1

127 3 2
                                    

-O tak, chodźmy do domu - powiedziała Zelda i była gotowa do wyjścia. Rozczarowanie zdradzeniem przez brata, a potem siostrę i siostrzenicę to było po prostu za dużo jak na jeden wieczór. Potrzebowała dnia odpoczynku, zanim znów będzie mogła stawić czoła którymkolwiek z nich. Cóż, może to nie dotyczyło ich wszystkich.

Nienawiść, którą czuje do Pani Wardwell, płonie w jej niezbyt ludzkiej duszy. Jak śmiała wkraczać w ich życie i nazywać ich złym wpływem na Sabrinę, skoro jedyne, co robiliśmy, to próbowaliśmy ją chronić? Nadzieja na pomoc siostry była, jak zawsze, ogromnym rozczarowaniem, ponieważ Hilda miała czelność poprzeć pomysł Pani Wardwell, by pozwolić Sabrinie ujść na sucho z powodu jej złego zachowania.

-Pani Wardwell? - Głos Sabriny zakłócił jej tok myśli, a ona chciała po prostu pozbyć się kobiety, która sprawiła tyle kłopotów w jeden dzień.

-Dołączy Pani do nas? - Usłyszała głos siostrzenicy i natychmiast poczuła potrzebę zniszczenia tego rosnącego nasienia, które wkrótce może przekształcić się w poważną więź między dziewczyną, którą najbardziej kochała, a kobietą, którą gardziła, ponieważ była zagrożeniem dla ich rodziny.

-Och, nie, nie, nie. Wtrąciłam się wystarczająco jak na jeden dzień, - odpowiedziała Pani Wardwell z krótką przerwą, po czym dodała:
-Powinnam już iść.

Zelda poczuła potrzebę rzucenia obraźliwego komentarza, ale zdecydowała się udawać dorosłą i po prostu powiedzieć: 

-Myślę, że tak będzie najlepiej. Ale jeszcze musimy sobie porozmawiać we dwie.

Pani Wardwell spojrzała na nią w sposób szczególny i odwróciła się do Sabriny. 

-Do zobaczenia jutro rano na lekcji.

Starsza kobieta odwróciła się w stronę Zeldy, spodziewając się, że rozmowa dobiegła końca, kiedy jeszcze raz usłyszała głos nastolatki: 

-Pani Wardwell?

Westchnęła, zwracając uwagę z powrotem na Sabrinę, mając nadzieję, że wkrótce wróci do domu. Nie spodziewała się tego, co ją czeka. Po tym, jak Sabrina odmówiła jakiegokolwiek kontaktu, spodziewała się wszystkiego oprócz 

-Dziękuję, - które opuściło usta Sabriny.

Spojrzała na młodszą czarownicę nieco zdziwiona, zanim nastolatka ruszyła za jej ciotką Hildą. Zwróciła swoją uwagę z powrotem na Zeldę, która przez cały czas stała blisko.

-Więc co to jest, co nie może czekać do jutra? Jestem dość zmęczona i doceniłabym komfort własnego domu, -  powiedziała i założyła ręce, zbliżając się o krok do rudej piękności.

Już sama ta czynność sprawiła, że ​​Zelda wrzała, ale nie znalazła odpowiednich słów, by wyrazić swój gniew bez bycia wredną. Po krótkiej przerwie pani Wardwell uniosła brwi i westchnęła, wyraźnie wyrażając irytację.

-Za kogo się uważasz?! - Zelda wybuchła, zaskakując ją.

-Za kogo ja się uważam? - Pani Wardwell powiedziała, wyraźnie zszokowana i spojrzała na nią, jakby właśnie zobaczyła ducha.

- Tak, jak myślisz, kim jesteś? Wchodzisz w nasze życie, myśląc, że masz prawo nie tylko nas osądzać, ale także przeszkadzać w wychowywaniu Sabriny - splunęła. Troszczyła się o Sabrinę, czasami nawet bardziej, niż chciała przyznać. Nic nie mogłoby zaszkodzić Sabrinie, a pani Wardwell była dla niej potencjalnym zagrożeniem.

-Gdybym nie wtrącała się w twój sposób "wychowywania jej", przeprowadziłaby egzorcyzmy samodzielnie lub, co gorsza, szukałaby pomocy w niewłaściwym kościele. Wiesz, co by pomyślał Czarny Pan.  Już wpakowałam Sabrinę w dość kłopotów. Twój brat powiedział mi, żebym opiekował się jego jedyną córką, a ponieważ najwyraźniej nie jesteś w stanie tego zrobić samodzielnie, musiałam wkroczyć - splunęła druga kobieta, jej oczy wypalały dziury w Zeldzie, jakby nigdy wcześniej jej nie widziała.

