Rozdział 6

842 95 40
                                    

Weszliśmy we trójkę na stołówkę. Johnson ignorował moje towarzystwo, jak i towarzystwo Taylora, więc nie zdziwiłem się gdy bez słowa skręcił w stronę stołu błyskawicy. Taylor zerknął na mnie z uniesioną brwią, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Nie jestem jego matką, aby pilnować go przy każdej okazji. Machnąłem na chłopaka i ruszyłem w stronę stołów gdzie siedziała Summer. Znudzona dziewczyna podpierała głowę na ręce i wbijała pusto wzrok przed siebie.

- SumSum coś się stało? - zapytałem i opadłem na krzesło, dziewczyną zerknęła na mnie i potrząsnęła głową.
- Nic takiego, nie zwracaj na mnie uwagi. Cześć Taylor. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, a brunet kiwnął jej głową i usiadł koło mnie. - Stresujecie się?
- Nie. - odpowiedziałem i odchyliłem się na krześle - To tylko durne zawody. I chyba już wszyscy wiedzą, że nie będę w nich najlepszy.
- Głupi jesteś McRae. - westchneła - Nie idzie ci aż tak źle.
- Nie byłaś na żadnym z moich treningów. - zaśmiałem się. Summer jednak tego nie skomentowała, obserwowała mnie przez chwilę i ponownie odwróciła wzrok. - Co się dzieje?
- Nic takiego. - mruczy - Znaczy... Nic czym musisz się martwić.

Westchnąłem i pokiwałem głową. Wcześniej James, teraz Summer. Nie ma to jak przyjaciele, którym możesz porozmawiać.
Im dłużej czekaliśmy tym więcej nas się zbierało przy stoliku, przyszli moi współlokatorzy, nawet w tłumie mignął mi gdzieś mój brat i byli przyjaciele. Lynn przysiadła obok mnie i uśmiechneła się wesoło, przez co nie mogłem, nie odwzajemnić jej uśmiechu. Rozejrzałem się po sali, zniecierpliwieni magowie nawet nie zaczęli swoich posiłków oczekując aż dyrektorka wygłosi iście ważną wiadomość, dotyczącą igrzysk. W końcu po kolejnych 10 minutach, Marina i Constantine weszły do stołówki. Kobiety zajęły główne miejsca przy stole, dyrektorka rozejrzała się po uczniach.

- Moi drodzy. Spotykamy się tu jak codzień aby razem spożyć posiłek. Jednak widzę, że jesteście zbyt zniecierpliwieni aby zacząć, więc pozwólcie, że przejdę do tak wyczekiwanej przez wszystkich informacji. - powiedziała, a po sali rozniosły się wesołe szepty - Oficjalnie igrzyska smoków zaczynają się już lada dzień. Według tradycji właśnie dzisiaj wygłosimy ich konkurencje, w których zmierzą się wszyscy strażnicy, z pięciu głównych szkół. - Marina rozwinęła list, który szybko przeskanowała wzrokiem - Pierwsza konkurencja dotyczy panowania nad żywiołami, każdy żywioł dostanie zadanie do wykonania, dzięki temu grupy będę mogły uzbierać punkty.

- Drugą konkurencją będzie pokonanie przez strażników przeciwnego dla siebie żywiołu. - mówi spokojnie kobieta - Zadanie to będzie polegało na walce wręcz, walce na smoku, omijaniu, stosowaniu własnych ataków. Pierwsza część zadania, walka z ziemi, później dołączenie do smoka, z którego już nie możecie zejść, bo będzie to się równało dyskwalifikacji.
Kolejna z konkurencji, to praca grupowa. Nasi strażnicy będą musieli w ciągu określonego czasu odszukać magiczne przedmioty. Czwarta z naszych dyscyplin polega przetrzymaniu jednego z wrogich przeciwników i uwolnienie naszego, którego przetrzymuje wroga drużyna. - kobieta spojrzała po uczniach zgromadzonych na sali - Ostatnia, najważniejsza konkurencja. Sztafeta. Wojownicy muszą zbierać swoje szarfy, jednocześnie przekazywać drugiemu z wojowników różczkę, którą mogą odebrać wam rywale. Upadek ze smoka równa się przegranej drużyny. Życzymy naszym straznikom dużo szczęście i wspaniałej zabawy.

