Rozdział trzydziesty: Paskudna niespodzianka

467 41 18
                                    

Harry wpatrywał się w zwieńczenie baldachimu nad ich łóżkiem, głaszcząc Dracona po plecach i czekając, aż ten się obudzi. Nabrał tego nawyku na przestrzeni ostatnich kilku dni. W ciągu dnia nie miał innych momentów na myślenie nieprzerywane nawet przez tak miłe sytuacje jak pocałunek, czy pytanie jednego z młodszych uczniów Slytherinu o to, jak to było, kiedy po raz pierwszy przybył do Hogwartu.

Nie wiedział, czemu Voldemort nie dokonał żadnych działań przez ostatnie pół miesiąca. Na początku był tak wdzięczny za odpoczynek, że nawet nie myślał o kwestionowaniu sytuacji; poza tym żył w ciągłym przekonaniu, że lada chwila dojdzie do ataku. Teraz jednak obawiał się, że mogło to oznaczać przygotowania do czegoś ogromnego i dzikiego.

Musimy zniszczyć horkruksa zanim do tego dojdzie.

Harry poruszył się niespokojnie, ale zamarł szybko, gdy Draco mruknął. Unosił się teraz blisko powierzchni snu, ale nie musiał się jeszcze budzić, a Harry chciał, żeby jego chłopak spał tak długo, jak tylko mógł. Ostatnio wykańczał się treningiem. Zasługiwał na odpoczynek.

Nic tak naprawdę nie obezwładni Voldemorta równie mocno, co zniszczenie horkruksów. Wiem przecież. Mogę sobie do woli planować defensywę, a nawet realizować wszystkie plany ofensywne, jeśli tylko uda mi się zlokalizować jego i jego śmierciożerców, ale póki horkruksy nie zostaną zniszczone, póty dalej będzie żył i nadciągał z nowymi pomysłami. Muszę się tym zająć.

Wciąż nie znalazłem sposobu na obejście klątwy arbitralnej. Thomas i Jing–Xi pewnie też nie znajdą sposobu na obejście tej na mieczu. Wciąż nie byli w stanie zidentyfikować rzuconych przez Voldemorta zaklęć, znaleźli tylko takie, które działały w podobny sposób. Bez względu na to, jak bardzo nie mogę znieść myśli, że ktoś miałby umrzeć za mnie lub w moim imieniu, muszę wreszcie pogodzić się z faktem, że i tak do tego dojdzie.

Harry zamknął oczy. Draco najwyraźniej wyczuł drżenie Harry'ego, bo spiął się, ale wydał z siebie tylko senny, cichy pomruk i wtulił w jego klatkę piersiową. Harry spojrzał na niego i pogładził palcami miękkie blond włosy, podczas gdy jego umysł wypełniał potok sprzecznych emocji.

Nie chciał jednak płakać, chyba że na osobności, kiedy nikt nie będzie mu przeszkadzał. Dlatego z wysiłkiem przełknął gulę w gardle i zmusił się do uśmiechu na wypadek, gdyby Draco akurat w tym momencie postanowił otworzyć oczy.

Chcę żyć. I Merlin wie, że Draco chce, żebym żył. Pewnie w ogóle powiedziałby, że chęć zabicia się byłaby samolubna z mojej strony, kiedy mam tak wiele zobowiązań, które wymagają ode mnie życia.

Ale egoizmem jest też proszenie sojuszników o zrobienie czegoś, czego sam się nie podejmę. Jak mogę poprosić kogoś o dobrowolne poddanie życia, konieczne w celu zniszczenia horkruksów, kiedy sam nie jestem gotów zginąć?

A nie mogę się zabić, ponieważ muszę żyć i upewnić się, że cała magia i kawałki duszy horkruksów zostaną zniszczone.

Ale to wciąż cena, którą powinienem być gotów zapłacić.

Musiał w tym momencie pogłaskać trochę za mocno, ponieważ Draco nagle na niego spojrzał.

– Harry? Coś nie tak? – Jego głos wciąż był gęsty od snu.

– Nic – skłamał bez trudu Harry, wznosząc wesołą maskę, która stała się jego drugą naturą w ciągu ostatnich kilku dni, gdy jego niepokój o niewytłumaczalny spokój Voldemorta stawał się coraz silniejszy. Wyglądało na to, że wszyscy poza nim doceniali przerwę między atakami, więc on też powinien. Przynajmniej oznaczało to mniej śmierci. – Czy jesteś gotów udać się na śniadanie?

Ja też jestem twym bratemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz