Rozdział 7 cz.1

704 82 40
                                    

- Do góry Ashera! Do góry, kurwa!- wydarłem się wisząc na szyi smoka. Ashera wydał z siebie niezadowolone warknięcie i wzbił się wyżej, w chwili kiedy ognista kula przeleciała obok nas. Na trybunach i w powietrzu panował totalny chaos. Każdy uciekał w popłochu aby jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od niebezpieczeństwa. Problem polegał na tym, że strażnicy muszą walczyć, a ja nie jestem doskonałym wojownikiem.

Kiedy już prawie wdrapałem się na grzbiet Ashery, niespodziewanie uderzył w nas inny jeździec na swoim smoku. Nie mając się czego złapać, ześlizgnąłem się z mojego towarzysza lecąc w dół z taką prędkością, że już wiem, iż rozbije się o wodę jak o beton.

Jak znalazłem się w tej sytuacji? Otóż... Wszystko zaczęło się dwa dni temu, wraz z nadejściem pierwszych zawodów.

*
- Kto był na tyle mądry aby sprowadzić do naszej szkoły dwadzieścia innych smoków? - pyta Victor stojący obok mnie, oboje wpatrujemy się w niebo po którym latają strażnicy innych szkół. Moją jedyną odpowiedzią było wzruszenie ramion. - Dobrze się czujesz?

- O co wam ostatnio chodzi? - pytam, próbując ukryć irytację. - Przerabiamy ten temat od trzech dni. Tak, u mnie wszystko dobrze. Może jedyne co doprowadza mnie do wściekłości to fakt, że dyrektorka kazała mi zamknąć smoki w podziemiach szkoły. 

- Przecież wytłumaczyła ci...

- Siedź cicho. - burknąłem i ruszyłem w stronę szkoły.

Pani Marina kazała zamknąć mi smoki, aby inne szkoły nie czuły się zagrożone. Jednak, mi się wydaje, że miała całkowicie inny powód. Może lepiej aby mi go nie mówiła, jednak zamknięta Enya, to niebezpieczna Enya. Namówienie moich towarzyszy do takiej współpracy była... Ciężka. Targowały się lepiej niż stara baba na bazarku. Podświadomie wiem, że są bezpieczne, bezpieczniejsze niż w otwartej wieży, jednak nie daje mi to spokoju. 

Ale w zamian za siedzenie w podziemiach, będą mogły latać gdzie chcą... Same, co najmniej przez tydzień i Marina z Constantine nie będą mogły w to ingerować. 

Szedłem tak zamyślony, że w końcu kogoś uderzyłem barkiem. Odwróciłem się zakłopotany do dziewczyny. Była prawie mojego wzrostu, miała ciemne oczy i ciemne włosy w których pojawiały się fioletowe pasemka.

- Wybacz.- mówię - Nic ci nie jest?

- Nie. - mruknęła niechętnie, mimo wszystko masując swoje ramię.

- Nie chciałem, przykro mi, że na ciebie wpadłem.- parsknąłem nerwowo i podałem dziewczynie dłoń. - Colin.

Brunetka niechętnie mi się przyjrzała i podała mi dłoń.

- Jasmine. - mówi spokojnie. Gdy już miałem się odezwać, Victor zaczął mnie wołać.

- McRae! No chodź! - krzyknął wyraźnie zirytowany czekaniem. Oczy Jasmine zrobiły się większe.

- McRae?- spytała, a ja kiwnąłem głową.

- A ty...

- McRae!- krzyknął ponownie - Później porozmawiasz z koleżanką!

- Victor! Zaraz! - warknąłem. Jasmine jednak parsknęła cicho i klepnęła mnie w ramie.

- Do zobaczenia, Colin. - uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w swoją stronę. 

Zacisnąłem tylko zęby i podszedłem do Victora, który szczerzył się zadowolony. Nic nie mówiąc, po prostu uderzyłem go w ten jego głupi łeb.

- Ała! - krzyknął zaskoczony. - No weź laskę wyrwiesz zawsze! Kumpla masz jednego!

Strażnicy Smoków IIWhere stories live. Discover now