Rozdział sześćdziesiąty trzeci: Pielgrzymka

306 31 3
                                    

Harry powoli wyciągnął twarz z myślodsiewni i przez chwilę z namysłem przygryzał wargę. Wreszcie pokręcił głową. Nie, wspomnienia kłótni w żaden sposób mu w tym nie pomogą. Tak strasznie się wściekł, słysząc ponownie słowa Dracona, i tak koszmarnie zawstydził słysząc własne –

no ze wszystkich dni, kiedy Connor mógł odebrać mu panowanie nad sobą, że też to musiało być akurat wtedy

– że nie zrobił żadnych postępów. Będzie musiał znaleźć inny sposób na ustalenie, czego właściwie Draco potrzebował. Przyglądanie się jego minom i gestom w żaden sposób nie pomogło w tym Harry'emu.

Być może odpowiedź leżała w starszych wspomnieniach. Draco wspominał już kiedyś, czego od niego chciał. Harry'emu wydawało się, że całkiem nieźle sobie radził z zaspokajaniem tych potrzeb, ale skoro ochrzany i nieusatysfakcjonowanie Dracona nigdy nie zelżały, to najwyraźniej jednak się mylił.

To nie znaczyło, że coś było nie tak z listą pragnień Dracona, kiedy by jej nie wygłosił, tylko że Harry niewłaściwie podszedł do spełniania ich. Czubkiem różdżki wyciągnął sobie z głowy kolejne pasmo wspomnień i zobaczył, jak zaczyna wypełniać ono misę. Następnie zanurzył w niej twarz i znalazł się w Hogwarcie, wciąż w jednym kawałku, gdzie przyglądał się w ciszy dwójce rozmawiających piętnastolatków. To był weekend po rozprawie jego rodziców, kiedy udał się porozmawiać z Draconem, ponieważ Vera zasugerowała, że dobrze mu to zrobi.

I tak, właśnie wtedy Draco wymienił przy nim swoje potrzeby.

– Chcę wszystkiego, co jesteś w stanie mi dać. Wszystkiego czym jesteś, Harry. Chcę wiedzieć o sprawach, których sam nie uważasz w tej chwili za istotne, jak na przykład to, jaką herbatę lubisz najbardziej. Chcę wiedzieć, że nikt nie znaczy dla ciebie więcej ode mnie. Chcę być jedyną osobą, z którą będziesz chciał pójść do łóżka. Chcę wiedzieć, że rozumiesz sprawy, w które wierzę, nawet jeśli się z nimi nie zgadzasz. Chcę, żebyś krzyczał na mnie bez konieczności powstrzymywania się z czymkolwiek, nawet z własną magią. Chcę, żebyś poznał moje nastroje do tego stopnia, że bez słowa będziesz wiedział, kiedy trzeba mnie przytulić, czy przynieść coś słodkiego, albo po prostu zostawić w spokoju. Chcę dzielić z tobą taki rodzaj bliskości, który zależy bardziej na własnym wyborze, niż potrzebie. Chcę, żeby każdy, kto nas zobaczy, zazdrościł nam tego, co jest między nami. Chcę miłości światła słonecznego. Powiedziałem ci już o tym kiedyś, bodaj w zeszłym roku.

Harry powoli wyciągnął głowę z myślodsiewni, tym razem wstrząśnięty i z poczuciem, jakby ktoś mu właśnie przywalił w brzuch. Dreszcze przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa i skłębiły się w żołądku. Gdyby ktoś go teraz zapytał, to pewnie nie byłby w stanie nawet tak do końca wyjaśnić, dlaczego to go tak wzburzyło.

Cóż. To nie była prawda. Oczywiście, że byłby w stanie. Nigdy aż tak dobrze nie radził sobie z kryciem się przed samym sobą, z wyjątkiem nie podejmowania się pewnych czynności.

Chce... chce przełamania barier. Chce tego rodzaju niepowstrzymywanych niczym emocji, które zwykle okazuję mu tylko w czasie rytuałów zaręczynowych. Chce tych wszystkich, drobnych spraw.

Dlaczego?

Harry nieustannie zderzał się z tym pytaniem. I to nawet nie obejmowało kwestii, czy pragnienia Dracona w ogóle pozostały takie same na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Możliwe, że teraz pragnął czegoś innego. Możliwe, że jego oczekiwania przeniosły się na coś innego, wyostrzając, pogłębiając się i pozostawiając Harry'ego daleko w tyle, przez co to wspomnienie okazałoby się kompletnie bezwartościowe.

Harry nie był pewien, czego bał się bardziej: że Draco jednak się zmienił, przez co Harry w dalszym ciągu nie miałby pojęcia, od czego w ogóle zacząć naprawianie tej wyrwy między nimi, czy też, że jego pragnienia pozostały takie same i w związku z tym Harry będzie musiał zaoferować mu... właśnie to.

Ja też jestem twym bratemDonde viven las historias. Descúbrelo ahora