Dodatek: Testowanie

414 48 19
                                    

Cytowana tu poezja pochodzi z „Ogrodu Prozerpiny" Swinburne'a w przekładzie Stanisława Barańczaka.

---* * *---

Czuł się, jakby obijał o ekwiwalent stalowych zwojów usianych ostrzami, ale czemu w sumie miałby tego nie robić? Przecież i tak nie miał nic innego do roboty. Jego ciało poruszało się teraz bez jego woli, czy to budziło się, czy spało, jadło, czy stało w bezruchu, zajmowało się czymś zleconym przez Mrocznego Pana, albo stało wpatrzone w ścianę. Ale ten kąt jego umysłu wciąż należał do niego i przebywał w nim świadomy i koszmarnie znudzony. Równie dobrze mógł sprawdzać granice kontroli Mrocznego Pana, choćby żeby zobaczyć, co się stanie.

Lucjusz nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak strasznym wstrętem wypełniała go niewola. Próbował rzucać zaklęcia na ścianę przed sobą, ponieważ w tym maleńkim, pustym zakątku umysłu wciąż trzymał wyobrażenie swojej różdżki. Próbował przyzywać miłość do Narcyzy i Dracona, bo to wydawało się kluczem do uniknięcia nienawiści. Próbował wyobrazić sobie, jak te ściany otwierają się przed nim i pozwalają wlać z powrotem do ciała, z którego wrażenia dobiegały go jako odległe mrowienie. Podejrzewał, że jeśli zapomni, jak to jest mieć ciało, to przegra.

Jakoś w drugim tygodniu zorientował się, że już nie był w stanie wyobrazić sobie kłaniania się przed Mrocznym Panem, praktycznie nie pojmował decyzji młodszego siebie o przyjęciu znaku i przyklęknięciu przed potężnym czarodziejem. Co on sobie myślał? Czy obietnice odległej potęgi i bogactw, wynagrodzeń za ambicję, naprawdę wystarczyły, żeby się ukorzył i dosłownie znosił tortury? Naprawdę potrzebował aż Mrocznego Pana, żeby zyskać posłuch w ministerstwie i życiu? Aż tak nie ufał własnym zdolnościom?

Kiedy wreszcie zrozumiał ten prąd myśli, zaczął naprawdę szpetnie kląć.

Harry go wreszcie nawrócił.

Jego ciało słuchało obecnie spisu i wyceny jego Lorda względem sojuszników Harry'ego w oparciu o mignięcia z jego umysłu w czasie ostatniego ataku roju wampirów. Jego prawdziwa część zwijała się wokół ograniczeń na ścianach, przyglądając się ostrzom, które go strzegły. Zauważył, że jeden z nich zardzewiał – być może reprezentacja nieuwagi Mrocznego Pana, albo jego pewności siebie?

Pociągnął mocno i nikt nie byłby w tym momencie mocniej zaskoczony od Lucjusza, kiedy ostrze wyskoczyło i skruszało mu w dłoniach.

Pozostawiało po sobie szparę w ścianie. Lucjusz ruszył w jej kierunku, zdeterminowany do przeciśnięcia się. Wiedział, że jak tylko odzyska kontrolę nad własnym ciałem, będzie czekała go ciężka przeprawa, ale musiało do tego dojść. Nie mógł tu pozostać. To nie było życie, takie zamknięcie za ścianami i ta obrzydliwa empatia wobec skrzatów domowych. Jeśli stąd nie ucieknie, w końcu zostanie słabym, świetlistym czarodziejem, czy czymś w tym stylu.

Mroczny Pan poderwał go zaraz po minięciu szczeliny.

Lucjusz nie był w stanie oddychać. Ból, który zalał mu ciało i umysł był podobny do tego, co zawsze wyobrażał sobie jako zawał. Agonia tańczyła mu w krwi i koronowała głowę. Jego ciało wydało z siebie chrapliwy dźwięk i opadło na kolana. Poza Indigeną Yaxley nikt nawet się na niego nie obejrzał. Nikt poza nią nie był niezależnym aktorem, przez co nie mogli zrobić czegokolwiek, czego nie rozkazałby im Mroczny Pan.

Chwilę później znalazł się z powrotem za ciemnymi ścianami, szczelina została naprawiona, a klinga odnowiona. Lucjusz warknął i wrócił do krążenia, zdeterminowany by znaleźć drogę do wyjścia.

– Ach, Lucjuszu – mruknął Mroczny Pan, a oczy jego węża zalśniły czerwienią, której jego własne, oślepione, już nie były w stanie sobą rzucić. – Mam dla ciebie idealne zadanie, moja srebrna żmijo.

Ja też jestem twym bratemWhere stories live. Discover now