W sali wybuchła fala radości. Jedynie tylko mój stolik był cicho.  Czułem na sobie wzrok moich przyjaciół, ale nie skomentowałem słów dyrektorki. Reszta uczniów zaczęła jeść, jednak przy naszym stoliku nadal nikt się nie ruszył.

- I... - zaczął powoli Victor - I jak się z tym czujesz? - pyta.
- Myślałem, że będzie gorzej. - odparłem szczerze i wzruszyłem ramionami - Powinienem sobie poradzić. Znaczy, poradzić tak, aby przeżyć.
- Cole - Lynn zaśmiała się melodyjnie i potrząsnęła głową - Oczywiście, że byś to przeżył.
- Więc cudownie. A jeszcze lepiej, że nie muszę nic tłumaczyć gadą, po podsłuchiwały. - mówi ze śmiechem i spojrzałem na okno, co zaraz zrobiła reszta, aby zobaczyć jak moje smoki uciekły. - Co za gamonie. Przecież by się ode mnie dowiedziały.

Tym incydentem przy naszym stoliku sytuacja rozluźniła się i zaczęliśmy rozmawiać, a później przez głupie historie Victora, wszyscy się rozchmurzyliśmy.

Zaraz po obiedzie wszyscy rozeszliśmy się do swoich pokojów. Ja jedynie wpadłem na chwilę do wieży smoków, aby usłyszeć ich wyjaśnienia w kwestii szpiegowania, ale do niczego się nie przyznały, więc wróciłem do pokoju, gdzie zacząłem przeglądać swoje zeszyty i odrabiać pracę. Wolałem nie opuszczać się w nauce, aby nie mieć pod górkę jak w poprzednim semestrze. Gdy skończyłem było już późno. W sam raz aby włamać się do domu błyskawicy. Zerwałem się z łóżka, rzucając wszystkie książki na ziemię i zarzuciłem na siebie czarną bluzę. Wydostanie się z mojego skrzydła nie będzie problemem, ale cholera wie, co się dzieje w domu błyskawicy. Jeżeli mnie przyłapią, mogą wziąć mnie za szpiega, który chce im zaszkodzić. Głupie? Głupie. Ale każdy dom tak myśli, gdy ktoś o innym żywiole się do nich zakrada.

Rozbawiony wyszedłem ze swojego pokoju, rozglądając się po korytarzu. Był pusty, więc spokojnie ruszyłem do wyjścia.
- McRae! - podskoczyłem gdy usłyszałem krzyk i obróciłem się. Jęknąłem głośno zauważając Clarka, nawet nie próbowałem ukrywać swojego niezadowolenia. Mężczyzna właśnie wychodził z pokoju moich sąsiadów. - Co ty kombinujesz?
- A Pan co kombinuje? - burknąłem, a mężczyzna zmrużył oczy.
- McRae, do pokoju. Nie będziesz wychodził o tej godzinie. - mówi spokojnie
- A skąd pan wie, że nie szedłem do swoich współlokatorów! - jęknąłem.
- Znam cię. Po za tym ich pokoje są w drugą stronę. - prychnął. Szach mat, Cole. Profesor ma rację.
- Chciałem iść na około - powiedziałem powoli, a Clark pokręcił głową.
- Albo mówisz prawdę, albo idziesz do pokoju McRae. - Clark wbił we mnie wzrok, a ja miałem ochotę wystawić mu środkowy palec.
- Chciałem wpaść na chwilę do Johnsona. - burknąłem i podrapałem się po karku - Ma moją książkę od zielarstwa. - nie jest to do końca kłamstwo.
- No dobrze, więc pozwól, że cię odprowadzę - mówi. Zmrużyłem na mężczyznę oczy. Johnson na bank mnie wystawi, jak go zobaczy.
- Bez łaski. - mówi i wróciłem do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
- McRae! - Jeremy wydarł się na korytarzu, a ja zacząłem się śmiać.

Jednak będę musiał zostawić męczenie Jamesa i jego dziwne zachowanie na jutro, co niezadowala mnie. Myślałem, że może sam się odezwie, ewentualnie wpadnie mi niespodziewanie do pokoju, ale "Pan jestem groźnym wilkiem" chyba się na mnie obraził. Nie ma za dużo powodów... Chociaż. Cholera go wie.

*

Dobry wieczór, moi mili. Cudem, wpada kolejny rozdział xD

Miłej nocki!

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now