Intensywność tego spojrzenia sprawiła, że ​​cofnęła się o krok i przełknęła ślinę, zanim podjęła próbę powrotu. 

-Och, nie, masz szczęście, że wtrąciłam się dzisiaj i kilka razy w ciągu ostatnich kilku dni. Jak myślisz, kto pomógł Sabrinie uciec przed demonem snu, kiedy nie byłaś w stanie się pozbierać? Jak myślisz, kto ją obserwował przez cały czas, kiedy ty po prostu polegałeś na swojej miłości do Kościoła Nocy? Na pewno nie na tobie - powiedziała i rzuciła jej spojrzenie, które sprawiło, że poczuła się taka mała.

- Jeśli myślisz, że ci za to podziękuję, to się mylisz. Nie potrzebujemy ciebie. Sabrina jest moją siostrzenicą. Trzymaj się z dala od niej - syknęła Zelda, zanim przeszła obok niej, upewniając się, że szturchnęła ją łokciem.

Pani Wardwell miała trudności z utrzymaniem cierpliwości, ponieważ Zelda miała czelność mówić do niej w ten sposób. Uśmiechając się, wzięła głęboki oddech, zanim się odwróciła.

-Zeldo... -  powiedziała, a kobieta stanęła w miejscu.

Nagła zmiana tonu sprawiła, że ​​krew Zeldy zamarzła. Pani Wardwell wydawała się taka pewna siebie i nagła zmiana atmosfery sprawiła, że ​​się zawahała. Odgłosy wokół nich ustały, a zimny wiatr otarł się o jej delikatną skórę, sprawiając, że zadrżała. Odwróciła się powoli, prawie nie ośmielając się spotkać spojrzenia przeciwnika.

-Twoje małe uczucie do ojca Blackwooda sprawia, że będziesz miała kłopoty. Kiedy bawisz się ogniem, prosisz o spalenie. Powinnaś wiedzieć coś więcej - powiedziała i minęła Zeldę, rzucając jej ostatnie spojrzenie, które sprawiło, że Zelda zaczęła płakać.

Skąd ona wiedziała? Nikt nie wiedział ... To był jej sekret i tylko jej. Poczuła, że ​​nie ma już powietrza, by mogła oddychać, a pierwsze szlochanie przeszło przez jej ciało, sprawiając, że upadła na kolana.

Pani Wardwell nie potrzebowała nawet pół dnia, aby wywrócić jej życie do góry nogami i zniszczyć każdą pozostałą w niej pewność siebie. Teraz widziała panią Wardwell jako potencjalne zagrożenie, nie dla Sabriny, ale dla siebie.

Pani Wardwell wróciła do domu niezadowolona ze swojego zwycięstwa. Mimo że wygrała bitwę o dominację, nie mogła przestać przeżywać na nowo przeszłych wydarzeń, ku jej wielkiemu przerażeniu. Nie mogła pojąć, dlaczego wydaje się, że ta ruda piękność ją prześladuje.

Nalała sobie kieliszek wina, zanim opadła na fotel, czując się pokonana. Nie była przyzwyczajona do tego uczucia, ponieważ miała przewagę we wszystkich swoich rozmowach, cóż, jak to udowodniła dzisiejszego wieczoru ... tylko większość z nich. Była rozczarowana brakiem kontroli. Prawie go zgubiła, prawie popełniła fatalny błąd, pozwalając zsunąć się masce i zrujnować wszystko, do czego się stworzyła.

Nie mogła pozwolić, żeby to się powtórzyło. Była sfrustrowana, ponieważ nie mogła zrozumieć, co sprawiło, że pękła. I przez cały czas, kiedy o tym myślała, znała odpowiedź. Zelda Spellman. Wydawało się, że wszystko na niej się zaczyna i kończy. Krzyk gniewu wymknął się jej z ust, a kieliszek wina poleciał w powietrze, uderzając w pobliską ścianę.

Jednego była pewna. Zelda Spellman była potencjalnym zagrożeniem dla jej wielkiego planu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam, od razu informuję, że opowiadanie nie jest moje a @MoonFullOfTears. Ja tylko tłumaczę je na polski.

Black Magic WomenWhere stories live. Discover now