Rozdział trzydziesty pierwszy: Transport

351 42 5
                                    

Harry zamknął oczy. Był w stanie wyobrazić sobie zaklęcie, kształty zarówno liter, jak i sposób, w jaki jego usta musiałyby się poruszyć, wydając dźwięki. Zatrzymał się na tym mocno, po czym powiedział:

Lumos.

Słowo wyszło w wężomowie. Harry otworzył triumfalnie oczy i patrzył, jak małe, podskakujące światełko pojawia się niepewnie przed nim. Tańczyło tylko przez kilka chwil, po czym zgasło, ale biorąc pod uwagę, że był to pierwszy wynik, jaki udało mu się osiągnąć po pięciu dniach wysiłku, Harry pomyślał, że i tak może być z siebie dumny.

Magia wężomowy była skomplikowana i trudna do nauczenia, a kiedy Harry znalazł informacje na jej temat, zrozumiał, dlaczego większość czarodziejów, nawet wężoustych, rzadko się nią przejmowało. Trzeba było odejść od instynktownego sposobu, w jaki ludzkie usta tworzyły zaklęcia, do sposobów, w jakie język węży tworzył te same zaklęcia – a ponieważ większość zaklęć nie miała naturalnych odpowiedników wężomowy, wymagało to również wysiłku umysłowego i magicznego, oraz fizycznej katorgi. Nawet po nawyknięciu do tego trudu, praca nad potężniejszymi zaklęciami wymagała jeszcze więcej czasu i znoju.

Harry wiedział, że nie mieli na to czasu. Jego głównym celem było przyzwyczajenie swojego ciała do odczuwania magii wężomowy, jej dźwięku, sensu i smaku, żeby mógł ją połknąć bez przeszkód, gdy następnym razem przyjdzie mu stawić czoła cieniowi Slytherina. Dalsze badania przekonały go, że magia wężomowy nie jest naturalnie trująca dla kogoś z darem absorbere; tylko jej osobliwość sprawiła, że tak się udławił. Mógł popracować nad rozwinięciem tolerancji.

– Ktoś nadchodzi – powiedział nagle Argutus, który na przemian go chwalił i narzekał na jego wymowę.

Harry odwrócił się i podszedł do węża omenu, stając twarzą w kierunku drzwi wybranej do tych ćwiczeń klasy. Wiedział, że to osoba, której Argutus nie lubi, inaczej wysyczałby powitanie. Zamiast tego, jego ciało zwinęło się w sobie, a ogon pomachiwał groźnie, co było imponującym widokiem teraz, kiedy miał już ponad sześć stóp. Harry pogładził mleczne lustrzane łuski, żeby go uspokoić.

Drzwi się otworzyły i Michael wślizgnął się do środka.

Harry zmarszczył brwi. Nie narzucił na pomieszczenie osłon, ponieważ wiedział, że i tak nie spróbuje rzucać niebezpiecznych zaklęć, a w razie ataku każdy powinien być w stanie wejść i go wezwać, ale to wciąż świadczyło koszmarnym braku ostrożności ze strony Michaela, który tak po prostu wszedł bez uprzedniego zapukania, czy zawołania, albo chociaż sprawdzenia drzwi na okoliczność zaklęć ochronnych.

– Czego chcesz? – zapytał Harry.

– Chciałem z tobą porozmawiać.

Harry ukrył się z wrażeniem, że to tylko strata czasu, i skinął głową. Jeszcze jedno pogłaskanie uspokoiło Argutusa, a przynajmniej sprawiło, że zwrócił uwagę na coś interesującego po drugiej stronie pokoju i postanowił się temu przyjrzeć. Harry skinął głową w stronę jednego z dwóch krzeseł, na których zamierzał ćwiczyć drobne klątwy, jeśli zdoła posunąć się tak daleko.

– Siadaj, proszę.

– Dzięki, postoję. – Michael założył ramiona na piersi i stanął w pewnej odległości od niego, przyglądając mu się. Harry odetchnął głęboko i upomniał się, że przecież nie ma prawa do irytacji. Michael stracił matkę i młodszą siostrę, ponieważ zaufał obietnicom Harry'ego, że zdoła je ochronić, obietnicom, których nie był w stanie dotrzymać. Prawdopodobnie nadal był w żałobie. Od śmierci Medusy i Eos minął tylko nieco ponad miesiąc.

Ja też jestem twym bratemDonde viven las historias. Descúbrelo ahora