Rozdział 11

146 21 8
                                    


*James*

Cain poblażliwie na mnie patrzył i tylko lekko kręcił głową, jego brata nie było już pięć dni, a wszystko w szkole prawie wróciło do normy. Razem ze współlokatorami Colina próbowaliśmy czegoś się dowiedzieć, jednak jak na razie podsłuchaliśmy że blondyn jest po drugiej stronie, szkoła nic nie może zrobić i w sumie nie wiemy czy ten dureń żyje.
- Naprawdę nic nie wiesz? - zapytałem, próbując ukryć desperację, Victor który mi towarzyszył, tylko lekko poklepał mnie po ramieniu.
- Tak naprawdę nikt się do nas nie odezwał - wymamrotał Cain. Bliźniacy byli praktycznie identyczni, z wyglądu nie różniło ich prawie nic, jednak z charakteru byli całkowicie inni. Znałem Caina całkiem dobrze, więc z łatwością zauważyłem jaki jest wykończony zniknięciem brata, podobnie jak smoki, jego towarzysz również został zamknięty, aby przypadkiem Cain nie wpadł na nic głupiego - Dyrektorka zapewniła nas tylko o tym, że szkoła zaczyna sama poszukiwania.

Przeklnąłem cicho i rozejrzałem się po dziedzińcu szkoły, pozwalając aby to Vic przejął rozmowę. Kiedyś nie wyobrażałem sobie aby spędzić z McRae dnia, a teraz wariuje z niepokoju gdzie może być ten debil. Im więcej dni nas dzieli, tym mniejsza jest nadzieja na to, że nasz przyjaciel może być żywy. Musiałbym wyciągnąć Enyę z lochów, co jest ciężkim zadaniem, najłatwiej wypuścić Asherę od medyków, ale on nigdy nie brał mnie na grzbiet bez Cole. Jeżeli chodzi o samą podróż Damon mógłby mi pomóc, jednak w porównaniu do smoków nie będzie potrafił wytropić blondyna. Przeczesałem włosy i spojrzałem za Cainem który ruszył w stronę domu, po chwili przeniosłem wzrok na Victora.
- Ciężka sprawa - mruknął zrezygnowany chłopak, a ja kiwnąłem głową - Jak mamy znaleźć naszego przyjaciela, jak nie dają wyciągnąć z lochu jego smoków? No cholera! - warknął cicho - One go mogą znaleźć. Któryś musiałby być szczurem aby wydostać się przez te pieprzone kraty i...
- Inferno - powiedziałem nagle, a Victor na mnie spojrzał.
- Co? - zapytał głupio
- Musimy zdjąć zaklęcie z Inferno! - zawołałem, wymachując dłońmi - Jeżeli to się uda, będziemy mogli wyciągnąć go przez kraty, nadal jest mały.
- Mały, ale jest smokiem - mruknął podłapując, a jego oczy aż się zaświeciły - Młody nas może poprowadzić.
- Może, ale musimy mieć kogoś na kim możemy latać - mruknąłem i przeczesałem włosy. Nagle przyszedł mi głupi pomysł, po czym ponowie spojrzałem na mojego towarzysza - Jak myślisz, jak bardzo McRae się wkurzy, jak dołączy do nas Aaron?
Victor tylko uniósł brwi, dając mi tym samym znać, że jeżeli ktoś ma zginąć, to my, jeżeli brunet się na to zgodzi. Aaron wydawał mi się rozsądnym pomysłem, ze względu na to, że miałem z nim najwięcej kontaktu. Cały dzień myślałem nad tym jak przekonać chłopaka do pomocy i jak spróbować nakłonić go do milczenia, gdyby jednak się nie zgodził. Mimo iż kolegujemy się z Aaronem, w końcu jesteśmy z jednego domu, miałem problem aby ugryźć ten temat. Dopiero przed kolacją spotkałem chłopaka gdy szedł do swojego smoka, sam zaproponował abym się z nim przeszedł, więc skończyłem siedząc na polanie z nim i jego smoczycą Theo. Brunet zajmował się nią, a ja obserwowałem jak między jej łuskami przeskakują iskry. W końcu to mój starszy kolega się do mnie odwrócił.
