszła ze wściekłością znów do zamku. Nie mam pojęcia ile z nią jeszcze wytrzymam
-Skoro idziesz to...mogę się pobawić z Lizzyy?
-Tak, jasne. Widze, ze lubisz się bawić z dziećmi
-Kocham! Sap, możemy my tez mieć dziecko?
-N-niby j-jak?
-Nie wiem, znajdzie się jakiś sposób!
-Dobra, ja nie będę się mieszać w wasze sposoby i idę. Narazie!
-Pa George!
-Cześć!

Przebrałem się i poszedłem najpierw w stronę miejsca w którym była wczoraj ta maska, lecz dzisiaj już jej nie było. Dziwne, hm. Dobra muszę iść do wioski, nie będę tutaj bezczynnie stać.

-Dziękujemy Królu!
-Nie ma za co, lubię pomagać ludziom, a o swoich poddanych przecież muszę dbać
-Może wejdzie Król na herbatę? Trochę odpoczynku się przyda Waszej Wysokości
-Jeśli to nie problem, to z chęcią! - starsza kobieta wpuściła mnie do swojego domu i zrobiła herbaty ziołowej. Nie przepadam za takimi, ale ta była dobra. Zapach jej, kojarzy mi się z dzieciństwem.
-A jak tam u Królowej i księżniczki Elizabeth?
-U Elizabeth wszystko w porządku, szczęśliwa i pełna energii jak zawsze. A co do mojej żony...denerwuje mnie jej zachowanie. Próbuje wpajać naszej córce to, ze musi zawsze wyglądać pięknie, być atrakcyjna i udowadniać mężczyzną. A po za tym, interesuje się tylko sobą jeśli chodzi o inne kwestie.
-Chciałby król się z nią rozstać, tak?
-Tak, lecz nie chce, żeby Lizzy wychowywała się bez matki.
-Pan Clay pewnie byłby z Króla dumny
-H-Huh? P-przepraszam, o czym Pani m-mówi?
-Mój synu, znam twoją historię, a Clayton'a znałam gdy był jeszcze małym dzieckiem. Dobrze wiem, ze tęsknicie za sobą, ale wiem, ze napewno się znajdziecie. A teraz leć, dokończ swoją pracę i zmykaj do domu, bo niedługo będzie ciemno i zimno.
-D-dobrze, bardzo Pani dziękuję.
-Poczekaj jeszcze sekundę, mam coś dla ciebie - kobieta wręczyła mi pare listów. Wyglądały jakby były pisane z rok, może dwa lata temu.
-Chwila... skąd-
-Jak już mówiłam, znałam Clayton'a od dziecka, traktował mnie jak babcię, a ja jego jak wnuka. Dwa lata temu udało nam się znów nawiązać kontakt i przeszukaliśmy sobie listy, lecz rok później znów straciliśmy kontakt. Te dwa listy miałam przekazać tobie, są właśnie od Clay'a. Teraz już naprawdę leć, żebyś zdążył. Mam nadzieje, ze jeszcze kiedyś przyjdziesz na herbatę.
-Oczywiście, ze przyjdę i bardzo Pani dziękuję.
-Nie ma za co mój synu - wyszedłem z domu kobiety ze smutkiem w oczach, lecz ze szczęścia. Clay pisał do mnie listy, bardzo mnie to ucieszyło. Dobra, ale nie mam całego dnia. Idę pomóc reszcie i wracam do domu.

Dobra, chyba wszystko, za tydzień znów tu przyjdę. Huh? Co to za hałas?
-Tak, muszę uważać. Bardzo Panu dziękuje - to była jakaś kobieta, której pospadały garnki gdy niosła je do swojego domu. Chwila, tam ktoś stoi. Jakiś wysoki mężczyzna z długą, dziwną, czarno-zieloną peleryną, która miała wycięty trójkąt z tylu na końcu owej peleryny i kaptur. Na plecach miał brązowy skórzany pas, jakieś szklane buteleczki i siekierę. Kto to może być?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

1347 słów

Yes, Your Majesty |DreamNotFound|Where stories live. Discover now