- Przykro mi, że nie daliśmy rady z... Z Colinem - mruknął powoli, a ja parsknąłem zaskoczony - Ale chyba już wszyscy wiedzą, że coś kombinujecie, Johnson. - otworzyłem zaskoczony usta, a Aaron uśmiechnął się krzywo - Znajomi McRae nie są zbyt dyskretni, stary. Dlatego jako ja, nie jako strażnik, mówię ci odpuść.
- Ty mówisz abym odpuścił? - zapytałem zaskoczony, a chłopak lekko się speszył, co też było nie codziennym widokiem.
- Mogę Ci coś zdradzić, coś co wiedzą tylko strażnicy i dyrekcja, okej? - zapytał cicho - Jeżeli chcesz coś robić, to zrób to sam, nie mieszaj do tego chłopców z dobrych domów.
- Oni też chcą go odnaleźć - powiedziałem, próbując ukryć lekką irytację.
- Stary - jęknął i przetarł sobie twarz - Tu chodzi o coś więcej, niż porwany dzieciak.
- O coś więcej? - zapytałem, unosząc brwi. Aaron myślał nad czymś, w końcu jednak spojrzał na swoją smoczyce.
- Wszyscy myślą, że będzie wojna - mruknął - Nikt nie wie po co im McRae, ale Marina i Constantine martwią się, że może to mieć coś wspólnego z jego magią. Zbiera kolekcje smoków, w końcu musiał zwrócić na siebie uwagę.
- Więc co sugerujesz? - westchnąłem cicho, masując sobie kark.
- Jeżeli już dojdzie do odbicia McRae to będzie to miało duże konsekwencje. - zaczął tłumaczyć, głaszcząc przy tym swoją towarzyszkę
- Zaraz, jeżeli dojdzie? - zapytałem zaskoczony - Oni nie mają zamiaru go ratować?
Aaron przymknął oczy i pomasował nasadę nosa.
- Nie wiem! Pewnie mają, ale nam też nic nie mówią! - zawołał - McRae to na razie wielka niewiadoma!
- On może zginąć! - zawołałem zrywając się z trawy
- To nie ja decyduje! - zawołał i rozłożył ramionami - Nas nawet nigdzie nie wyślą! Tylko królewską straż! Po prostu chce ci przekazać, odpuść sobie, zanim i ciebie przymkną, do cholery!
Wpatrywaliśmy się w siebie wyjątkowo zirytowani, nie miałem zwyczaju się kłócić ze strażnikiem, ale zaczął mnie denerwować.
- Idę do siebie. - skwitowałem, próbując powstrzymać warknięcie i odwróciłem się, szybkim krokiem oddalając się od chłopaka i jego smoka.
- Johnson, no! Nie obrażaj się! - zawołał, jednak nawet nie odwróciłem się w jego stronę. Skoro wiedzą, że ja i przyjaciele McRae chcemy go odbić, nie ma szans na to, że wyciągnę jakiegoś smoka z terenu szkoły.
Wpadłem jak burza do pokoju, na szczęście moich współlokatorów nigdzie nie było. Skoro nie mogłem wziąć ze sobą towarzyszy, Damon pewnie też jest pilnowany, to co mi zostało? Stałem oparty chwilę o drzwi, zanim wpadłem na głupi pomysł. Pójdę sam. Tylko muszę się dowiedzieć gdzie dokładnie i oczywiście, muszę odzyskać różdżkę kretyna który dał się porwać. Chwilę myślałem nad za i przeciw, oczywiście argumentów przeciw było więcej. Mimowolnie wyszczerzyłem się do siebie i spojrzałem na zegarek, muszę pojawić się na kolacji, aby nie wzbudzić zbyt dużych podejrzeń, ale mogę wyjść z niej szybciej. Jeżeli wyjdę dziesięć minut szybciej, powinienem zdążyć dobiec na skrzydło domu ognia, McRae powinien mieć jakąś zapasową różdżkę bo ta właściwa jest w gabinecie opiekuna. Ale znając umiejętności blondyna...
- W co ty się pakujesz, Johnson - wymruczałem do siebie i przeczesałem sobie włosy. W dziesięć minut muszę włamać się do gabinetu opiekuna, wyjść i spróbować wybiec zza szkołę, nie korzystając z pomocy żadnego z towarzyszy. Brzmi jak coś, za co Hale urwie mi głowę.

Yayımlanan bölümlerin sonuna geldiniz.

⏰ Son güncelleme: May 12 ⏰

Yeni bölümlerden haberdar olmak için bu hikayeyi Kütüphanenize ekleyin!

Strażnicy Smoków IIHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin